W dzieciństwie szarpałyśmy się potwornie. Kiedyś Ola popchnęła mnie na kaloryfer, ja udawałam, że jestem martwa. Wtedy ona w płacz, żebym nie umierała. Ona mnie ledwie dotknęła, a ja – że strasznie boli – wspomina Magda. – „Pójdę na skargę na mamy!”, krzyczałam na zapas.

Zdaje się, że dziewczyny już wtedy ostro ćwiczyły „umiejętności aktorskie”. Miały je po mamie, która bardzo chciała zostać aktorką, ale pochodziła z rodziny górniczej i dla jej taty aktorstwo to był zawód nie do przyjęcia. Przegrała więc walkę o marzenia, została polonistką, której jednak zawsze było blisko do teatru. Grała w pierwszym prywatnym amatorskim teatrze powstałym na Śląsku, angażowała się we wszelkie kółka i konkursy recytatorskie, do dziś prowadzi w Zabrzu Teatr Prawdziwy, który integruje dzieci niepełno- i pełnosprawne. I z tego połączenia powstają piękne i wzruszające spektakle.

Mama często zabierała córki na spektakle, w których występowała. Aleksandra miała osiem lat, Magda cztery, gdy poszły na „Przygody Sindbada Żeglarza”. W przedstawieniu mama grała czarownicę Tabazę zamienioną później w małpę. – Magda bardzo przeżyła to, że mama jest wiedźmą, a nie księżniczką – opowiada Ola. – To jedna z moich dziecięcych traum! – Magdzie rzeczywiście niełatwo to zapomnieć. – Z trudem zrozumiałam, że wielki przyczepiony nos mamy to charakteryzacja. Ale już w momencie, w którym mama staje się małpą i dzieci z tego się cieszą, wpadłam w taką histerię, że trzeba mnie było wyciągać z sali.

– Bitwa o ciuchy i kosmetyki była w domu zawsze, najpierw z siostrą, potem z mamą – mówi Magda. – Mam za sobą wszystkie szachrajstwa: mówiło się, że czegoś się nie wzięło, a się wzięło i potem trzeba to było jakoś sprytnie odłożyć na miejsce. – Aleksandra w ogóle takich historii nie pamięta. – Przecież miałyśmy zupełnie inny styl! Magda wolała ciuchy sportowe, a ja przechodziłam przez różne etapy: modę na rap, punk itp., długo poszukiwałam swojego stylu. Dopiero teraz się zbliżyłyśmy i Magda czasem coś wyciąga ode mnie na imprezy. – Czy Ola mi imponowała? Tak! Jak to starsza siostra! Była bardziej kobieca ode mnie – twierdzi Magda. – I znacznie lepsza, jeśli chodzi o zdobywanie chłopaków, pierwszego miała w podstawówce. Moje miłości zaczęły się o wiele później.

Nigdy nie były zazdrosne o swoje sukcesy. Potencjalne zagrożenie mogłoby tkwić już w konkursach recytatorskich, w których obie w dzieciństwie brały udział. Tak się jednak składało, że jeśli Ola zdobywała pierwsze miejsce w starszej kategorii wiekowej, Magda podobne w młodszej. – Jeździłyśmy na te konkursy, bo można było wygrać supernagrody, a w domu się nie przelewało. – Aleksandrze szczególnie utkwił w pamięci konkurs poezji rosyjskiej „Na wschód od Bugu”: wygrała wieżę, a Magda rower! To była pierwsza wieża, która pojawiła się w domu. Taka jeszcze na kasety, ale podświetlana. Szał! Słuchały muzyki na okrągło i na zmianę jeździły na rowerze.

– Ja wolałam raczej siedzieć na drzewach, niż się uczyć, za to Ola zawsze była pilna, chodziła do szkoły muzycznej, grała na fortepianie i była zdecydowanie grzeczniejsza – mówi Magda z ledwo zauważalnym przekąsem. – Uchodziłam za tę niegrzeczną. Ola poszła do Trójki, najlepszego liceum w Zabrzu, z tradycjami, także teatralnymi, a ja byłam melepetą, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. W podstawówce z fizyki, chemii, biologii ciągle byłam zagrożona, przepychali mnie z klasy do klasy. Bałam się, że do Trójki się nie dostanę. Zawsze byłam niesforna i prawdopodobnie mama chciała mieć mnie na oku, a że nasi rodzice pracowali w liceum ekonomicznym, wylądowałam w szkole, w której uczyli. Potem strasznie tego żałowałam, ale szkołę skończyłam – wspomina Magda. – Podstawy prawa, rachunkowości, po co mi to było? Wymazałam tę wiedzę błyskawicznie. Nic nie zostało! Wstyd przyznać, ale gdy po latach podpisywałam pierwsze umowy aktorskie, miałam kłopot z odróżnieniem, co netto, a co brutto.

Ta szkoła to był zmarnowany czas. Ale może musiałam zrobić krok w bok, by uświadomić sobie swoje przeznaczenie? Jeszcze długo po studiach wstydziłam się powiedzieć, że jestem aktorką! Może bałam się iść utartą przez siostrę ścieżką... Według Aleksandry ona tylko teoretycznie była grzeczniejsza niż Magda. – Też bawiłam się na trzepaku i biegałam po poniemieckich bunkrach, których dużo było w naszej okolicy, ale przy okazji czytałam sporo książek, więc, żeby mieć spokój, wszystkie niemiłe obowiązki, jak posprzątanie pokoju, załatwiałam jak najszybciej. Każdy myślał, że jestem ułożona i solidna. A ja byłam marzycielką i chciałam mieć z głowy rzeczywistość.

Zobacz także:

Magda łobuzowała na co dzień, ja uciekałam w fantazję. Czytałam pod kołdrą różne zakazane wtedy książki typu „Raz w roku w Skiroławkach” Nienackiego czy „Kompleks Portnoya” Rotha, później zresztą według tej książki wyreżyserowałam spektakl w Teatrze Konsekwentnym, obecnym Teatrze WARSawy.

– Na pewno zazdrościłam Oli, że miała więcej samozaparcia – mówi Magda z uśmiechem. – Nie dość, że lepiej się uczyła, to jeszcze skończyła szkołę muzyczną, do której mnie żadną miarą zmusić się nie dało, czego dziś piekielnie żałuję. A miałam nawet prywatne lekcje gry na pianinie. Nic z tego nie wyszło – wzdycha. Po maturze Magda była pewna: nigdy więcej żadnej ekonomii! Ale co dalej? Nie umiała sama podjąć decyzji. To Ola popchnęła ją w stronę teatru, zmusiła, żeby wysłała papiery. Magda dziś wie: to była logiczna decyzja, bo co innego mogłaby robić? – Magda przyjechała do mnie do Wrocławia na moje końcowe egzaminy trzeciego roku i bardzo jej się to spodobało – wspomina Aleksandra. – Zaczęła grać w amatorskim teatrze muzycznym KME, który założyłam. Myślę, że nic lepszego od szkoły teatralnej nie mogłam Magdzie doradzić. Ona jest urodzoną aktorką.

Ola studiowała we Wrocławiu, Magda w Krakowie. – Oczywiście, najprościej było pójść na studia tam, gdzie Ola – mówi młodsza z sióstr. – Ale okazało się, że mam duże szanse w Krakowie. Bez wahania pojechałam tam. Moja siostra była zdolną studentką, wiedziałam, że zostając we Wrocławiu, poszłabym jej drogą. Nie chciałam tego.

W końcu obie wylądowały w Warszawie. Ściągnął je reżyser Grzegorz Jarzyna. Olę prosto do teatru, Magdę – studentkę czwartego roku – do Terenu Warszawa. Gdy młodsza Popławska pojawiła się w stolicy, Ola już pracowała w zawodzie, na czwartym roku szkoły teatralnej dostała etat w warszawskim Teatrze Rozmaitości.

– Moje początki były trudne – mówi Magda – nie dostałam się do Teatru na etat, miałam kryzys. – Na szczęście wszystko dobrze się skończyło – uważa Aleksandra. – Magda jest teraz w Teatrze Nowym u Warlikowskiego, miejscu dla niej stworzonym. – A Ola poszła swoją drogą, zaczęła reżyserować, w Warszawie można zobaczyć jej spektakle w Teatrze WARSawy, Powszechnym, Dramatycznym i Imce. Z powodzeniem łączy oba zawody, nadal gra w spektaklach Teatru Rozmaitości, serialach i filmach.

Siostry Popławskie, mimo że od wielu lat pracują w tym samym zawodzie, dopiero teraz spotkały się na planie po raz pierwszy. Połączył je najnowszy serial produkcji HBO pt. „Wataha”, opowiadający o strażnikach granicznych w Bieszczadach. Siostry zagrały tam główne role żeńskie, silne kobiety, Magdalena – strażniczkę graniczną Natalię, Aleksandra zaś – panią prokurator Igę Dobosz. – Dosyć zabawne było, jak we wspólnej scenie musiałyśmy mówić do siebie „proszę pani” – wspominają.

Nie dzwonią do siebie na co dzień, chodzą innymi drogami. Ale dobrze wiedzą, że w sytuacjach skrajnych zawsze mogą na siebie liczyć.