GALA: Rok się skończył, niech żyje nowy rok!

MAGDA MOŁEK: Hura! (śmiech)

GALA: Hura – okrzyk ulgi, że coś się wreszcie skończyło? Czy hura – powiew nadziei, czekanie na nowe? Pytam, bo to był dla Ciebie specyficzny rok pod różnymi względami.

MAGDA MOŁEK: Sporo rzeczy się zaczęło, jeszcze więcej się skończyło. Po czterech latach zakończyłam pracę nad moim programem „W roli głównej” w TVN Style, żeby poświęcić się wracającemu na antenę „Miastu kobiet”. Ale to dobrze, ja lubię smakować życie małymi łyżkami.

GALA: Ładnie Ci to wyszło.

MAGDA MOŁEK: Właściwie łyżeczkami. Nie robię wszystkiego naraz, nie umiem, nie mam takiej podzielności uwagi. Muszę się skupić na jednym celu. Wiesz, wierzę w magię liczb i dat. Rok miał zero na końcu. To jak zerowanie liczników, przygotowanie do nowego odliczania. Zobacz, na świecie, w Polsce działo się tyle strasznych, smutnych rzeczy: Haiti, Smoleńsk, powódź, ludzkie dramaty. Jeszcze nie skończyła się jedna żałoba, a już zaczynała druga. Próbowałam znaleźć jakieś wytłumaczenie, bo ubiegły rok naprawdę był bardzo trudny...

GALA: ...i?

Zobacz także:

MAGDA MOŁEK: …i dużo sobie obiecuję po obecnym, bo w tym roku na końcu jest jedynka! Czyli zaczynamy wszystko od początku. Jak przypominam sobie rok 2001, to on też był dla mnie początkiem wielu fantastycznych rzeczy, nowych wyzwań, niespodzianek. Zawodowo układało mi się coraz lepiej, skończyłam studia, zaczęłam też nowy etap w życiu prywatnym. To był rok przemian. Miałam 25 lat. Łatwo policzyć, ile kończę w tym! (śmiech).

GALA: Piękny wiek.

MAGDA MOŁEK: Piękny! Zresztą, à propos dat i urodzin – kiedy kończyłam trzydziestkę, starsze ode mnie kobiety mówiły „zobaczysz, zaczyna się najlepszy czas w twoim życiu”. Nie myliły się (śmiech). Nie mogę narzekać, każdy następny rok jest lepszy, choć nie twierdzę, że łatwiejszy. Przekonałam się na własnej skórze, że rozwijają mnie tylko trudne momenty. To one stawiają do pionu, powodują, że musisz pewne rzeczy przemyśleć. Jak jest ładnie, słodko i są sukcesy, to człowiek bardzo szybko się przyzwyczaja i usypia. Potknięcia i porażki zmuszają do zmiany schematów. Zaczyna się praca nad sobą.

GALA: Czego nauczył Cię 2010 r. z tym okropnym zerem na końcu?

MAGDA MOŁEK: Nie odkryję Ameryki, wiadomo, ale to fakt, że każdy koniec przynosi nowy początek. Musiałam nauczyć się to dostrzegać. Zauważać przysłowiowe okno z powiedzenia „jak Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno”. Że zawsze jest jakieś wyjście, nie jesteśmy skazani na klęski. Od lat prowadzimy z przyjaciółmi spory o wyższości przeznaczenia nad przypadkiem. Ja jestem w grupie wiernych przeznaczeniu. Ostatnio wygrywam, bo cytuję fragment książki Janusza Głowackiego „Good night, Dżerzi”: „Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne”. Genialne!

GALA: Więc warto sobie to czasami przypominać.

MAGDA MOŁEK: Patrząc dziś wstecz, mam nieodparte wrażenie, że wszystko w moim życiu potoczyło się według jakiegoś scenariusza. Miałam marzenia i plany. Codzienność je weryfikowała, życie rzucało mi kłody pod nogi, ale zaraz potem znów los się do mnie uśmiechał. Zrealizowałam wiele swoich planów, próbując różnych dróg. Przekonałam się, że jeśli w głębi duszy czegoś bardzo chcesz – tak jest z pracą, ze zdrowiem, z miłością – to będziesz to mieć. Ja w ogóle bardzo wierzę w kobiecą intuicję, choć przyznaję, że dopiero teraz, po trzydziestce, zaczęłam ją doceniać.

GALA: A co to jest kobieca intuicja?

MAGDA MOŁEK: Pierwsza myśl, skojarzenie, impuls. Coś, co potem powraca, jest natrętne, nie pozwala o sobie zapomnieć, choć już rozum zaczyna pracować i włącza się do akcji rozsądek. Analizujesz sytuację, robisz tabelkę na plusy i minusy, za i przeciw i dochodzisz do wniosku, że lepiej będzie jednak tak, choć twoja pierwsza myśl była kompletnie inna. Ale ona łaskocze cię z tyłu głowy, mąci spokój, wznieca wątpliwość. Coraz częściej wtedy mówię sobie: trzymaj się tej pierwszej myśli.

GALA: Trzeba dać jej szansę.

MAGDA MOŁEK: Posłuchać samej siebie. Można oszukiwać innych jak się jest sprytnym i bezwzględnym, ale samej siebie nie oszukasz. Prędzej czy później prawda o tobie samej cię dopadnie. Ilekroć nie słuchałam intuicji, dostawałam lanie. A jak robiłam tak, jak czuję, często wbrew obowiązującym trendom, wbrew radom znajomych czy osób bliskich, wychodziłam na tym dobrze.

GALA: Jak to jest, kiedy miłość umiera?

MAGDA MOŁEK: To pytanie godne najtęższych filozoficznych głów (śmiech). Dziękuję za komplement, ale wiem, że nic nie wiem…

GALA: Ale każde rozstanie kaleczy. Jaka z tego lekcja?

MAGDA MOŁEK: Nie napinajmy się, że zawsze i wszystko musimy z partnerem robić razem. Prowadziłam rozmowy z bardzo różnymi kobietami i zawsze dochodziłyśmy do tego, że zdrowy egoizm w związku popłaca. Nie masz swojego świata, nie będziesz szczęśliwa w żadnej relacji. Wygląda na to, że uwieszanie się na drugiej osobie daje odwrotny skutek. Co nam zostanie, kiedy dzieci odejdą z domu, mąż być może też? My, kobiety same musimy zapracować sobie na to, by w przyszłości uniknąć samotności, zgorzknienia i poczucia zmarnowanego życia.

GALA: Ty się nigdy na mężczyznach nie uwieszałaś. Nawet nie pytam, stwierdzam. (śmiech)

 

MAGDA MOŁEK: Ja nawet tak nie umiem! Mam dwóch braci, zostałam wy- chowana dość surowo – tu jest to do zrobienia, tam zadanie do wy- konania, ty robisz to, a on tamto... Byłam jedyną dziewczyną w tym stadzie, więc jestem niezależna od początku. Wolność mam w genach, moja mama też jest taka.

GALA: Jesteś do niej bardzo podobna?

MAGDA MOŁEK: Zabawne, bo im jestem starsza – ale ponoć każda z nas tak ma – coraz bardziej się do mamy upodabniam. Na zdjęciach widzę moją mamę, mimo że to jestem ja. Dostrzegam gesty, które obserwowałam jako dziecko, a teraz ja robię takie same. Kiedy dorastamy, szukamy swojej drogi, innej niż rodzice, na opak. Po czasie wraca- my do korzeni. To jest najpiękniejsze, że przynależysz do czegoś, masz swoje korzenie, swoje źródło. Uważam, że w życiu jest bardzo ważne, żeby mieć dokąd wrócić. Bardzo cenię nić porozumienia, którą mam z moją mamą, z rodziną.

GALA: Dwa lata temu mówiłaś, że marzysz o podróży z mamą. Wywiązałaś się z tego marzenia?

MAGDA MOŁEK: Nawet wczoraj myślałam o tym, żeby to powtórzyć. Pojechałyśmy na Korfu i to były najśmieszniejsze wakacje mojego życia. Był początek czerwca i lał deszcz, taksówkarze mówili, że to jest kompletna anomalia. Trochę się denerwowałam, zależało mi, żeby mamie się podobało, to ja chciałam być „mamą”, która zorganizuje, zadba, pokaże, zaopiekuje się. A to mama każdy problem wyśmiewała i z każdej kropli deszczu robiła sobie żarty. Rozbrajała mnie. Z tego wyjazdu zapamiętałam brzydką pogodę i nieustający śmiech mamy. Nigdy się tak dobrze nie bawiłyśmy. Na domiar złego, do hotelu przyjechała ekipa greckiej telewizji, która nadawała z naszego basenu, greckie „Dzień dobry TVN”. Od bladego świtu trwały prace, trzeba było ustawić plan, kamery, z głośników leciała głośna muzyka. Totalnie absurdalna sytuacja. Pojechałam odpocząć od telewizji, a ona mnie dopadła nawet tam. Widać jesteśmy na siebie skazane (śmiech).

GALA: O czym wczoraj rozmawiałyście?

MAGDA MOŁEK: O życiu. Co w nowym roku będzie się działo, o różnych naszych codziennych sprawach.

GALA: Mama dodaje Ci siły?

MAGDA MOŁEK: Siły mam w sobie dużo. Mama mnie motywuje. Nigdy nie krytykuje – to jest rzadka cecha dzisiaj.

GALA: Bardzo.

MAGDA MOŁEK: Szczególnie że przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Wszędzie siedzą sędziowie, egzaminatorzy, jurorzy i każdy ci mówi, jaka powinnaś być, jak się nie ubierać, co jeść, jak żyć. Jak się temu oprzeć? Zabawne, że w tym natłoku ocen i dobrych rad, wygrywają ci, którzy są wierni sobie. Ci, którzy nikogo nie kopiują, którzy są konsekwentni i którzy mają siłę – pomimo, że psy szczekają – ciągnąć tę karawanę. Tylko tacy ludzi są wolni.

GALA: Paparazzi siedzą w krzakach przed Twoim domem, grzebią w śmieciach, jeżdżą za Tobą dwoma samochodami, w internecie pełno komentarzy na Twój temat, a Ty nie dajesz się sprowokować. Nie komentujesz, nie tłumaczysz, zachowujesz spokój.

MAGDA MOŁEK: Moi rodzice uważali, że im więcej zaszczepią swojemu dziecku poczucia pewności, że ono jest ważne, kochane i jedyne, tym lepiej ono sobie w życiu poradzi. Tu nie chodzi o zagłaskanie, nie byłam rozpieszczana, nie jestem wychuchaną jedynaczką, jak można by zażartować, bo mam dwóch braci, ale nigdy rodzice nie podcinali mi skrzydeł. Kiedy byłam dzieckiem pozwalali mi podejmować trudne, dorosłe decyzje i już wtedy nauczyłam się odpowiedzialności za siebie. Ludzie zawsze oceniali, bo taką mamy naturę. Zmieniło się tylko to, gdzie się o tym mówi. Dawniej wystarczyło szeptanie po kątach, dziś doszły media. A prawda jest taka, że nikt nie przepada za ocenami. Nazywam to syndromem dziennika lekcyjnego z podstawówki. Nikt go nie lubił, wręcz się go bał, ale wszyscy go pożądali, byli ciekawi i każdy dałby się pokroić, żeby tam zajrzeć i zobaczyć cudze dwóje (śmiech).

GALA: Wpadasz czasami w furię?

MAGDA MOŁEK: Nie umiem. Jak się złoszczę, to nie wpadam w szał. Nie mam charakteru temperamentnej Włoszki, jestem słowiańską duszą. W nerwach trochę ciśnienie mi się podniesie, głos zadrży, bródka mi będzie latać, ale nie będę wrzeszczeć (śmiech).

GALA: Czasami trzeba obniżyć ciśnienie. Masz bliskie osoby, którym się zwierzasz?

MAGDA MOŁEK: Raczej załatwiam takie sprawy sama z sobą, w tzw. własnym towarzystwie. Ok, jest parę osób, którym mówię, co się tam w moim życiu dzieje i one trzymają mnie za rękę, ale nie potrzebuję wskazówek. Już dawno sama siebie odkryłam. Wiem kim jestem, co tam w środku drzemie. Ale nie stronię od towarzystwa, choć muszę rozczarować wszystkich tych, którzy próbują ze mną nawiązać kontakt na Facebooku – nie mam konta, bardzo przepraszam. Na „naszej klasie” też nie.

GALA: Czyli wirtualna rzeczywistość w ogóle Cię nie pociąga?

 

MAGDA MOŁEK: Nie, bo ja muszę człowieka „mieć”. Muszę go widzieć, słyszeć, posiedzieć z nim, poczuć jego nastrój. Jestem starej daty. Dla mnie społeczność wirtualna to jest mimo wszystko erzac prawdziwego życia. Zamiast wklepywać zdania do Facebooka, wolę iść do kina, do teatru, knajpy, zaprosić na obiad, wtedy mam poczucie, że jestem w prawdziwym życiu. Uwielbiam np. towarzystwo moich przyjaciółek, z którymi mogę pomilczeć. Siedzimy obok i cieszymy się tym, co widzimy, nie musimy ciągle ze sobą rozmawiać. Tak było, kiedy w zeszłym roku pojechałyśmy na babski wypad do Barcelony. Usiadłyśmy w ogródku na dziedzińcu, był marzec, stęsknione za słońcem, prawie bez słów spędziłyśmy tak kilka godzin. Każda wiedziała, co pozostałe myślą, nie były potrzebne słowa.

GALA: Łatwiej jest Ci się zaprzyjaźnić z kobietą czy z mężczyzną?

MAGDA MOŁEK: Mimo wszystko nie do końca wierzę w przyjaźń z mężczyzną. Chyba nie potrafimy stworzyć takiej więzi z mężczyzną, jaką potrafimy zbudować z kobietą. Przyjaźnisz się ze swoim mężem?

GALA: Tak.

MAGDA MOŁEK: I to jest chyba jedyny mężczyzna, z którym kobieta jest w stanie być w przyjaźni, bo do tego dochodzą wszystkie inne relacje: masz miłość do wspólnego dziecka, gotowanie, seks, wieczory na kanapie bez słów, wypady na weekend, jest całość. A teraz wyobraź sobie taką sytuację z obcym mężczyzną, który ma swoją żonę, swoje dziecko, swój świat? Jakoś w to nie wierzę. To są jednak inne relacje i chyba w ogóle inne potrzeby, choć ja np. uwielbiam chodzić z mężczyznami na mecze. W zeszłym roku byłam na Camp Nou, kultowym stadionie FC Barcelona. Grała wtedy Barca kontra VfB Stuttgart i nie mogłam uwierzyć, co widzę: ta energia, te szalejące tłumy. Sektor, w którym siedzieliśmy, dosłownie huśtał się pod naporem tańczących kibiców Barcy. Takiej energii Facebook nie daje (śmiech). Dużą nadzieję wiążę teraz z nowymi stadionami w Warszawie. Jestem zwolenniczką hasła: „kibicować po ludzku”!

GALA: Z jaką kobietą poszłabyś na stadion Legii, gdyby wszyscy mężczyźni byli zajęci?

MAGDA MOŁEK: Wzięłabym pod pachę Dorotę Wellman, z którą prowadzimy w TVN Style „Miasto kobiet”. Bezkompromisowa, bezpretensjonalna i wiecznie uśmiechnięta osoba. Cenię ją za to, że ma swój kodeks, którego się trzyma, zawsze powie, co myśli i guzik ją obchodzi, czy to jest poprawne politycznie. Nikomu się nie podlizuje. A z drugiej strony: jak się jej pożalisz, ona natychmiast znajdzie rozwiązanie. Podyktuje przepis na ciasto, przyśle leki w środku nocy, bo coś cię boli, i wszystko robi tak naturalnie, bezinteresownie. Jak przyjdziesz do niej na przyjęcie i jest tam 25 osób, to nikt nie poczuje się mniej przez nią ugoszczony czy zadbany. Człowiek, jakich dzisiaj mało. Ma w sobie mnóstwo energii i jest życzliwa.

GALA: Mężczyźni chyba troszkę boją się takich kobiet.

MAGDA MOŁEK: Myślę, że dla prawdziwego mężczyzny kobieta, która wierzy w siebie, jest mądra, zaradna i życzliwa jest wyzwaniem, a zatem jest BARDZO atrakcyjna.

GALA: Ciekawa jestem, co jest Ci przeznaczone w roku 2011 ?

MAGDA MOŁEK: Stawiam na dużo radości i spełnienie marzeń. Nie lubię o nich mówić, lubię je realizować. Więc sobie tak wymyśliłam, że ci nie powiem (śmiech).

GALA: No, piękna puenta!

MAGDA MOŁEK: I żeby mi się żyło radośniej od samego stycznia, dałam się namówić na tę szaloną sesję zdjęciową. Przez cały dzień pracowało na efekt końcowy kilkanaście osób. Nie chodzę na co dzień z balonami w ręku, nie mam takiej łazienki (śmiech). Chodzę w kapciach, czasami zwijam się w fotelu, żeby się pomartwić i popłakać, śmieję się na głos, czytając książkę, gotuję dla przyjaciół, których uwielbiam zapraszać na kolację, oglądam filmy na kanapie... Żyję spokojnie i cieszę się z każdego nowego dnia.