Kiedy sięgam pamięcią w przeszłość, często myślę o ojcu. Przystojnym, wysokim, zawsze uśmiechniętym i lubiącym się ze mną bawić. Pamiętam podrzucanie pod sufit, jazdę na sankach i wędrówki po okolicy mojego miasteczka. Tato był jednym z niewielu lekarzy w powiecie, zatem dużo pracował. W domu bywał praktycznie gościem. Za to jakim! Przynosił do domu zakupy, gotował, pytał, co ważnego trzeba załatwić. Mama nie mogła się go nachwalić. 

Niestety, straciłam ojca, mając niespełna siedem lat. Zmarł na raka żołądka. Przypominam sobie, jak obie z mamą, zapłakane, stałyśmy obok żałobnego orszaku na cmentarzu. Długo nie mogłam dojść do siebie. Mama wpadła w cichą rozpacz. Podtrzymywały nas wzajemne uczucie i codzienne obowiązki. Zaczęłam chodzić do szkoły, mama pracowała w miejscowym szpitalu. Życie toczyło się dalej.

„Tata cię kochał, ale ja nigdy nie byłam jego żoną”

Pewnego dnia, w czwartej klasie podstawówki nauczycielka wywołała mnie do tablicy:

– Agnieszka!

Wstałam, słysząc za sobą śmiech i słowa klasowego rozrabiaki:

– Ta co nic nie wie!

– Cicho!– rozzłościła się pani.

Zobacz także:

Już jako dziecko byłam rezolutna i dociekliwa. Na przerwie podeszłam do Jurka i wprost zapytałam, co miał na myśli.

– Całe miasto wie, a ty o niczym nie masz pojęcia? Zapytaj mamy.

Odwrócił się na pięcie i uciekł, zanosząc się drwiącym śmiechem. Opowiedziałam mamie o zajściu w szkole i zażądałam wyjaśnień. Zaczerwieniła się.

– Czy to konieczne, Agnieszko? Jesteś dzieckiem, niewiele zrozumiesz. Powiem ci, jak będziesz starsza.

– Jurek ma tyle samo lat co ja, i rozumie, o co chodzi! Chcę przynajmniej wiedzieć, czemu się ze mnie śmieją.

– Dobrze. Posłuchaj. Ojciec kochał ciebie i mnie. Nosisz jego nazwisko. Ale nigdy nie byłam jego żoną.

– Dlaczego?

– Ponieważ miał już żonę i dziecko... i również je bardzo kochał. Masz przyrodnią siostrę, Izę.

– Nie rozumiem, jak można kochać dwie kobiety.

Mama westchnęła, w jej oczach ukazały się łzy.

– Mówiłam, że jesteś za młoda na rozmyślanie o takich sprawach. Ja sama do końca tego nie pojmuję…

Mama łkała, a mnie zrobiło się głupio. Objęłam ją, przytuliłam i poprosiłam, żeby się nie gniewała na mnie. 

Ludzie w miasteczku plotkowali na potęgę

Postanowiłam, że jeśli ktokolwiek będzie mi dokuczał albo zadawał niedyskretne pytania, będę milczała. Zdarzyło się kilka incydentów i aluzji, lecz zachowałam zawsze niewzruszony spokój. Ludzie najczęściej rezygnowali wtedy z dociekań. Przybywało mi lat i stopniowo poznawałam fakty. Ojciec i matka mieli romans, który zmienił się w trwały związek, ja byłam jego owocem. Tato dzielił swój czas i uwagę między dwa domy, oficjalny i nieoficjalny.

Na oba łożył pieniądze. Ludzie w miasteczku plotkowali na potęgę, w końcu przywykli do istniejącej sytuacji.

– A jego żona, mamo?

– Wiem, że ogromnie to przeżywała. Próbowałam kilka razy zerwać z twoim ojcem, ale mi się nie udało. Ogromnie cierpiałam bez niego. Potem ty się urodziłaś.

– Mamo, czy żona taty i moja siostra mieszkają gdzieś niedaleko?

– Po jego śmierci wyprowadziły się do Poznania, albo do Wrocławia, nie wiem dokładnie. Potem gdzieś słyszałam, że Iza chciała studiować medycynę. Agnieszko, mimo wszystko byłam bardzo szczęśliwa z tatą, lecz nikomu nie życzę takiego losu.

Nawet nie byłam zdziwiona jej postawą

Czas mijał. Zdałam maturę i dostałam się na medycynę w Poznaniu. Pewnie geny rodziców dały o sobie znać. Aklimatyzowałam się szybko w nowym otoczeniu, byłam mocno pochłonięta nauką. Nie znałam dobrze kolegów z roku, a co dopiero z całej akademii medycznej. Nie miałam na to czasu. Ledwo zaliczyłam jedno kolokwium z anatomii, już czekało następne. Dałam się jednak namówić na andrzejkową zabawę w studenckim klubie. Podczas tańca kolega ze starszego roku zapytał:

– Iza L... to twoja rodzina? No, nasza prymuska z piątego roku. Widzisz ją? Tam, w kącie? Nawet jesteście podobne. 

Wysoka blondynka patrzyła na mnie nieżyczliwie. Podeszliśmy do niej.

– Maciek, skąd wytrzasnąłeś tego rudzielca? – syknęła.

– Ona nazywa się tak jak ty, myślałem, że to ktoś z twojej rodziny.

– Nie mam tutaj żadnej rodziny.

Wiedziała, zanim Maciek mnie przedstawił. Miałam ogniste, rude włosy, takie same jak tata. Cóż, nie mogłam oczekiwać, że wpadniemy sobie w ramiona. Nawet nie byłam zdziwiona jej postawą. Niewykluczone, że na jej miejscu postąpiłabym tak samo. 

Do końca studiów nie zamieniłyśmy ze sobą słowa. Wiedziałam, że Iza świetnie się uczy, że wróżą jej błyskotliwą karierę. Studiowałam, ona robiła staż, potem specjalizację. Ja również miałam zamiar robić tę samą specjalizację.

Gdy skończyłam studia jako prymuska, doszły mnie słuchy, że Iza wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. Pracowała z oddaniem i była lubiana przez pacjentów. Ja z kolei poślubiłam kolegę z roku i urodziłam córeczkę. Mijały lata. Ten światek nie jest wcale tak wielki, więc doskonale wiedziałam, co robi Iza. Była cenionym specjalistą, pisała artykuły do branżowych pism, jeździła na konferencje naukowe. Ja pracowałam w innym szpitalu. Zwierzchnicy i pacjenci chwalili mnie często. Nieraz proponowano mi udział w naukowych zjazdach. Na jednym z nich spotkałam Izę, lecz minęłyśmy się bez słowa. Przeszła mi chęć nawiązania siostrzanych stosunków. Nie, to nie. 

Ojciec byłby z nas dumny

Mieszkałyśmy obie w Poznaniu, nasze dzieci chodziły do liceum. Przed wakacjami moja córka Blanka opowiedziała mi o organizowanej przez szkołę wycieczce objazdowej za granicę.

– Wybraliśmy nietypowe miejsca, nie ma tam wielu turystów. Mamo, musi z nami pojechać lekarz, może nawet dwóch, bo grupa jest liczna i...

– I to mam być ja?

– Dlaczego nie? Dawno nie miałaś porządnego urlopu! 

Zgodziłam się. Mieliśmy zwiedzić Czechy, Słowację, Rumunię, Węgry, Bułgarię i kawałek Chorwacji. Na miejscu zbiórki zobaczyłam Izę. Byłam przekonana, że odprowadza któreś z dzieci. Jej syn Paweł uczył się w tym samym liceum, co Blanka. Kiedy się dowiedziałam, że Iza jest tym drugim lekarzem w grupie, omal nie zrezygnowałam w ostatniej chwili z wyjazdu. „Trudno, będę ją ignorować. Kontakty tylko służbowe” – postanowiłam w końcu.

Na pierwszym postoju w czeskim schronisku zasłabł kolega Blanki. Poszłam do niego i stwierdziłam, że są to objawy przemęczenia. Kończyłam badanie, gdy do pokoju wpadła Iza.

– Powiedziano mi, że…

– Już zrobiłam, co należy – odparłam.

– Ciśnienie mierzyłaś?

– Pewnie, za kogo mnie uważasz?

W oczach Izy zobaczyłam coś jakby błysk zrozumienia. Po czym, o dziwo, uśmiechnęła się leciutko:

– No, to, to… dobrze. Ojciec byłby z nas dumny – uśmiechnęła się.

– Co takiego? Przyznajesz, że mamy wspólnego ojca?

– Wiesz, pomyślałam sobie, że… no, nasze dzieci się lubią. Może i my w końcu…

– Chodźmy na kawę. Urlop przed nami, wszystko się może zdarzyć.

– Ruda, ja stawiam.