Stała w progu salonu i spazmatycznie łapała powietrze. Po kilku sekundach wydała z siebie dziwny, jęczący dźwięk. Zerwałam się z fotela i podbiegłam do niej.
– Mamo? Mamo! Co się dzieje? – chwyciłam ją za ramię. Byłam przestraszona. Jakiś czas temu miała przecież problemy z sercem. 
– A… a… Ala – wymówiła nagle moje imię, a pode mną ugięły się kolana. Mówiła? Ale jak to możliwe? Przecież mama jest niema…
Już jako małe dziecko nauczyłam się migania. Dzisiaj przydaje mi się w pracy, bo jestem nauczycielką w szkole integracyjnej i mam również niemych uczniów. Gdy byłam większa, dopytywałam się, dlaczego mama nie mówi. Tata odpowiadał wtedy, że tak jest – po prostu. Ale wiedziałam od babci, że jako dziecko mówiła. 
– Była wielką gadułą – opowiadała mi babcia. – Buzia jej się nie zamykała. Ale potem coś się wydarzyło. Nie wiemy, co. Pewnie przeszła jakiś szok. Nie chciała nigdy o tym opowiadać. Miała zaledwie dziewiętnaście lat. Może to zbyt wczesne macierzyństwo…

Klątwa milczenia. "To już czas. Wiesz, że ci wybaczyłam. Jej też wybaczam"

Gdy mama próbowała powiedzieć swoje pierwsze słowa od niemal trzydziestu lat, pomyślałam, że teraz może wreszcie się dowiem, co się stało. I o tym, że tata tego nie usłyszy. Na pewno byłby szczęśliwy. Mogłaby wymówić jego imię głośno i pogłaskać go po twarzy. 
Przez kolejne tygodnie, ku zdumieniu wszystkich, a zwłaszcza naszego lekarza rodzinnego, mama błyskawicznie nadrabiała zaległości. Czasem struny głosowe odmawiały jej posłuszeństwa, ale mówiła. Czasem łapałam się na tym, że z przyzwyczajenia do niej migam, a ona się śmiała i odpowiadała mi pełnym zdaniem, że tak, mogłabym pomóc i powiesić pranie. To było jak jakiś cud. 
Jakiś czas przed tym, jak mama znów zaczęła mówić, jej starsza siostra, ciotka Ilona, trafiła do szpitala. Siostry przez lata nie utrzymywały zbyt serdecznych kontaktów, właściwie żadnych. Ciotka Ilona chyba nie lubiła mojego taty. W każdym razie to się zmieniło, gdy ciężko zachorowała. Mama zaczęła jeździć do szpitala. Robiła to prawie codziennie. Wracała zmęczona, poszarzała na twarzy. Końcówka życia ciotki Ilony nie była łatwa. Nowotwór zjadał ją jak łapczywy potwór. Bardzo cierpiała i najczęściej była półprzytomna, pod wpływem środków przeciwbólowych. Proponowałam mamie, że ją zastąpię. Byłam ciekawa tej ciotki, której przedtem nigdy nie wiedziałam. 
– Nie – zamigała wtedy. – Jestem jej to winna. Nie wytłumaczyła jednak dlaczego. 
Może teraz to wyjaśni, myślałam. Radość z tego, że mama mówi, przyćmiewał smutek, że ciotka odchodzi. 
Tej nocy, w której Ilona umarła, byłyśmy obie w szpitalu. Ciężko było patrzeć na to cierpienie, na wychudzone, wynędzniałe ciało. Moja ciotka była za młodu pięknością. Dzisiaj nic o tym nie przypominało. Może oczy. Nadal wielkie, ciemne, hipnotyzujące. Patrzyła na mamę. Cały czas. 
Noc powoli zamieniała się w dzień. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale za szpitalnym oknem zrobiło się szaro i odezwały się pierwsze ptaki. Przyszła do mnie myśl, że ciotka nie zobaczy już swoich ulubionych piwonii. Nie doczeka ich kwitnienia, a jedyne, co będzie można dla niej zrobić, to przynieść jej kwiaty na grób. Mama mówiła, że ciotka je lubiła. Czego jeszcze o niej nie wiedziałam? I nigdy się nie dowiem? Nagle poczułam, że mama łapie mnie za rękę. Ciotka, sama z siebie, podciągnęła się na poduszce. 
– Ilonko? – wyszeptała moja mama. Ciotka skinęła głową.
– To już czas. Wiesz, że ci wybaczyłam. Jej też wybaczam. 
– Przepraszam – wyłkała mama. 
Nie rozumiałam, co się dzieje. Ale wtedy właśnie ciotka opadła na łóżko i zaczęła się jej agonia. Do sali wpadł lekarz i wyprosił nas na korytarz. Nie trwało to długo. Ogarnęłam mamę ramionami. To nie był czas na zadawanie pytań, zresztą… umierający, pod wpływem silnych środków, mogą mówić różne dziwne rzeczy. 
Po pogrzebie i stypie siedziałyśmy z mamą przy stole w mieszkaniu ciotki. Było ogromne. Ze zdumieniem dowiedziałam się, że zapisała je w testamencie właśnie mnie. 
– Teraz się wyprowadzisz – powiedziała mama. Pokręciłam głową.
– Na pewno nie. Jak będziesz gotowa, zrobimy tu porządki i wynajmiemy. Nie chcę tu mieszkać. To mieszkanie jest za duże. 
– Dobrze, kochanie – mama przełknęła ślinę. Mówienie nadal sprawiało jej trudność. Miała taki ładny głos. Nie mogłam się nim nacieszyć. Przez moment milczałyśmy, a chwilę później mama wstała, podeszła do wielkiej komody i zaczęła czegoś szukać. W końcu spod sterty dokumentów, pudełek i różnych innych rzeczy wyjęła zdjęcie w ramce. Popatrzyłam zdumiona. Stare, zakurzone, ale widziałam na nim wyraźnie prześliczną, młodą ciocię Ilonę, moją mamę i chłopaka, który stał między nimi. 
– Ale… kto to jest… – wyjąkałam.
– Twój tata. 
– Mamo, co to znaczy?
– Proszę, daj mi powiedzieć. Nie przerywaj. Nadal gardło mnie boli, ale postaram się to opowiedzieć. To Ilonka pierwsza poznała Mariana. Była w nim zakochana, ale ja uznałam, że jestem bardziej zakochana niż ona. Zresztą mogła mieć każdego chłopca na skinienie palcem. To banalna historia. Odbiłam Mariana własnej siostrze. A gdy okazało się, że jestem w ciąży, musieliśmy powiedzieć rodzinie. Postanowiono o ślubie. Ilona wróciła z wakacji i się na mnie naprawdę wściekła. Wtedy powiedziała mi, że mnie nienawidzi, że mnie przeklina, że oby mi ten kłamliwy język odjęło i żeby moje dziecko zmarło w trzydziestym roku życia. Jak się już do niego przyzwyczaję. Żebym bardziej cierpiała. Ja też krzyczałam i wymyślałam jej.
Kiedy następnego ranka się obudziłam, nie mogłam wydobyć z siebie głosu. 
– Mamo… to jakaś bzdura…
– Przecież niemal całe twoje życie byłam niema.
– Ale teraz…
– Daj mi skończyć… Pokłóciłyśmy się na śmierć. Ilona nie przyszła na ślub, ignorowała mnie i ciążę. Rodzice obrazili się na nią, bo nie wyjaśniła im, dlaczego tak zrobiła. Uznali, że to jej kolejny kaprys. Potem wyjechała. Wiele lat jej tu nie było. Po trzecim rozwodzie wróciła. Kupiła to mieszkanie. Nie wiedziałam o tym, dowiedziałam się, gdy zachorowała. O tym z kolei powiedziała mi koleżanka, która pracuje w szpitalu. Pewnego dnia oznajmiła mi, że Ilona leży u nich na oddziale. Kilka dni biłam się z myślami. I z wyrzutami sumienia. Bo było prawdą, że odebrałam jej Mariana. Uwiodłam go, on zaś, jeszcze nie tak pewny miłości do Ilony, szybko zakochał się we mnie. Przez te wszystkie lata myślałam o niej z niechęcią, ale też, gdy przychodziły wiadomości o jej kolejnych rozwodach, było mi przykro. Czułam, że to moja wina. Złamałam jej serce i ona nie umiała już potem ułożyć sobie życia…

"Tak dowiedziałam się, że pochodzę z rodu »wiedźm«". Nowe życie Alicji

Poszłam do szpitala. Ze cztery razy podchodziłam do drzwi jej pokoju. Wiedziałam, że muszę to zrobić. Bo chciałam poprosić ją o wybaczenie. I o szczęście dla ciebie. Za dwa lata skończysz trzydziestkę. Ciągle pamiętałam o tym, co powiedziała Ilona. Byłam niema. Klątwa milczenia podziałała. Mogłabym być niema i ślepa nawet, byleby ochronić ciebie. A ona wiedziała, że przyjdę. Siedziała na łóżku i czekała na mnie. Uklękłam na szpitalnej podłodze i błagałam ją, płacząc i jęcząc. Prosiłam o życie dla ciebie, o karę dla siebie. Wtedy mnie dotknęła. Spojrzałam w jej oczy. Nadal były piękne. Kiedyś była w nich głównie duma i złość. Teraz jednak było w nich także wiele mądrości. I bólu. Wybaczyła mi. Powiedziała, że nic ci nie grozi. 
– Mamusiu…
– I dała mi to – mama wyciągnęła z kieszeni czarnego żakietu małe pudełko. – To pierścionek twojej prababci. Naszej babci. To po niej Ilona odziedziczyła swoje moce. Dziedziczy się je co drugie pokolenie. Kiedyś, być może, odziedziczy je twoja córka. Wtedy przekażesz jej pierścionek. Tak właśnie dowiedziałam się, że pochodzę z długiego rodu „mądrych kobiet”, „znachorek”, „czarownic”, „wiedźm”. Czy w to wierzę? A jakie mam wyjście, widząc to, co stało się z moją ciotką i moją mamą?

POZNAJ WIĘCEJ HISTORII: