Wbrew pozorom brytyjska królowa Elżbieta nie jest aż tak bogata, jak można by przypuszczać. W porównaniu z niektórymi hollywoodzkimi gwiazdami jej budżet na bieżące wydatki jest o wiele mniejszy. Co roku słynna monarchini dostaje od rządu określoną kwotę, która musi jej wystarczyć na podstawowe opłaty, takie jak pensja dla służby (w samym Pałacu Buckingham jest 800 pracowników), utrzymanie posiadłości czy wyjazdy. Teoretycznie w 2010 roku królowa zarobiła 342 mln dolarów dzięki akcjom, a także nieruchomościom, które do niej należą. W ich skład wchodzą m.in. londyńskie hotele Four Seasons i Intercontinental. Według prawa cała kwota nie trafiła jednak do kieszeni władczyni, tylko do rządu. Później to politycy ustalają, jaka suma zostanie podarowana Elżbiecie II. W 2010 roku królowa otrzymała 83,8 mln dolarów. 21,8 mln na podstawowe wydatki, 23,3 mln na przygotowania oficjalnych spotkań, 25,9 mln na utrzymanie pałaców, 6,4 mln na podróże i tyle samo na inne opłaty.

Największe bogactwo Windsorów (w sumie ok. 450 mln dolarów) kryje się w dobrach materialnych. Pod tym względem uchodzą za jedną z najbogatszych rodzin arystokratycznych na starym kontynencie. Pokaźną część majątku monarchii stanowi ich kolekcja sztuki. Królowa posiada m.in. dzieła Rembrandta i Michała Anioła. Całość warta jest 16 mld dolarów.

Tuż po królowej osobą, która ma do swojej dyspozycji najwięcej pieniędzy, jest książę Karol. Dzięki nieruchomościom, które do niego należą, zarabia rocznie 28 mln dolarów. Sumą dzieli się z synami, księciem Williamem i Harrym, a także z żoną księżną Camillą. Oprócz wsparcia ojca najmłodsi Windsorowie dysponują majątkiem zmarłej matki. Księżna Diana zostawiła im w sumie 20 mln dolarów.

Najmniejszą „wypłatę” w rodzinie dostaje książę Filip. Na jego konto wpływa rocznie 585 tys. dolarów. To wynagrodzenie za jego oddanie królowej i pokazywanie się z nią podczas wszystkich oficjalnych uroczystości. Książę Filip jest najstarszym małżonkiem rządzącej głowy państwa, który wciąż bierze czynny udział w życiu dworu.

Kryzys w monarchii

W porównaniu z brytyjską rodziną królewską szwedzcy monarchowie uchodzą za jeden z najbiedniejszych i najskromniejszych rodów w całej Europie. Król Karol XVI Gustaw urzęduje w dziesięciu pałacach położonych w całej Szwecji. Prawda jest jednak taka, że żaden z nich nie należy do niego. Wszystkie posiadłości są własnością państwa. Żona monarchy, księżna Sylwia, często także podkreślała, że sama przerabia swoje sukienki po to, by kilka razy pokazać się w tych samych kreacjach podczas oficjalnych ceremonii. „Nie widzę potrzeby, żeby cały czas inwestować w nowe ubrania, skoro stare wciąż są w świetnym stanie” – wyznała w jednym z wywiadów. Według oficjalnego raportu przygotowanego przez urzędników z królewskiego pałacu, rodzina królewska co roku dostaje z budżetu państwa ponad 7 mln dolarów. Cała suma jest wypłacana raz w roku i musi wystarczyć na pokrycie wszystkich kosztów związanych z oficjalnymi obowiązkami Karola XVI Gustawa. Oprócz tego szwedzka rodzina dostaje prawie 7 mln dolarów na uregulowanie kosztów związanych z utrzymaniem pałaców w całym kraju.

Ile dokładnie jest wart prywatny majątek arystokratów z dynastii Bernadotte? Mówi się, że mniej więcej 44 mln dolarów. Ale jaka jest prawda, tego dokładnie nie wiadomo. Król nie przedstawia aż tak dokładnych raportów jak Brytyjczycy. Od kilku lat mówi się jednak o kryzysie finansowym, który dotknął ten ród. Pod koniec 2009 roku Szwedzi byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, że Karol XVI Gustaw musiał podreperować swój budżet dopłatami dla rolników w wysokości 190 tys. euro rocznie. Poza tym dużo pieniędzy stracił na giełdzie. Jak doniósł dziennik „Dagens Industri”, w 2007 roku król posiadał pakiet akcji składający się z dokumentów 11 szwedzkich spółek, m.in. Scanii czy ABB. Przez kryzys gospodarczy, który dotknął Europę, Karol XVI Gustaw stracił prawie 2,9 mln dolarów. Pomimo że szwedzcy arystokraci nie są znani z rozrzutności i tak jak wszyscy inni obywatele borykają się z kłopotami finansowymi, ostatnio mówi się, że z miesiąca na miesiąc spada dla nich poparcie. Prawie jedna trzecia obywateli uważa, że powinno się zlikwidować monarchię. Szwedom nie podoba się, że to z ich pieniędzy utrzymywana jest rodzina królewska. I choć ślub księżniczki Victorii z Danielem Westlingiem w czerwcu 2010 roku był wydarzeniem roku, wielu obywateli było oburzonych, że z pieniędzy podatników wydano na ceremonię aż 11,4 mln dolarów. „W obliczu kryzysu finansowego to zdecydowanie zbyt dużo” – skarżyli się Szwedzi.

Zobacz także:

Zagraniczny majątek

 

Nie ma w Europie chyba bardziej krytykowanej rodziny królewskiej niż norweska. Przeciętnych obywateli denerwują głównie dwie rzeczy: to, że król Harald V nie płaci podatków, a także to, że nie chce zdradzić, ile tak naprawdę warta jest królewska fortuna. Oficjalnie w 2010 roku rodzina dostała z budżetu państwa 24,2 mln dolarów na utrzymanie pałaców i wszystkie opłaty. Oprócz tego do ich kieszeni trafia 2,8 mln na inne cele. To jednak znikoma część pieniędzy, jaką dysponują norwescy arystokraci. Od dawna mówi się o oszałamiającym majątku, jaki odziedziczył władca i jego żona królowa Sonja. Harald V ma podobno fortunę wartą 142 mln dolarów. Ile jednak jest w tym prawdy? Nie wiadomo. Gdy dziennikarze z magazynu „Dagens Næringsliv” pytają Marianne Hagen, szefową działu komunikacji rodziny królewskiej, ile milionów mają na koncie arystokraci, kobieta uśmiecha się i tłumaczy: „To jest informacja, którą Harald V nie chce się z nikim dzielić”.

Najwięcej pieniędzy monarchy ulokowanych jest w nieruchomościach za granicą. Głównie w Wielkiej Brytanii. A wszystko dlatego, że żona jego dziadka Haakona VII, księżniczka Maud, była córką Edwarda VII – króla Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Podobno w 1925 roku arystokratka odziedziczyła 100 tys. funtów. Dostała pokaźną sumę od brytyjskiej rodziny królewskiej.  Ponadto rząd Anglii wypłacał jej regularnie sporą kwotę pieniędzy.

Postępowaniem króla i jego podejściem do ujawniania stanu konta oburzeni są nie tylko przeciętni obywatele, ale również politycy. „To straszne, że w tak małym, lecz otwartym i w pełni demokratycznym kraju jak Norwegia, gdzie wszyscy lubimy grać w otwarte karty, tylko Harald V jest zamknięty i skryty” – powiedział Thomas Breen z Partii Pracy. Król i jego najbliżsi nie przejmują się jednak zgryźliwymi komentarzami na swój temat i robią to, co im się podoba. W 2009 roku cała rodzina królewska wydała podobno dużo więcej pieniędzy, niż przyznali im podatnicy. Skąd je mieli? Oczywiście w tej kwestii konsekwentnie milczą.

Wszystko dzięki ruletce

Orządzącym teraz w Monako księciu Albercie II Grimaldim mówi się, że miał w życiu niespotykanie wiele szczęścia. Ma nie tylko majątek szacowany na miliard dolarów, ale również urodził się w jednym z najpiękniejszych miejsc w Europie. niezliczoną ilość nieruchomości, Fortuna jest w jego rodzinie od ponad 700 lat. Rodzina Grimaldich ma m.in. niebywałą kolekcję znaczków pocztowych, starych samochodów, a także dzieł sztuki. Najcenniejsze płótna są pędzla Francisca Goi i Petera Paula Rubensa.

Fortuna księcia Alberta pochodzi w dużej mierze z kasyn, które są jedną z największych atrakcji w Monte Carlo. Od kiedy w 1933 roku Francja zalegalizowała hazard, do Monako zaczęły ściągać miliony ryzykantów. Dzisiaj książę Albert ma 69 proc. akcji firmy Société des bains de mer de Monaco, do której należy słynna świątynia hazardu w Monte Carlo. W jego posiadaniu jest także 25 proc. całego Monako. To jednak dla niego zbyt mało. Od jakiegoś czasu mówi się, że Albert II planuje powiększyć swoje państwo, które jest obecnie wielkości nowojorskiego Central Parku, o nową dzielnicę, która zostanie zbudowana na morzu.

Rozrzutna księżniczka

Gdyby co roku ogłaszano plebiscyt na najbardziej rozrzutną księżniczkę, arystokratka Maria Elżbieta – żona księcia Fryderyka z duńskiej rodziny królewskiej na pewno byłaby w czołówce takiej listy. Według dziennikarzy z lokalnej prasy monarchowie co roku wydają dużo więcej pieniędzy, niż przekazują im podatnicy. Od kiedy książęca para pobrała się w 2004 roku, wydatki rodzinne znacznie wzrosły. Nic dziwnego. Jeszcze do niedawna w ich XVIII-wiecznej posiadłości Chancellory House we Fredensborgu, w której mieszkają Frederik i Mary pracowało aż 30 osób, w tym pokojówki, osobista fryzjerka pani domu, a także jej dama dworu Caroline Heering. Poza tym Mary uwielbia zakupyw drogich sklepach. Paparazzi wielokrotnie robili jej zdjęcia, jak wychodziła z butików Chanel z torbami wypełnionymi ciuchami.

Jednak winę za zwiększenie kosztów życia ponoszą także inni członkowie rodu. Dziennikarze odkryli, że monarchowie zamiast zacząć oszczędzać w dobie kryzysu, wciąż wydają pieniądze na prawo i lewo. W 2008 roku ich budżet wynosił 4 mln dolarów. Szybko okazało się jednak, że to zdecydowanie za mało, by za wszystko zapłacić. I tak dzieje się co roku. Między 2009 a 2010 roku koszty królewskich podróży wzrosły z 3,16 mln koron duńskich do  4,24. Królowa Małgorzata II  i jej mąż książę Henryk chętnie jeżdżą po całym świecie, także na pokładzie ich 80-letniego jachtu Dannebrog. Koszty utrzymania statku wzrosły  w ciągu ostatnich pięciu lat z 25 mln koron do 35,6 mln. Nic nie wskazuje jednak na to, by członkowie rodziny królewskiej przejmowali się złośliwymi komentarzami na swój temat. W końcu wydają pieniądze podatników, a wartość ich prywatności wciąż pozostaje bez zmian. Ile wart jest ich dobytek, inwestycje i nieruchomości? Jak donoszą duńscy reporterzy, aż 3 mld dolarów.

Ważny jest każdy cent

Jak duży jest majątek hiszpańskiej rodziny królewskiej, nie wie nikt. Król Juan Carlos I nie ma obowiązku podawania do wiadomości publicznej ani ile pieniędzy ma na koncie, ani na co wyda te, które dostaje od podatników. Mimo to hiszpański władca jest chyba najskromniejszym królem w Europie. Sam zadecydował, że chce, by rząd zmniejszył mu budżet. W 2011 roku otrzymał zaledwie 11,5 miliona dolarów. W zeszłym roku skrócił swoje rodzinne wakacje na Majorce, ograniczył liczbę rejsów należącym do niego jachtem, a także gościł mniej osób w pałacowych komnatach. Pracownikom króla tak jak przeciętnym obywatelom zmniejszo-no również pensję.

Prawdziwym zaskoczeniem dla poddanych była jednak wycieczka królowej Sofii do Londynu w 2009 roku. Monarchini poleciała na wyspy, by odwiedzić swojego chorego brata. Zamiast odbyć tę podróż na pokładzie jakiegoś luksusowego samolotu, poleciała do Londynu tanimi liniami Ryanair. I nie towarzyszyła jej wcale niezliczona liczba ochroniarzy. Za bilet zapłaciła jedynie 20 dolarów. „Było bardzo komfortowo” – powiedziała później w wywiadzie, czym bez wątpienia podbiła serca swoich poddanych. Udowodniła tym samym, że prawdziwemu arystokracie korona z głowy nigdy nie spada.