Od kilku miesięcy, a właściwie od ponad roku, rodzina Królikowskich nie schodzi z nagłówków i pierwszych stron gazet. Po śmierci Pawła Królikowskiego główną rodziny została Małgorzata Ostrowska-Królikowska. Kochająca mama i babcia 22 października obchodzi swoje 57. urodziny.

Małgorzata Ostrowska-Królikowska i Paweł Królikowski - wywiad, którego wspólnie udzieli GALI

Przy rodzinnym stole w domu Królikowskich w podwarszawskim Zalesiu będzie wesoło, gwarno i smakowicie. Zasiądzie przy nim ponad dwadzieścia osób. Wszystkie dzieci Małgosi i Pawła, Rafała (aktora, brata Pawła) i jego żony Doroty, rodzice Małgorzaty, którzy przyjadą z Opola Lubelskiego, i oczywiście rodzice Pawła i Rafała, którzy na co dzień mieszkają w rodzinnym mieście braci aktorów, Zduńskiej Woli. Każdy z rodziny przywozi to, co najbardziej lubi jeść. Resztę potraw przygotują Paweł i Małgorzata, którzy kochają gotować. 

[...]

W garażu Królikowskich jest wielki regał, którego półki uginają się od przetworów. Bo kiedy wraca się ze świata, w którym się robi za gwiazdę, gdzie nas ubierają, malują, obsługują, a w hotelu wszystko podają do rąk, to w pewnym momencie zaczyna mi brakować mojej kuchni, codziennych obowiązków. A ja je bardzo lubię, dają mi równowagę – przyznaje aktorka.

Paweł i Małgorzata są małżeństwem od 20 lat. Jak sami mówią, tworzą świetny tandem z bagażem doświadczeń i z niezłym przychówkiem.

GALA: Całe życie marzyłam o starszym bracie, a Julka i Marcelina mają nawet dwóch. Szczęściary. W Wigilię zasiada u was mnóstwo osób.

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: W moim domu rodzinnym nie było aż tak bardzo tłoczno, byłem rozpuszczonym dzieciakiem przez pierwsze sześć lat, szczęśliwym jedynakiem, gwiazdą w domu, dopóki się nie urodził mój utalentowany, popularny, młodszy brat.

Zobacz także:

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Lubię święta u mnie i wszystkich bliskich pod ręką. Przyjeżdżają rodzice Pawła, moi rodzice. Paweł wiesza wielką jemiołę pod sufitem. To obowiązkowe. Do niedawna była prababcia Zosia z Jasionowa, ale umarła w ubiegłym roku. Wszyscy przywożą coś z sobą, jakieś sprawdzone smakołyki własnoręcznie zrobione.

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Małgośka robi genialny makowiec. W makowcach prześcignęła obie mamy. Taki makowiec, jak się człowiek nie zorientuje, można zjeść cały w pojedynkę, niepostrzeżenie, za jednym zamachem.

[...]

Tak naprawdę w życiu Pawła są dwie Ostrowskie. Aktorka Ilona Ostrowska, z którą gra w „Ranczu”, i pani, Ostrowska – żona. Można się pogubić?

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Po ukazaniu się artykułu „Ostrowska i Królikowski spodziewają się dziecka” zaczęli dzwonić znajomi i zadawać pytania, o co tu chodzi. Oczywiście chodziło o „Ranczo”, w którym autorzy scenariusza wymyślili, że Paweł i jego serialowa ukochana, czyli Lucy i Kusy, będą mieli dziecko.

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Z Iloną Ostrowską łączy mnie bardzo wiele. Jestem przyjacielem jej męża, aktora Jacka Borcucha. Znam go od urodzenia. Udało nam się nawet zagrać w serialu Witolda Adamka „Czwarta władza”.

Słyszałam, że to dzięki panu Jacek wziął ślub z Iloną?

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Ośmielę się powiedzieć, że to dlatego, że w silny sposób reklamowałem Jackowi, jak fajną instytucją jest małżeństwo. Tylko nie przewidziałem, że do tego stopnia pójdzie w moje ślady i poślubi Ilonę. Ta moja legendarna siła przekonywania...

Pomyśleć, że sam miał pan wtedy zaledwie 15-letni staż małżeński.

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Ogromne doświadczenie małżeńskie! Chwaliłem tę instytucję, bo jak mówi francuska komedyjka Alfreda Louisa Charlesa de Musseta z 1836 roku, „Nie trzeba się zarzekać”. Tak jesteśmy skonstruowani, żeby być razem. W naszej wspólnej z Małgośką historii nie było egzaltacji, choć były uniesienia i emocje. I od początku nasze „ty i ja” znaczyło „my”. I to, że jesteśmy sobie przypisani. Ze wszystkimi wadami i zaletami.

Tylko tyle?

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Tyle. Z naciskiem na wady. Jak w każdym związku, bywają różne dni. Lepsze i gorsze. I nam się zdarza zmiana pogody w małżeństwie, jak na Mazurach albo nad morzem. Nawet kilka razy w ciągu dnia! Ale każdy tam ciągnie, bo bez Mazur, morza i małżeństwa nie da się żyć.

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Były bardzo trudne chwile. Bez propozycji zawodowych, ale za to z rachunkami do zapłacenia. I dziećmi, wobec których trzeba było trzymać pion. Ale zawsze wiedziałam, że nasz związek warto ratować, że to mężczyzna, o którego warto walczyć. Mocny, bo utalentowany. I słaby, jak to facet. Ale to ojciec moich pięciorga dzieci: Antosia, Jasia, Julki, Marceliny i najmłodszego, Ksawerego.

Dzieci w życiu i dzieci w serialu. Grażynka Lubicz w serialu „Klan” i pani w prawdziwym życiu rodziłyście w tym samym czasie. Cud, że się udało to zgrać i pogodzić.

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Prawdziwy. To 12 lat życia! „Klan” się kręci, a życie toczy. Gdy podpisywałam umowę na 26 odcinków, na świecie byli Antoś i Janek. W trakcie pracy w serialu urodziło mi się troje dzieci. Gdy za pierwszym razem dowiedziałam się od Ilony Łepkowskiej, że w serialu urodzi się dziecko, pomyślałam: „Fajnie by było i w życiu coś mieć”. I stało się. Pomysł scenarzystów zbiegł się z moją ciążą. Byłam pierwszą aktorką, która przez cały okres ciąży grała w filmie. Producenci serialu najpierw nie bardzo wierzyli, że sobie poradzę, chcieli ze mnie zrezygnować. Zaproponowali nawet moją rolę innej aktorce, ale gdy ich przekonałam, że jestem zorganizowana do perfekcji, dali mi szansę. Wszyscy byli usatysfakcjonowani. Udowodniłam, że pracujące mamy bywają świetnie zmotywowane. Po porodzie, z dwutygodniową Julką, przyleciałam z Wrocławia wprost na plan i zagrałyśmy obie.

Jaki jest w tym udział męża?

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Paweł jest bardzo dobrym ojcem, umie z dziećmi rozmawiać, a jak tego nie robi, to nie mam pretensji. Choć na początku wystawiałam nasz związek na pewną próbę, często licytując się: „Dzisiaj ty robisz to i to, bo wczoraj ja robiłam tamto”. Walczyłam o podział ról i obowiązków. Od pewnego czasu robię wszystko, co do mnie należy, bo tylko wtedy jest szansa na harmonię. Gdy na świecie pojawił się Ksawery, Paweł ciężko pracował, kręcił „Pitbulla” i „Ranczo”. Wtedy miałam luz. I świadomość, że nie mogę wymagać od niego wstawania w nocy do dziecka, bo rano jedzie do pracy. Ktoś musiał pracować na rodzinę. Są obowiązki, które wypełniamy na zmianę, raz jedno, raz drugie. Nawet nie trzeba o tym mówić, po prostu się wie. Gdy jest nadmiar pracy, potrafię zrezygnować z propozycji zawodowych. Płacę rachunki, załatwiam urzędowe sprawy, pilnuję płatności i terminów. Inaczej dawno odcięliby nam światło i gaz.

Jakim jest pan tatą?

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI:

Mam świadomość tego, jakie popełniam błędy jako ojciec. Wiem, że jestem tatą świadomym, a to już dużo. Zwłaszcza że zakres moich doświadczeń rodzicielskich jest bardzo rozległy – dzieci od 11. miesiąca do 19. roku życia. Do każdego trzeba mieć inny klucz. Lubię robić z dziećmi zakupy, kupować im buty, kurtki. Małgosia bardzo mi ufa. Mamy podobny gust, akceptuje mój wybór. Podobnie myślimy o wielu sprawach, nie ma między nami rozbieżności. Bywam ostry, surowy w sprawach prostych, bo uważam, że ojciec czasami musi krzyknąć. Niech zapamiętają, że to wolno, tamtego nie wolno, bo tak się tworzy dobre nawyki. Na tym polega wychowanie, kindersztuba. Niby głupstwa, ale ważne.

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Paweł potrafi być surowy. Ja dziewczynkom pozwalam na zdecydowanie więcej. Zawsze drażnili mnie rozpieszczeni chłopcy, więc gdy się sprowadziliśmy do Zalesia, Janek i Antek dostali zadania: rąbanie i przynoszenie drewna w razie naszej nieobecności czy rozpalanie kominka. Ostatnio chłopcy sami wymienili przepalone żarówki. Gdy piekę ciasto, zawsze któreś mi pomaga. I córki, i synowie.

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Czasami bardzo lubię poszaleć w kuchni, ale wtedy wyganiam wszystkich. Jestem królem, rządzę. Najpierw robię bałagan, potem pucuję kuchnię do blasku. Przyrządzam pyszne zrazy wołowe, sznycle wielkie na cały talerz, bitki wołowe z kapustką zasmażaną.

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Paweł robi genialną zalewajkę, na prawdziwym barszczu z dużą ilością czosnku. I żurek. Poważne męskie rzeczy. Bardzo smaczne, ale ja już tego nie chcę jeść, odkąd się odchudzam. Czasami idziemy z dziećmi do restauracji, ale często słyszę od moich chłopców: „Eee tam, mamo, twoje pierogi są o niebo lepsze”. Od dziecka stołowali się w domu, mają wymagania, utrwalone smaki dzieciństwa, ich przyszłe kobiety będą miały przechlapane. Wczoraj wszyscy chcieli ode mnie placuszki serowe. I ja to robię, i jeszcze mam frajdę.

Dom, czyli drugi etat?

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Ale dla mnie to czysta przyjemność. Odreagowuję. To moja normalność, wspomniana harmonia. Chyba nie widać, żebym była uciemiężona? Tyle jest radości w obserwowaniu, jak dziecko rośnie, nabiera nowych umiejętności. Jestem bardzo egoistyczną matką, bo robię to, co uwielbiam, choćby czytać dzieciom. Teraz czytam im „Tajemniczy ogród”, który pamiętam jeszcze z mojego dzieciństwa. Odkrywam w tej lekturze mnóstwo nowego.

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Żeby była jasność, ja też czytam Marcelinie.

MAŁGORZATA OSTROWSKA-KRÓLIKOWSKA: Czasami tak kombinuję, żeby starsza córka czytała młodszej. Manipulacja? Owszem, ale zdrowa. Radość, że dziecko dojrzewa, że zaczyna sobie radzić, idzie swoją drogą. Jak mój Antoś dostał się do Warszawskiej Szkoły Filmowej, miał zdjęcia do filmu „Czas honoru”, poznał i zachwycił się Agnieszką Holland. Bardzo liczy się z naszym zdaniem. Odwoziliśmy kiedyś do pociągu jego nową dziewczynę, ale słowa na jej temat nie powiedzieliśmy. Antek podsumował: „Już nie musicie mi nic mówić”.

[...]

Jesteście razem 20 lat. Które z was jest stroną mocniejszą?

PAWEŁ KRÓLIKOWSKI: Małgośka jest mocniejsza, bez wątpienia. Potrafi mnie przywołać do porządku, postawić pod ścianą. Robi to parę razy dziennie. Bardzo z niej dobry generał. Nawet najwyżsi rangą oficerowie, choćby pułkownicy, mogą się nie zgadzać ze zdaniem generała, ale muszą robić, co każe. Nawet jeśli we własnym mniemaniu jestem pułkownikiem, to nie zmienia faktu, że jestem niższy stopniem. Żona ma mocniejszy charakter. Prawda jest też taka, że nie wystawiam ani jej, ani sobie ocen w tym związku. Bo w życiu nie można być jednocześnie własnym sędzią, adwokatem, prokuratorem i podsądnym. Trzeba być, trzeba żyć. Jakaś samoocena powinna być, co robię dobrze, co źle, ale żebym oceniał kogoś, z kim żyję? Nie ma takiej opcji! Wiem jedno – napisał to Alfred de Musset już w 1834 roku: „Nie igra się z miłością”. Więc nie igram. Z myślą o Małgośce napisałem niejedną piosenkę o miłości: „Dziewczynie ze skrzypcami/ spojrzeniem tylko wyśpiewam/ wzroku flażoletami/ transkrypcję słów na temat./ Ten zapisany w nutach/ niezrozumiały dla słów/ który wyraźnie brzmi w uszach/ bo masz absolutny słuch/. Da capo senza fine ma śpiewać chłopak dziewczynie.” I ja jej śpiewam bez końca, czyli „da capo senza fine”...