Po rozmowie z mamą jak zawsze było mi smutno. Kiedyś, gdy rozmawiałam ze Smokiem, porównałam naszą – moją i jej – relację do romansu.

– To kontakt jednostronny – opowiadałam mu. – Ona dzwoni do mnie tylko wtedy, kiedy ma pewność, że jej mąż o tym nie wie, spotykamy się też ukradkiem. Ja nie mogę do niej zadzwonić, żeby nie narobić jej problemów, nie mogę spędzać z nią świąt. Czasami myślę, że łatwiej byłoby, gdybyśmy zupełnie zerwały kontakt…

Smok dotknął pocieszająco mojej dłoni. Znał sytuację. Wiedział, że ojciec wyrzucił mnie z domu, kiedy okazało się, że wcale nie pójdę na architekturę, a do tego mam inną wizję własnej przyszłości niż on.

Od zawsze uwielbiałam rysować. Kiedy rodzice chcieli mnie za coś ukarać, nie zabierali mi zabawek, tylko kredki. Dlatego starałam się być grzeczna i dobrze się uczyć. Farby porzuciłam jako dwunastolatka i spędzałam całe godziny na szkicowaniu i wypełnianiu kolorowym tuszem obrazków, które najpierw dziwiły, a potem zaczęły niepokoić moich rodziców.

– Dlaczego nie rysujesz krajobrazów albo portretów? – pytała mama, oglądając moje własne wersje dzikich zwierząt, komiksowe postaci czy zupełnie abstrakcyjne wzory wypełnione nietypowymi czcionkami.

– Bo tylko to mi się podoba – odpowiadałam zwykle i poświęcałam kolejne dni na dopracowanie wizerunku wilka w płomieniach czy trupiej czaszki w różach.
Zresztą portrety też rysowałam. Na przykład mamy. Podarowałam jej podobiznę, którą naszkicowałam, patrząc na jej zdjęcie z młodości. Pewnie portret bardziej by się jej spodobał, gdybym nie narysowała jej jaskraworóżowych włosów. Ale po prostu zawsze musiałam dodać coś od siebie, moje wizje rysunków wyrywały się na wolność za pomocą ołówka czy pióra.

Powiedział, że już nie jestem jego córką

W wieku szesnastu lat postanowiłam, że zostanę tatuażystką. 

Zobacz także:

– Daj spokój! – mama przewróciła oczami. – Masz talent do rysowania, powinnaś iść na architekturę i go wykorzystać. Ojciec mógłby ci załatwić staż w tym dużym biurze projektowym. Rozmawialiśmy o tym, wiceprezes tego biura jest mu winny przysługę.

Oczywiście. Połowa świata była winna mojemu ojcu przysługi. Tak to jest z politykami, nawet tymi średniego szczebla. Tata od kilku dziesięcioleci działał w samorządach, potem został burmistrzem, a na końcu wiceprezydentem jednego z dużych miast Polski. W lokalnych, a sporadycznie i ogólnokrajowych gazetach, pojawiał się z moją mamą, a kiedy jeszcze wyglądałam „jak trzeba”, bywało, że i ze mną.

A potem zrobiłam sobie pierwszy tatuaż z okazji osiemnastych urodzin. Ojciec za to zrobił mi awanturę, ale jeszcze nie powiedział, że „nie jestem jego córką”. Te słowa usłyszałam dopiero wtedy, gdy uczciłam świetnie zdaną maturę drugim tatuażem, który wykonał Smok. To było prawdziwe dzieło sztuki, bo Smok jest artystą – zgarnia nagrody branżowe, a zdjęcia wykonanych przez niego tatuaży były nawet przedmiotem wystawy. 

Tata dostał jednak szału na widok mojego ramienia i łopatki, na których była scena z mojej ulubionej powieści fantasy.

– Wyglądasz jak kryminalistka! – krzyczał. – Albo jak jakaś obłąkana! Ja mam wyborców, jestem osobą publiczną! Nie mogę mieć córki wytatuowanej jak marynarz!

Mama usiłowała mnie bronić, ale skończyło się to tym, że uciszył ją w ostrych słowach. W jeszcze ostrzejszych kazał mi się wynosić z domu, żeby ludzie mnie z nim nie kojarzyli.

Smok już wtedy dostrzegł we mnie potencjał i pozwolił mi u siebie praktykować. Był ode mnie starszy o dwadzieścia parę lat i traktował mnie jak córkę. Później już jak przyjaciółkę, bo w salonie tatuażu spędza się wiele godzin dziennie i można dobrze kogoś poznać. Ja poznałam go jako osobę o niezwykłej wrażliwości, uczciwości i inteligencji, chociaż na jego widok starsze panie mocniej chwytały swoje torebki. 

Raz mama mnie o niego zapytała. Ojciec wyrzekł się mnie i kazał jej zrobić to samo. Bał się, że jakiś dziennikarz zobaczy ją ze mną i do prasy przedostanie się zdjęcie córki wiceprezydenta z kolejnymi dziarami na ciele. Mama spotykała się więc ze mną w sekrecie, ciągle oglądając się przez ramię, czy nikt nas nie widzi. Nie wiem, czy bardziej bała się flesza aparatu czy może znajomych ojca.

– Przejeżdżałam koło twojego salonu – uśmiechnęła się. – Widziałam, jak stałaś na zewnątrz i rozmawiałaś z takim wielkim mężczyzną. To jakby twój…?

Zacięła się, a ja się roześmiałam i szybko ją uspokoiłam.

– Nie jest moim chłopakiem. Ma żonę i czwórkę dzieci. To mój szef i mentor. Uczę się u niego i pracuję.

Mamie wyraźnie ulżyło. Zdołała jakoś się pogodzić z tym, że jej córka nie będzie panią architekt w eleganckiej garsonce, ale najwyraźniej wizja posiadania zięcia pokrytego od stóp do głów tatuażami i kolczykami nieźle ją przeraziła.

– Co u taty? – zapytałam jak zwykle.

– W porządku. Przewodniczy kolejnej komisji. Chce startować w wyborach na prezydenta miasta, chociaż myśli też, czy nie wybrać senatu.

Nie wierzę, że za mną tęskni

Tym razem nie powiedziała, że ojciec za mną tęskni. Może miała dosyć mojego prychania na te słowa. Bo uważałam, że gdyby tęsknił, toby odpuścił. Zaakceptowałby mnie i pozwolił nam znowu być rodziną. Ale ojciec był zawzięty. Zabronił mamie zapraszać mnie na święta, wiedziałam, że zrobił jej awanturę, kiedy odkrył, że spotkała się ze mną, by mi dać prezent na urodziny.

Tym prezentem był bilet lotniczy do Paryża. Smok załatwił mi staż u jednego z najlepszych artystów na świecie. To był człowiek, do którego trzeba było się umawiać na wizytę z rocznym wyprzedzeniem, a ludzie przyjeżdżali do niego zewsząd – od Japonii po Stany Zjednoczone.

Powiedziałam mamie, że będzie mnie uczył. Nie miała pojęcia, jakie to wyróżnienie, ale była ze mnie dumna. Miałam szczęście, że chociaż ona rozumiała, jak ważna jest dla mnie pasja.

Kiedy wróciłam z Francji, wiedziałam, w jakim stylu chcę pracować. Przywiozłam nowe techniki i masę pomysłów. Smok mówił, że niedługo będę mogła otworzyć własne studio.

To był czas, kiedy poznałam Oskara. Przyszedł wydziarać sobie jakąś sentencję po chińsku i Smok skierował go do mnie. Przygotowałam projekt graficzny i Oskar się zakochał. Najpierw w moim projekcie, a potem we mnie. Z pełną wzajemnością.

On był programistą, miał „prawdziwą” pracę, chodził do biura codziennie na dziewiątą i zrobił sobie w życiu tylko jeden tatuaż, w dodatku na plecach, więc niewidoczny. Widziałam, że moim rodzicom spodobałby się taki chłopak. Naprawdę chciałam przedstawić go ojcu, pokazać mu rodzinny dom.

– Tata nie ustąpi… – westchnęła mama. – Może jeszcze gdybyś nie miała tych niebieskich włosów…

Niebieskie włosy miałam od kilku lat. Przybyło mi też tatuaży i miałam kolczyk w dolnej wardze. Taki był mój styl, tak wyglądałam, ale pracowałam uczciwie na życie, nigdy nikogo nie okradłam, nie oszukałam, pracowałam też jako wolontariuszka w hospicjum dla dzieci, robiąc im tatuaże z henny.

– Nie jestem złym człowiekiem, mamo… – szepnęłam. – Ja tylko inaczej wyglądam… Lubię ozdabiać swoje ciało. Nie chcę robić tacie problemów, po prostu chciałabym, żeby było normalnie…

Wiedziałam, że rodzice mieli wtedy trzydziestą rocznicę ślubu. Mama wyprawiała eleganckie przyjęcie dla rodziny i przyjaciół. Powiedziała mi, w której restauracji, i pojechałam tam, by z daleka przyglądać się moim rodzicom siedzącym przy stole, tacie wygłaszającemu toast i mamie rozdającej dookoła promienne uśmiechy.

Chociaż oni mnie akceptują…

Nie mogłam się powstrzymać i napisałam do niej wiadomość, że pięknie wygląda i że życzę im kolejnych trzydziestu lat w szczęściu. Przez szybę widziałam, jak sięga po torebkę i dyskretnie sprawdza telefon. Zobaczyłam też ojca, który zajrzał jej przez ramię, a potem spojrzał przez okno i wbił wzrok w ciemność, w której się chowałam, zupełnie jakby mnie widział. Uciekłam stamtąd, a w domu płakałam.

Jakoś niedługo potem pojechałam z Oskarem do jego siostry. Miło było znowu mieć rodzinę i czuć się akceptowaną. Ale to właśnie tam dostałam najgorszą wiadomość w życiu.

Mama miała zawał. Przyjedź do szpitala” – napisał ojciec.

Jechałam tam, modląc się, by nie było za późno. Przypomniałam sobie, że dziadek zmarł na zawał, po prostu przewrócił się i nigdy więcej nie odzyskał przytomności.

– Tato! – krzyknęłam na korytarzu. – Co z mamą?

Ojciec wyglądał jak duch. Drżały mu ręce, plątały się słowa. Kompletnie nie zwrócił uwagi na to, że mam teraz fioletowe włosy i całe ramiona w tatuażach. Był przerażony, opowiadał, jak znalazł ją w zaparowanej łazience nieprzytomną. Bał się tak wyraźnie, że po prostu go przytuliłam. Czułam, jak się trzęsie. Stan mamy był poważny, konieczna była natychmiastowa operacja. Lekarze nie chcieli powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

– Nie mogę jej stracić… – szeptał ojciec, co chwila ocierając oczy. – Bez niej nic nie będzie miało sensu. Nic! Nawet nie pamiętam, jak to było żyć bez niej

Uśmiechnęłam się przez łzy. Rodzice poznali się w liceum, mieli po piętnaście lat. Oboje byli dla siebie pierwszymi partnerami. Pobrali się po studiach taty. Wierzyłam mu, że nie wyobraża sobie życia bez mamy. Wiedziałam, że chociaż czasem zachowywał się despotycznie, to kochał ją ponad wszystko.
Zastanawiałam się przez chwilę, czy jeśli mama wyzdrowieje, to ojciec znowu stwardnieje i mnie odrzuci. Czy te momenty, kiedy nakryłam dłonią jego dłoń, a on jej nie cofnął, to coś, co się już nigdy nie powtórzy? 

Ale najważniejsza była mama. Naprawdę baliśmy się, że jej nie odzyskamy.

W końcu usłyszeliśmy wyczekane słowa, że stan mamy jest dobry. Budziła się po operacji.

Przez kolejne dni spotykałam tatę w szpitalu. Kardiolog kategorycznie zabronił mamie się denerwować, więc ojciec nie komentował moich odwiedzin. Czasami nawet się do mnie odzywał, ale miałam wrażenie, że wróciło jego dawne rozczarowanie mną i moimi życiowymi wyborami.

Kiedy mamę wypisano do domu, zadzwoniłam i zapytałam, czy mogę wpaść.

– Chciałabym, żebyś przyjechała – odpowiedziała dziwnie formalnie.

– A tata? – spytałam drżącym głosem.

– Tata… on nic nie powie – zapewniła.

Czyli dostałam pozwolenie na odwiedzenie mamy, ale nie akceptację. Wybrałam więc moment, kiedy nie było go w domu. Ciężko jest mijać kogoś, kto nas traktuje jak zło konieczne…

Następnego dnia byłam w salonie. W kalendarzu Smok zaznaczył mi trzy wizyty. Ostatni był facet, który zaplanował sobie wytatuowanie imienia żony.

Kiedy zobaczyłam ojca na progu salonu, aż się zerwałam z fotela, bo byłam pewna, że mamie coś się stało.

– Nie, nie – uspokoił mnie. – Przyszedłem do ciebie. To ja jestem zapisany na osiemnastą. Chcę sobie zrobić tatuaż. A właściwie to chcę, żebyś ty mi go zrobiła.

Kompletnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Ale ojciec miał śmiertelnie poważną minę, widziałam, że naprawdę podjął tę decyzję. Postanowiłam podejść do sprawy profesjonalnie i zapytałam go, czy przygotować mu projekt i gdzie chce mieć tatuaż.

– Tu. Na sercu – odpowiedział, rozpinając koszulę. – Wiesz dlaczego, prawda?

– Wiem. Bo ją bardzo kochasz.

– A wiesz, dlaczego chcę to okazać właśnie w ten sposób? – zapytał znowu.

Pokręciłam głową. Naprawdę mnie zaskoczył. On? Śmiertelny wróg tatuaży chciał sobie wydziarać imię ukochanej na sercu? Jak jakiś marynarz?

– Bo to ważne, żebyś ty to zrobiła. Będę nosił tatuaż z imieniem żony, którą kocham, wykonany przez córkę, którą… też kocham.

Przyznam, że ciężko mi było się skupić na projekcie, ale włożyłam w to cały swój talent i pasję. Wpisałam imię Danuta w kompozycję orchidei, bo mama je uwielbia. Gdy tata zobaczył projekt, wzruszył się.

– Pięknie to zrobiłaś – powiedział, kiedy skończyliśmy. – Myślisz, że mamie się spodoba? To ma być niespodzianka.

– Na pewno – uśmiechnęłam się. 

– Chciałabym widzieć jej reakcję!

– Może zadzwonię i ci opowiem? – zaproponował.

– Byłoby super – odpowiedziałam, próbując ukryć, jak bardzo jestem poruszona. 

Ojciec zapiął koszulę i skierował się do wyjścia. W drzwiach wpadł na Oskara i wyciągnął do niego rękę. Przywitali się po męsku, a ja usłyszałam słowa taty skierowane do mojego chłopaka:

– Moja córka ma talent, prawda? Jest najlepsza!

Poczułam, że jestem szczęśliwa.