Połączyło nas poczucie
humoru. Potrafimy śmiać się ze wszystkiego, także z siebie. Razem prowadziłyśmy kabaret, razem prowadzimy blog. Cieszy nas wszystko, co robimy razem. Przede wszystkim podróże. Uwielbiamy wyjazdy. Choćby takie, podczas których tylko chodzimy po ulicach, patrzymy na ludzi, rozmawiamy z nimi. W ogóle świętujemy raczej naszą codzienność, nie musimy wyszukiwać specjalnych momentów. Kwiaty dajemy sobie częściej bez okazji niż z okazji. Nie lubimy sprzątać, więc dzielimy się tym po połowie i jest ok. Z psem wychodzimy na zmianę, ale jeśli wieczorem nie udaje się pójść razem na spacer, to już jest źle. Oczywiście kłócimy się czasem. Pewnie raz na pół roku, gdy źle wyciśnięta tubka pasty doprowadza kogoś do szału i staje się tylko pretekstem, żeby rozbić tę chmurę, która zawisła nad nami. Wtedy przez dom przetacza się burza z piorunami wraz z trzęsieniem ziemi. Ale cokolwiek by się działo, nigdy nie przestajemy ze sobą rozmawiać.

Spotkanie
Małgosia Rawińska (na zdj. po prawej) i Ewa Tomaszewicz poznały się sześć lat temu na forum lesbijskim. Potem wpadły na siebie przypadkiem na imprezie. Chwilę potem Ewa porzuciła pracę w rodzinnym Gdańsku, żeby zacząć wszystko od początku. W Warszawie. Z Gosią.

Ślub jak marzenie
Mimo tak romantycznego początku naszej historii, nie marzyłyśmy o ślubie. Nie przepadamy za ceremoniami. Chodzi nam o coś dużo ważniejszego: realne prawa i obowiązki. Takie jak np. prawo do alimentów czy dziedziczenia w razie, gdy opuści cię partner. Dlatego odpowiedziałyśmy na konkurs, który zorganizowały Linie Lotnicze SAS dla gejów i lesbijek. Najsympatyczniejszej parze wybranej w internetowym głosowaniu szwedzki urzędnik miał udzielić ślubu w samolocie lecącym do Nowego Jorku. Oprócz tego czekała ją tam uroczystość weselna oraz podróż poślubna do Los Angeles. Dla nas to była okazja, by przypomnieć i uświadomić ludziom, o co nam chodzi, czego chcemy. Żeby pokazać dwie osoby, które mają zwykłe życie i zwykłe pragnienia. Pomyślałyśmy, że może komuś otworzy to oczy? I udało się. Znalazłyśmy też sposób mówienia o nas. Taki prosty, jak nasza historia. Jesteśmy parą, kochamy się, chcemy się pobrać, ale nie możemy. Pomóżcie nam. Wierzymy, że legalizacja związku czyni go bardziej trwałym. A nasz ślub? Był jak z bajki. Mimo tego, że zajęłyśmy drugie miejsce w konkursie, organizator zadecydował, że oprócz zwycięzców, także my możemy się pobrać na pokładzie Airbusa. Niestety, ślub nie ma w Polsce żadnych konsekwencji prawnych.

Świat wokół nas
Jeśli chodzi o tolerancję, mamy cztery swoje ulubione historie. Pierwsza: w trakcie trwania konkursu pięcioletni wnuczek naszej znajomej zapytał ją: „Babciu, czy ty już dzisiaj głosowałaś na te panie, co tak się bardzo kochają?”. Druga: tuż po ślubie, po powrocie z USA, poszłyśmy zrobić zakupy do Carrefoura i kasjerka gratulowała nam pięknych strojów, pytała nawet o obrączki. Potem chłopak w myjni zapytał: „Jak było w Stanach?”. Tydzień później zaczepił nas pan ochroniarz w bloku: „Ale u nas to niestety nieważne, co?”. Był autentycznie zmartwiony. Częściej spotykają nas miłe sytuacje. Chociaż niemiłe też się zdarzają.

Jak wyjść z szafy
Gosia: – Nigdy nie marzyłam o ślubie i białej sukience. Moją bohaterką była Pippi Langstrumpf, nienawidziłam sukienek – śmieje się. – Podobnie jak ja. Tyle, że zachwycałam się Agnieszką z „Człowieka z marmuru“ – dorzuca Ewa. – Gdy budziła się moja seksualność, najpierw myślałam, że to jakaś potrzeba oryginalności i że dziewczyny często fascynują się innymi dziewczynami. Na studiach wszystko mi się ułożyło i stało się jasne. Ucieszyłam się, bo wreszcie znalazłam odpowiedź, dlaczego nie układa mi się z facetami. – U mnie nie było tak prosto – opowiada Gosia. – Dojrzewałam w latach 80. Gdy zajrzałam do encyklopedii, znalazłam określenie: dewiacja. Przeraziłam się. Potem pomyślałam, że skoro jestem odszczepieńcem, muszę sobie jakoś dać radę. Kiedy miałam 18 lat poszłam do psycholożki, która doradziła mi, żebym unikała dziewczyn i alkoholu. Kupiłam więc butelkę wina, zaprosiłam dziewczynę, której było wszystko jedno, i tyle. Stało się. Dowiedziałam się, kim jestem. Rodzice? Trudne trzy lata. Dobrze, że trafiłam potem na fantastycznego psychologa. Zdałam sobie sprawę, że oni też musieli przeżyć gigantyczny szok – mówi Gosia. – Dla nich to było zboczenie i tyle na ten temat. Przestałam walczyć, zaczęłam mówić o codzienności. O tym, jak spędzamy czas z moją ówczesną dziewczyną, jakie mamy problemy, że musimy kupić pralkę etc. Powoli mama zaczęła to akceptować. Ba! Gotowała obiady dla moich dziewczyn, zapominając o tym, co ja lubię. Ewę uwielbia i złego słowa nie mogę na nią powiedzieć przy mamie. Po ślubie, razem z bratem odebrała nas z lotniska. Przyjechaliśmy do domu, gdzie czekał szampan. Ewa: – U mnie nie było zasadniczej rozmowy. Moja rodzina nie jest w stylu włoskim „wszystko na wierzchu”, tylko polskim, katolickim. Ale i tak jest dobrze, bo akceptują nas. Choć nie czekali z szampanem, to był prezent na Nowy Rok. Dla nas. Ważne, że rodzice rozumieją nasze życie, choć nie jest to zgodne z ich światopoglądem. Wiadomo, że w żadnym kraju, nie jest to łatwe dla rodziców, a w naszym, katolickim, szczególnie.

Tu i teraz
Kto rano robi kawę? Ten, kto wcześniej wstanie. Czasem jemy śniadanie w łóżku, ale odkąd ten facet, znaleziony pies Absik, zamieszkał u nas, skończyły się romantyczne poranki. Mamy dwa koty, ale pies jednak kompletnie zmienia życie. Zdrada? Mówimy sobie o wszystkim, także wówczas kiedy ktoś nam się spodoba. Bo to normalne, że ktoś nam się czasem podoba. Najgorsze, co może się zdarzyć, to dusić problem w sobie i nakręcać się. Rozmawiając, odczarowujemy to zauroczenie. Żartujemy, więc historia przestaje być owocem zakazanym. Zdrada według nas to zdrada psychiczna. Przestajemy być najbliższymi osobami, kończy się przyjaźń. Ewa żartuje: – Poza tym Gosia by mnie zamęczyła pytaniami typu: „Co ci się w tej drugiej bardziej podoba?”, itd. Więc nawet mi się nie chce.

Być zwyczajną rodziną
Oczywiście, że czasem myślimy o dziecku. Mamy ten komfort, że możemy to sobie dokładnie zaplanować. Bo pary heteroseksualne często są postawione przed faktem dokonanym. My na razie nie możemy sobie pozwolić na dziecko. Ale kiedy się zdecydujemy, to wiemy, że będzie ono chciane i kochane. Priorytetem jest zapewnienie mu dobrych warunków. Że dwie matki? Na szczęście w naszym kraju jest coraz wiecej takich rodzin. Jedynym problemem jest to, że nie możemy w Polsce zostać małżeństwem. Gosia: – Wiadomo, że to Ewa urodzi dziecko, bo jest młodsza, ale będziemy je razem wychowywać. Tyle, że jeśli Ewie coś by się stało, dziecko zostałoby oddane do sierocińca, bo nie ja mogłabym zostać uznana za matkę. To nie są sytuacje tylko hipotetyczne, trzeba to uregulować. Nie mamy nawet pewności, czy jeśli jednej z nas coś się stanie, druga będzie mogła bez przeszkód wejść do szpitala. A tak właśnie się dzieje w Polsce. Państwo, które kocham, i w którym żyję, traktuje mnie niczym obywatelkę drugiej kategorii – mówi z rozżaleniem Gosia.

Umowa
Często słyszymy: „Mnie się to nie podoba, nie akceptuję waszego sposobu życia, ale powinnyście mieć prawo wziąć ślub”. A inne problemy? Wiadomo, w każdym związku te same. Ludzie ze sobą nie rozmawiają. I zamiast drugiej osoby widzą tylko swoje oczekiwania, wyobrażenia. My na początku zawarłyśmy prostą umowę. Jeśli okaże się, że usłyszymy dzwonek alarmujący, że coś między nami nie gra, spróbujemy tę sprawę przedyskutować. Sprawdzić, co możemy z tym zrobić. Jeśli absolutnie nic – rozstaniemy się. Inaczej nie ma sensu. Na razie dzwonek milczy.