Koniec roku szkolnego już za moment, a wraz z nim ogromne emocje związane z jednym, ale jakże kultowym symbolem – czerwonym paskiem! Czerwony pasek to dla wielu dzieci, a przede wszystkim dla ich ambitnych rodziców, złoty laur zwycięstwa, który teoretycznie świadczyć ma o inteligencji i niezwykłych zdolnościach. Nasze dzieci już od najmłodszych lat uczestniczą w wyścigu szczurów o czerwony pasek – ułudę godnej przyszłości, dostatniego życia i pasma sukcesów. Ta walka dla wielu dzieci staje się koszmarem. Tymczasem czerwony pasek z biegiem lat blaknie na naszym świadectwie niczym zasuszony polny mak i przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

Dlaczego więc od lat jest edukacyjnym bożkiem, dla którego jesteśmy w stanie zrobić jako dzieci tak wiele? Dlaczego tak wielu rodziców przekupuje swoje dzieci gadżetami, wycieczkami i nagrodami, tylko po to, by przyniosły świadectwo z czerwonym paskiem? Dlaczego miałby świadczyć o naszej wartości? Te pytania zadała sobie pewnego dnia Wioletta Matusiak – edukatorka i była nauczycielka, która prowadzi warsztaty, mediacje i bierze czynny udział w różnego rodzaju projektach wspierających polską szkołę w rozwoju. Dwa lata temu, gdy była na zakończeniu roku szkolnego swojej córki, przyszedł jej do głowy pewien „rewolucyjny pomysł”. A gdyby tak każde dziecko dostało pasek na świadectwie i gdyby tak nie był on tylko czerwony, ale w różnych kolorach, podkreślający różne zdolności naszych dzieci? Tak zrodził się pomysł na akcję #pasekdlakazdegoucznia, która z roku na rok cieszy się coraz większym zainteresowaniem i wzbudza wiele pozytywnych emocji.

Jak akcja Pasek dla Każdego Ucznia zmienia polską szkołę od środka? Czego brakuje polskiej szkole i jak uczyć dzieci, by kiedyś wyrosły na pracowników NASA? O tym wszystkim rozmawiam z Wiolettą Matusiak!


Aleksandra Nagel – Kobieta.pl: Minął rok odkąd ze sobą rozmawiałyśmy. Czy Pani zdaniem coś zmieniło się na lepsze w polskiej szkole? Jak Pani ocenia ten rok z perspektywy projektu #pasekdlakazdegoucznia?
Wioletta Matusiak: Ja dostrzegam wielkie zmiany! Myślę, że dzięki tej akcji i temu, że było o niej tak głośno, wzrosła świadomość ważności doceniania uczniów wśród nauczycieli oraz rodziców. Poza tym jest wiele wspaniałych inicjatyw. Powstała akcja „Jestem dumna z mojego dziecka, a nie świadectwa” Rodzice zaczynają głośno mówić o tym problemie i chcą zerwać z kultem „czerwonego paska”. Chcą zerwać z „jednotorowością talentów” w polskiej szkole.

Co ma Pani na myśli, mówiąc „jednotorowość talentów”?
Uważam, że polska szkoła wzmacnia tylko część talentów naszych dzieci, a nie zawsze te szkolne talenty przekładają się na sukces w świecie dorosłych. Wydaje mi się, że zwiększyła się świadomość tego, że szkoła musi się zmienić, bo świat się zmienia i nasze dzieci już nie żyją w XX wieku, a w XXI.

Czy naprawdę Pani wierzy w to, że polska szkoła może się zmienić?
Właśnie dzięki akcji #pasekdlakazdego ucznia, ale też wszystkim siostrzanym akcjom, szkoła zmienia się od środka. Nie zmarnowałam tego roku. Byłam gościem w dziesiątkach szkół w całej Polsce, gdzie nauczyciele zapraszali mnie, bym opowiedziała o tej akcji. Rozmawiałam z dziećmi i pytałam ich o to, czy #pasekdlakazdegoucznia ma sens. Bardzo wiele wzruszających chwil. Cieszę się, bo w tym roku jeszcze więcej dzieci dostanie świadectwa z kolorowymi paskami.

Zobacz także:

Na przykład szkoła podstawowa nr 10 w Zamościu. Pani dyrektor zaprosiła mnie na spotkanie ze wszystkimi wychowawcami. Proszę sobie wyobrazić sytuację, wszyscy wychowawcy w całej szkole wręczają uczniom kolorowe paski by pokazać uczniom, że są wyjątkowi a brak czerwonego paska nie jest porażką. Oni widzą talenty we wszystkim swoich uczniach. To jest po prostu fenomen! Nie da się zmienić systemu, ale takimi drobnymi akcjami i decyzjami możemy zmienić kulturę szkoły od środka. Głęboko w to wierzę.

ZOBACZ TEŻ:

Coś czuję, że ta Pani akcja to oddolna rewolucja. Mówi Pani, że odzywają się do Pani nauczyciele, szkoły, a czy odezwało się ministerstwo? (śmiech)
Oj nie, ministerstwo na razie milczy. (śmiech) Ostatnio odezwała się do mnie jedna z nauczycielek. Mówiła, że ona by bardzo chciała dać swoim dzieciom kolorowe paski, ale nie wie, jak zamocować ten pasek na świadectwie? Pytała, czy może go przykleić?! No nie, przykleić nie można. Kochani Nauczyciele nie przyklejajcie kolorowych pasków do świadectw, bo pójdę do więzienia! Wtedy ministerstwo na pewno się do mnie odezwie… (śmiech)

Jest w Pani sporo nadziei i energii. Dużo jest takich nauczycieli – reformatorów w Polsce?
Naprawdę sporo! Trochę martwi nas ostatnia propozycja zmian w systemie oświaty zapowiedziana przez ministra Przemysława Czarnka o ograniczeniu autonomii szkół. Kto by pomyślał jeszcze kilka lat temu, że nauczyciele będą rozdawać uczniom kolorowe paski na koniec roku?! Nagle zamiast czerwieni cała Polska jest kolorowa!

Świat – tak jak Pani mówi – diametralnie się zmienił, nasze dzieci mają zupełnie nowe wyzwania, ale też problemy, a szkoła – niczym antyczny posąg – stoi w miejscu.
Ludzie czują, że szkole potrzebna jest ta zmiana.

Tylko doskonale wiemy, że do wielkich zmian potrzeba wizjonerów…
Wizjonerów w Polsce nie brakuje. Ci edu-zmieniacze/zmieniaczki i edu-działacze/działaczki są. Ja sama obracam się w takiej bańce i widzę niemal codziennie, jak wiele jest dobrych pomysłów na zmianę. Jeszcze kilka lat temu takich wizjonerów nie było na uniwersytetach. Dziś mamy już na uniwersytetach ludzi którzy odważnie piszą o potrzebie zmian w polskiej szkole obszerne książki. To środowisko jest i prężnie się rozwija, tylko teraz trzeba by było, żeby ktoś ich wysłuchał i posłuchał.

Wracam do punku wyjścia – tych czerwonych pasków na świadectwach. Dlaczego one są takie złe, przecież to jest rodzaj oceny naszych konkretnych umiejętności? Czy nie powinniśmy przyzwyczajać ucznia do tego, że jest i będzie oceniany – i jako dziecko i jako dorosły?
Wie Pani jak jest w NASA? W NASA, gdy zapyta pani sprzątaczkę, co ona tam robi, to ona odpowie: „Pracuję w zespole wysyłającym ludzi w kosmos” i rzeczywiście ona jest częścią tego zespołu. Ona nie jest gorsza i mniej ważna tylko dlatego, że nie jest astronautką a sprzątaczką. To jest coś niesamowitego! My mamy taką mentalność! Często rodzice straszą dziecko, że jak nie będzie się uczyć, to zostaniesz sprzątaczką. A w NASA jest szacunek do każdej pracy. Powinniśmy właśnie tak podchodzić do edukacji naszych dzieci. Nie ważne, czy on ma zadatki na naukowca, artystę, sportowca czy fryzjera, on jest wyjątkowy. Szkoła powinna uczyć tolerancji, wyrozumiałości, życzliwości.

Wierzę, że każdy z nas pojawia się na tym świecie po coś. Ma jakąś ważną misję do wykonania i otrzymuje bardzo indywidualny zestaw talentów. Zadaniem dorosłych, w tym nauczycieli, jest stworzenie takiego środowiska życia, by dziecko te talenty odkryło. Zadzieje się to tylko wtedy, gdy dziecko nie będzie mówić o sobie: „Jestem głupszy, mniejszy, gorszy”. Nauczyciel jest po to, by powiedzieć dziecku: „Jesteś wspaniały i masz wspaniały indywidualny talent, rozwijaj go, jestem po to by ci w tym towarzyszyć”.

Tylko współczesne dzieci właśnie tak o sobie mówią i myślą… Czy szkoła może to zmienić?
We współczesnym świecie wiele mówi się o kompetencjach miękkich, które są niezwykle ważne w rozwoju człowieka. Szkoła rzeczywiście się tym nie zajmuje. Nauczyciele często mówią: „ja nie wiem, jak on mógł zostać tym biznesmenem, on miał same tróje przecież!”. No właśnie, zadaj sobie pytanie nauczycielu, dlaczego szkoła nie stworzyła mu warunków do rozwoju i nie dostrzegła jego talentów? Być może ten twój uczeń nie jest dobry w matmie, ale zamiast krytykować, mówić, że jest beznadziejny i do niczego się nie nadaje, powinieneś przyjrzeć się mu uważnie. Może to artysta, zrobi takie graffiti, że stracisz na jego widok mowę. To jest jego talent i ma do tego prawo, prawo do bycia sobą i rozwijania swojego indywidualnego talentu bez poczucia „jestem gorszy”. O tym jest też #pasekdlakazdegoucznia.

ZOBACZ TEŻ:

Czy szkoła zatem jest w ogóle potrzebna?
Szkoły są bardzo potrzebne i szkoły będą się rozwijać. Gdy jeszcze byłam nauczycielką, moje życie nauczycielskie zmieniła szkoła trenerów. To wtedy zrozumiałam, jak powinna wyglądać edukacja, jaka jest rola nauczyciela i jak on powinien z uczniem pracować. Zasada podstawowa jest taka, że trener musi najpierw zrozumieć siebie, by potem zrozumieć drugiego człowieka.

Co to jest szkoła trenerów?
To jest miejsce, gdzie uczysz się, jak uczyć dorosłych. Żeby być dobrym trenerem musisz najpierw poznać siebie, dowiedzieć się jaki masz model współpracy z ludźmi, jak reagujesz itp. Nauczyciele tego nie dostają. Co prawda oni podnoszą swoje kompetencje zawodowe i to jeszcze doskonalą się za własne pieniądze, ale podnoszą zwykle tylko kompetencje związane z nauczanym przedmiotem. Nie mają przestrzeni do rozwijania siebie, w tym systemie nikt tak nie patrzy na nauczyciela. Tu jest bardzo duża luka.

To może dzieci też powinny dawać kolorowe paski na koniec roku swoim nauczycielom?!
Tak! Pytałam wielokrotnie podczas moich spotkań z uczniami i nauczycielami w szkołach: „Jaki pasek dalibyście swojemu nauczycielowi?”. W wielu, naprawdę wielu, przypadkach dzieciaki krzyczały, że chciałyby dać swojej pani wszystkie paski! To było bardzo budujące.

Rozmawiamy o szkole przyszłości, ale spójrzmy na nią tu i teraz – taką niedoskonałą jaką jest, która musi mierzyć się z zupełnie nowymi zagrożeniami. Czy Pani zdaniem polska szkoła jest gotowa na problemy, które dotykają młodych ludzi w tym kraju – falę depresji, rozwody, czy cyberprzemoc?
Myślę, że nie jesteśmy na to gotowi i nawet ostatni rok nam to udowodnił. Wspomnę chociażby o problemie „znikających dzieci” podczas nauki zdalnej. Dziecko łączy się na lekcje, po czym znika w czeluściach Internetu, nikt nie wie, co się z nim dzieje i gdzie jest. Nikt nie ma nad tym kontroli. Nauczyciel nie wie, rodziców nie ma w domu. Sytuacja ta pokazuje jak ważna jest edukacja medialna oraz nastawienia na budowanie relacji.

Wszystko ostatecznie zaczyna się od relacji, a jak tworzy się relacje między ludźmi? Ma się dla nich czas. Nauczyciel musi mieć czas dla swoich uczniów, rozmawiać, być z nimi. Czasami zamiast zrobić kolejną lekcję historii trzeba usiąść i porozmawiać z klasą. Dać im czas, by się wygadali. Chodzi o to, by oni czuli, że jestem, śmieję się z nimi, zażartuję z nimi, nie zbesztam ich, gdy przeklną, bo to się zdarza. Po prostu jestem tu i teraz. To jest tajemnica sukcesu.

Ludzie na tej planecie dzielą się na tych, którzy myślą pozytywnie o przyszłości i tych, którzy widzą ją w czarnych barwach. Co Pani myśli o tym młodym pokoleniu? Bo nam starszym często wydaje się, że to nowe pokolenie jest gorsze niż nasze…
Tak było już za Sokratesa! (śmiech) Przeciwnie. W młodym pokoleniu jest mnóstwo fantastycznych dzieciaków, choć my nie zawsze to rozumiemy. Mówimy, że dzieci cały czas siedzą w Internecie. Owszem zmienił się świat, zmieniły się media, ale dzieci się nie zmieniły. One zawsze chcą być zauważone, docenione, akceptowane i mieć możliwość rozwoju. Nauczyciele czasami mówią: „Nie dam mu wzorowego zachowania, bo on zawsze przeszkadza, zawsze coś mu się nie podoba, na każdej lekcji z nami dyskutuje”.

O, to chyba ja tak miałam! (śmiech)
A ja wtedy im odpowiadam: „Nauczycielu, ale popatrz na to dziecko, jaką ono ma odwagę! Reszta klasy siedzi ze spuszczoną głową i nie odważy się tobie sprzeciwić. Co to jest za naturalny lider! To  człowiek, który widzi detale, sprawdza, stawia hipotezy i je weryfikuje! Twoim zadaniem jest postawić to dziecko w takiej sytuacji, żeby mogło się w tym zakresie rozwijać”. W wolnej szkole, którą współprowadziłam przez pierwsze cztery lata nauki nie było słowa „musisz”. Zaczynałyśmy lekcje od pytania do ucznia: „Co dzisiaj chcesz robić?”.  Nie było siadania do ławki i otwierania książek. Była wiara w drugiego człowieka. I wie Pani co? Wszystkie dzieci nauczyły się czytać i pisać! Często sięgały po treści wykraczające z podstawy programowej bo były ciekawe i ta ciekawość nie została zabita. Wszystko możesz, nic nie musisz.

Teraz trochę „pogdybamy”, bo Polacy lubią „gdybać”. Gdyby miała Pani zostać ministrem edukacji narodowej i mogłaby Pani dodać jeden przedmiot do podstawy programowej, co to by było?
Jeśli to miałby być przedmiot, który już istnieje, to filozofia, która bardzo zmieniła moje życie. To jest umiejętność rozmowy, logicznego myślenia, wyciągania argumentów, rozumienia świata. Mam wiele pomysłów. Na pewno rozszerzyłabym edukację wczesnoszkolną do piątej klasy szkoły podstawowej, tak jak to jest w krajach skandynawskich czy w Czechach. Jeden nauczyciel uczy klasę przez pięć lat, pracując projektowo, zanurzając dzieci w społeczności lokalnej, zajmując się tym co te dzieci dotyczy, czym się interesują. Dałabym też czas na rozpoznawanie swoich stylów uczenia się zarówno uczniowi jak i nauczycielowi.  Zmieniłabym również to, że nie ma sztywnego podziału na przedmioty, ale są pewne progi do osiągania. Dziś na przykład dzieci uczą się cały rok matematyki i okazuje się, że dla połowy klasy to jest nudne. Oni by się tego w tydzień nauczyli. Niestety podstawa programowa jest uśredniona, a tak naprawdę powinniśmy dobierać dzieci kompetencyjnie a nie rocznikowo. „Data produkcji” jest ważna, ale nie najważniejsza. (śmiech)

Fiu fiu, mnie się to bardzo podoba, ale czy to nie jest utopia?
A ja sobie to potrafię wyobrazić i uważam, że właśnie tak będzie, bo po prostu może tak być!

PRZECZYTAJ TAKŻE: