Spędzałam drugi tydzień w Rzymie na planie serialu „Piazza di Spagna”. Włosi byli niezwykle troskliwi. Co chwila ktoś pukał do mojej garderoby. W jakim kolorze chciałabym lunch? Może zmienić kwiaty? Jaką wodę podać? Byłam nieśmiała. Nie chciałam nikogo sobą absorbować. Zauważyłam, że z coraz większą niechęcią reagują na brak kaprysów z mojej strony. Moja asystentka stwierdziła: „Tak dalej być nie może. Ludzie żalą się na ciebie. Nie mają co robić. Stracą pracę. Musisz zachowywać się jak gwiazda! Kapryś, wymagaj, wymyślaj! Powiedz, że futro ci nie odpowiada. Zażądaj nowego szofera. Kup psa i każ im się nim zajmować. Musisz być rozkapryszona”. To potrafię, gwarantuję! Odtąd żaden dzień nie zaczął się dobrze. Ubrania były za ciasne, peruka niewygodna, kawa za słodka. Asystenci wszystko musieli poprawiać, biegali, dzwonili, raptem mieli mnóstwo zajęć i wreszcie byli szczęśliwi. Do dziś pamiętają, jaka to była ciężka praca z tą „una grande, meravigliosa polacca”