Jesteś blondynką, a wszyscy zapamiętali Cię z filmu „Dziewczyna z szafy” jako rudzielca!

Jestem aktorką, więc nie przywiązuję się do koloru włosów. Teraz w serialu „Bodo” gram szwedzką aktorkę Elnę Gistedt, musiałam do tej roli stać się lodowatą blondynką. Zrezygnowałam z rudych już przy serialu „Skazane”. Gram tam matkę dwóch chłopców, przykładną żonę, która poświęciła się rodzinie. Jej mąż, trener, zostaje oskarżony o molestowanie seksualne swojego ucznia. Moja postać podejmuje śledztwo na własną rękę. Okazuje się, że jest silniejsza, niż można było sądzić.

A czy Ty jesteś silna? 

W szkole nam mówiono, że aktor powinien mieć wrażliwość motyla, ale skorupę słonia. Przez lata zbudowałam sobie pancerz, bo bez tego nie da się funkcjonować w tym zawodzie. Wrażliwość trzeba w sobie pielęgnować. Pochodzę z domu silnych kobiet. Kiedy byłam mała, moja babcia puszczała mnie samą do lasu i nie denerwowała się, gdy nie było mnie pół dnia. Mówiła: „Magda zawsze sobie poradzi”. 

Co się zmieniło po Twoim głośnym debiucie w „Dziewczynie z szafy”?

Wiele osób mnie o to pyta i każdy spodziewa się, że moja kariera nabrała oszałamiającego rozpędu. Tak nie jest. Mimo to przez te dwa lata dużo się w moim życiu zmieniło, bo byłam wtedy na innym etapie. Dopiero skończyłam szkołę aktorską, pisałam pracę magisterską. Siedziałam w domu w szarym wyciągniętym swetrze i właściwie tak poszłam na casting. Zabawne, kiedy już mieliśmy przymiarki kostiumu, okazało się, że dostałam podobny szary, powyciągany sweter. Na dodatek tytułowa szafa w filmie była identyczna z tą w mieszkaniu, które wtedy wynajmowałam. Śmieję się, że ten film to nie mógł być przypadek. Postać, która zresztą też miała na imię Magda, podobnie jak ja wtedy uciekała przed światem, chociaż na własnych zasadach. Teraz jestem zdecydowanie bardziej otwarta. 

Dlaczego wtedy uciekałaś?

Zobacz także:

Byłam tuż po szkole aktorskiej. To trudny moment dla większości aktorów. Szkoła trwa cztery lata, każda chwila jest zaplanowana, panują porządek i rytm narzucony z góry. Ciągle nad czymś pracowałam, byłam rozbudzona emocjonalnie i nagle wszystko się ucięło. Musiałam nauczyć się wypełniać czas, kiedy nie gram. Wcześniej wydawało mi się, że dzień bez grania jest stracony. Ale nie można całego życia opierać tylko na aktorstwie. 

 

Na czym jeszcze je opierasz?

Chodzę na zajęcia z pięciu rytmów, to taniec, medytacja w ruchu. Oczyszczam się z negatywnych emocji i dbam o ciało, podstawowe narzędzie aktora. Poza tym? Prowadzę spokojne życie młodej kobiety w wielkim mieście. Spaceruję nad Wisłą, spotykam się z przyjaciółmi, chodzę do kina. Mieszkam w Warszawie, chciałabym kiedyś znowu wyjechać na dłużej do Nowego Jorku. Spędziłam tam dwa miesiące po „Dziewczynie z szafy”, uczestniczyłam w warsztatach teatralnych. Prowadziła je nauczycielka z legendarnego Actors Studio, konstruowaliśmy swoje role na bazie snów. Uwielbiam sny, ciągle dużo śnię, prowadzę nawet dziennik snów. 

W „Dziewczynie z szafy” mówisz: prowadzę badania nad światami równoległymi. 

To nadal świetnie do mnie pasuje.

Jakie są Twoje światy równoległe?

Właśnie wróciłam z Biłgoraja, skąd pochodzę, z wesela mojej siostry ciotecznej. Trwało dwa dni. U nas na weselach śpiewa się ludowe melodie, uwielbiam to. Na wsi ludzie są bardziej wyczuleni na impulsy, życie toczy się zgodnie z cyklem natury. I ja w tym dorastałam. W wierzeniach w przesądy, rytuałach. Niedawno zmarła moja babcia. Zanim to się stało, sąsiada obudził w nocy puszczyk. Był pewien, że to zwiastuje czyjąś śmierć. 

Jak bardzo przynależysz do tego świata?

Moja przyjaciółka twierdzi, że po powrocie z domu mówię z innym akcentem. Wychowywałam się we wsi Okrągłe, pod Biłgorajem. Mama jest księgową, ojciec mechanikiem, gospodarstwo prowadziła babcia. Z dzieciństwa pamiętam same wiejskie obrazki: konie, świnie, kaczki, jesienią zbieranie ziemniaków, latem jazdę na wozie pełnym siana, szukanie raków w rzece. Zapach jeszcze ciepłego mleka prosto od krowy. Tuż obok domu rośnie las, to dla mnie ważne miejsce. Czerpię siłę z natury i uwielbiam jej bliskość. Z drugiej strony zawsze ciągnęło mnie do miasta, najlepiej jak największego. Kiedy wymyśliłam, że pójdę studiować aktorstwo, najpierw zdawałam do Warszawy. 

 

Skąd na wsi, wśród lasów wzięła Ci się myśl, żeby zostać aktorką? 

Rodzice zawsze zachęcali mnie i brata do nauki – on właśnie kończy studia inżynierskie w Krakowie. Byli dumni, kiedy dostałam się na Uniwersytet Warszawski, na dzienny wydział filologii rosyjskiej. Ale po roku zaczęłam marudzić, moim marzeniem ciągle było aktorstwo. Przez kolejne lata nie odpuszczałam. Zdawałam do szkół teatralnych w Warszawie, Łodzi, Krakowie i Wrocławiu. Jeszcze w Biłgoraju od dziecka występowałam w przedstawieniach dla dzieci, konkursach piosenki i jasełkach. Kiedy byłam w liceum, w naszym mieście kręcono film „Motór”, a ja trafiłam na plan jako statystka i totalnie oszalałam. 

Jako dziewczynka nie bałaś się sceny?

Trema jest zawsze, ale chodzi o to, żeby złapać ją za rogi jak byka. Lubię ryzyko, niebezpieczeństwo. 

Łatwo było opuścić dom, rodzinę i magiczny las w Biłgoraju?

Traktowałam to jako przygodę. W Warszawie, studiując filologię, mieszkałam w akademiku, miałam świetne koleżanki. Nie przeżywałam dramatów, zawsze mogłam wrócić do Biłgoraja. I jeździłam tam często. Dopiero kiedy przeniosłam się na wymarzone studia aktorskie do Wrocławia, to się zmieniło: bywałam w domu dwa, trzy razy w roku. Pociąg z Wrocławia do Biłgoraja jechał 12 godzin. 

Skąd miałaś pieniądze, żeby studiować?

Rodzice mi pomagali, mieli dużo cierpliwości do mojego studiowania, które łącznie trwało osiem lat. Moja cudowna babcia, która zawsze we mnie wierzyła, też mi pomagała. Ale nie chciałam być zdana tylko na nich – w Warszawie dorabiałam sobie jako modelka, grałam w reklamach. 

W domu opowiadasz rodzicom przygody z planów filmowych?

Dla rodziny moja praca jest światem obcym. Choć już trochę ich z nim zaprzyjaźniłam. Wszyscy poszli na premierę „Dziewczyny z szafy” w Biłgoraju. Byli ze mnie dumni. Mama przeżyła film mocniej niż inni, bo pracuje jako księgowa w ośrodku dla niepełnosprawnych, i postać autystyka grana przez Wojtka Mecwaldowskiego skojarzyła jej się z jednym z podopiecznych. 

Gdzie jest teraz Twój dom?

Na pewno we wsi Okrągłe, pod Biłgorajem. W Warszawie jeszcze nie znalazłam swojego miejsca, ciągle szukam. Chciałabym mieć kiedyś duży dom z ogrodem, swój kawałek ziemi.