Każdemu od czasu do czasu wypsnie się jakaś niemiła uwaga pod adresem dziecka. Trudno przecież stale się kontrolować: bywamy i zdenerwowani, i przemęczeni… Jeżeli takie złośliwe czy niesprawiedliwe komentarze zdarzają się nam sporadycznie, raczej nie powinny maluchowi zaszkodzić.

Problem pojawia się wówczas, gdy krzywdzące zwroty padają z naszych ust zbyt często. Wtedy malec dochodzi do wniosku, że coś jest z nim nie tak, boi się rodzicielskich reakcji, zaczyna tracić grunt pod nogami. W jego głowie pojawiają się najróżniejsze blokady, które utrudniają normalny rozwój i wpływają na późniejsze – dorosłe już – życie. Dlatego powinniśmy bardziej uważać, by przez nieodpowiedni dobór słów nie wyrządzać swoim pociechom krzywdy. Ponadto, jeżeli nauczymy się rozmawiać z dziećmi we właściwy sposób, sprawimy, że pewnie i z wiarą wejdą w dorosłe życie, łatwo poradzą sobie z problemami. Przekonajmy się zatem, których zwrotów warto unikać, a jakie są w danych sytuacjach wskazane.

"Inni radzą sobie lepiej od ciebie"

W stosunku do dzieci niezwykle często stosujemy słowne porównania. Bywają one wyrażone wprost (np. „Popatrz na Kasię, ta to potrafi ładnie tańczyć”) albo pośrednio („A jakie stopnie dostały inne dzieci z klasy?”). W pierwszym wypadku wyraźnie stawiamy maluchowi kogoś za wzór, w drugim – zmuszamy go, by sam porównywał się z rówieśnikami. W obu sytuacjach chcemy uzyskać ten sam efekt – zmobilizować dziecko do większych starań. Tymczasem ono odczuwa to jako wygórowane wymagania. Nabiera też przekonania, że jeśli ich nie spełni, będziemy niezadowoleni. Wpada w poczucie winy, że nie jest tak dobre, jak byśmy chcieli. To może prowadzić do zbytniego perfekcjonizmu. Taka osoba stara się być we wszystkim najlepsza, bo sukcesy odbiera jako potwierdzenie własnej wartości. A ponieważ zawsze znajdzie się ktoś, kto ją w czymś przewyższa, jest skazana na ciągłe niezadowolenie z siebie. Może też ulegać niezdrowej rywalizacji, która jest szczególnie niebezpieczna między rodzeństwem. Kiedy bowiem dziecko słyszy: „W tym wieku twój starszy brat już płynnie czytał”, czuje ból, zazdrość i nienawiść do brata, co może rzutować na ich późniejsze relacje. Stąd oceniając osiągnięcia brzdąca, nie odwołujmy się do tego, jak radzą sobie z tym samym inne dzieci. Dostrzegajmy wysiłki, a nie wyniki.

"Ale z ciebie niezdara! Myśl co robisz"

Czasami zbyt beztrosko obrzucamy swoje pociechy krytycznymi epitetami w rodzaju: „Ty matołku”, „Jesteś głupia”, „Mały brudasie”. Myślimy, że surowo oceniając malca, skłonimy go do bardziej pożądanego zachowania. Niektórym z nas wydaje się również, że trzeba bez ogródek krytykować dziecko (nawet na wyrost), bo inaczej „się zepsuje”. A niekiedy po prostu nas ponosi i, ot tak, wymyka się nam jakieś mocniejsze określenie. Niestety, tego rodzaju nieprzebieranie w słowach odbija się negatywnie na małym człowieku. Przykre uwagi ze strony najbliższych mają ogromny wpływ na to, w jaki sposób on siebie postrzega (teraz i w przyszłości). Stąd nawet w żartach nie wolno przezywać dziecka, bo ono traktuje wszystkie słowa rodziców bardzo poważnie. Jeśli mama dowcipkuje, rzucając córce: „Ale z ciebie konik garbusek, żaden chłopak cię nie zechce” – to ona zupełnie na poważnie przyjmuje, że tak właśnie jest. Prowadzi to do kompleksów, odbiera wiarę w siebie i podcina skrzydła. Z czasem przed każdym życiowym wyzwaniem taka osoba będzie się poddawać, wmawiając sobie: „Na pewno mi się nie uda. Jestem zupełnie do niczego. Nie nadaję się”. Zamiast więc rujnować młodemu człowiekowi samoocenę, lepiej pomóc mu ją zbudować. Jak to zrobić? Postępując odwrotnie – podkreślając na każdym kroku jego zalety, starania, urodę itd. Najsilniej dopingują pochwały, które nie są ogólnikowe (np. „Jaki ładny rysunek” czy „Jestem z ciebie dumna”), lecz rozbudowane, opisowe (np. „Bardzo podoba mi się domek, który narysowałeś. Ma wiele szczegółów: okna z firankami, klamkę u drzwi, komin, czerwone dachówki, a nawet rynnę. Na pewno włożyłeś w to dużo pracy”).

Elżbieta Bogusławska-Przybysz