Na czym polegała nauka w technikum o profilu eksploatacja pocztowa? Skąd taki pomysł na szkołę?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: Wybrałem tę szkołę z premedytacją, ponieważ chciałem jak najmniejszym nakładem sił zrobić maturę, która była mi potrzebna, aby dostać się do akademii muzycznej. Pojęcie eksploatacji pocztowej jest mi zupełnie obce, ale skoro zdecydowałem się na naukę w tak zacnej szkole, musiałem oprócz takich przedmiotów jak chemia, fizyka itd., zgłębiać tajniki funkcjonowania Poczty Polskiej. Miałem praktyki na poczcie, uczyłem się obsługiwać ludzi w okienku pocztowym, chodziłem w rejon z przesyłkami i robiłem pocztowe odprawy – cokolwiek to znaczy (śmiech). Nadzwyczaj fascynująca była nauka pisania na maszynie. Z rozbawieniem wspominam czas w tej szkole, zwłaszcza że praca na poczcie nie była marzeniem mojego życia.

Pewnie nauczyłeś się świetnie pisać listy? Dlaczego więc nie napisałeś tekstów na swoją debiutancką płytę?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: W tej szkole nie uczono pisania listów i całe szczęście, bo nie lubię. Za to jestem mistrzem pisania SMS-ów. Teksty próbuję pisać, ale jestem bardzo krytyczny wobec siebie i uważam, że nie są jeszcze na tyle dobre, aby je pokazywać. Postanowiłem więc poprosić o pomoc zawodowców, którzy kawałek mojego życia ubrali w piękne słowa. Myślę, że na następnej płycie większość tekstów będzie mojego autorstwa.

Też będą o miłości?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: W piosence „Nieprawda” opowiadam o swojej pierwszej, bardzo ważnej miłości. Bo wtedy też wszystko było dla mnie pierwsze, nowe, piękne, wyjątkowe, dlatego tak mnie bolało, gdy się skończyło. Ja w ogóle jestem bardzo kochliwy. Ale fascynacje, choć częste, trwają zazwyczaj krótko. Cenię sobie niezależność. Teraz jest dobry stan, bo jak chcę, to jestem wolny, jak nie, to nie.

Czyli na stan aktualny?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: Aktualnie jestem wolny, wszystkie oferty matrymonialne proszę kierować na adres...

Przez wiele lat byłeś w cieniu, na przykład śpiewałeś w chórkach u znanych wykonawców. Wierzysz, że na sukces trzeba metodycznie pracować, czy to raczej droga przypadku?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: Jestem osobą, która wytrwale, krok po kroku zmierza do celu. U mnie był to okres siedmiu lat, debiuty w Opolu, program Idol (po którym chciałem rzucać wszystko), praca w chórkach u Natalii Kukulskiej. Nikt mnie nie wsadził do helikoptera i nie zrzucił na czubku najwyższej góry, cały czas powoli się na nią wspinam, kilka razy się ześlizgnąłem, ale wtedy wiedziałem już, jaki jest mój cel. Ja chcę śpiewać, bo tylko to potrafi ę robić i nieważne, dla jak dużej publiczności. Myślę, że tak naprawdę wszystko jest nam gdzieś zapisane. Widocznie miałem przejść tak długą, ale fantastyczną drogę, która pozwoliła mi m.in. poznać bardzo dobrych muzyków, którzy zagrali na mojej płycie, Natalię, Piotra Siejkę, kompozytora piosenek oraz Elę Zapendowską, która pokazała mi, że nie tylko dobry głos, ale to, co chcesz przekazać, jest ważne.

Przyjaźnisz się z Natalią Kukulską.

ŁUKASZ ZAGROBELNY: Nie ukrywam, że Natalia jest jedną z ważniejszych osób w moim życiu, zagraliśmy razem dużo koncertów, przeżyliśmy parę zabawnych sytuacji, na przykład wtedy, gdy z powodu czyjejś głupiej miny zaczynaliśmy koncert kilkakrotnie, za każdym razem przerywając w tym samym momencie, bo nie wytrzymywaliśmy ze śmiechu. To wszystko zaowocowało bardzo zażyłą znajomością. Mimo że śpiewałem u niej w chórkach, zawsze mi kibicowała i zachęcała do nagrania solowej płyty. To ona pierwsza słuchała i oceniała moje nagrania demo. Zawsze mogę liczyć na jej obiektywną opinię.

Na festiwalu w Sopocie przegrałeś. Jaki to miało wpływ - mobilizujący, czy wręcz przeciwnie?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: Może nie wygrałem konkursu, ale sama obecność wśród pięciu laureatów już była zwycięstwem. Startując w konkursie, trzeba się liczyć z tym, że nie wszyscy zdobędą tę główną nagrodę i z takim nastawieniem tam jechałem. Najważniejsze dla mnie było to, że moją piosenkę mogła usłyszeć cała Polska, a ja nie byłem już anonimową osobą. Trzy tygodnie po festiwalu ukazała się moja płyta i to jest dla mnie największa nagroda.

Zobacz także:

Cenię sobie niezależność. Teraz jest dobry stan. Bo kiedy chcę, jestem wolny, kiedy chcę, zajęty.

Nie brak ci rodzinnego, fantastycznego Wrocławia?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: Oczywiście, że bardzo brakuje mi Wrocławia. Zostawiłem tam całą rodzinę, przyjaciół, których przez moją przeprowadzkę do Warszawy bardzo zaniedbałem i tęsknię za niesamowitą atmosferą tego miasta. Mieszkałem tam 22 lata i wszystkie piękne chwile wiążą się z tym miastem. Tam zacząłem śpiewać, tam przeżyłem pierwszą miłość i mam nadzieję, że kiedyś tam wrócę.

Twoja mama mieszka w Stanach. Nie chciałbyś tam spróbować swoich sił?

ŁUKASZ ZAGROBELNY: Jedynym powodem, dla którego mógłbym przenieść się do USA, jest moja mama. Bardzo mi jej brakuje, ale jesteśmy w stałym kontakcie, codziennie ze sobą rozmawiamy. Jest moją największą fanką i gdy tylko czas mi na to pozwala, natychmiast do niej lecę. Śledzi wszystko, co się ze mną dzieje, ogląda występy, czyta wywiady, jest pierwszym krytycznym recenzentem. A jeśli pytasz o moją karierę solową, to na dziś mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia tutaj.

Z wykształcenia jesteś również dyrygentem. W życiu dyrygujesz ludźmi czy raczej wolisz wsparcie innych?

Pomimo mojego doświadczenia na scenie(Łukasz występuje m.in. w musicalach „Koty”, „Miss Saigon” oraz „Grease” – przyp. aut.) jeżeli chodzi o szeroko pojęty show-biznes, jestem żółtodziobem, dlatego zdaję się na pomoc i rady ludzi, którzy są zawodowcami i w profesjonalny sposób się mną opiekują. Są moim zdrowym rozsądkiem, naprawdę pokazują, co jest czarne, a co białe. Jednocześnie wszystkie decyzje podejmujemy wspólnie. Fantastyczne jest to, że w trudnych, zawodowych sytuacjach nie jestem pozostawiony sam sobie.

Sylwetka gwiazdy : Łukasz Zagrobelny