W niektórych kategoriach wyniki zmieniały się jak w kalejdoskopie, a fascynująca rywalizacja trwała praktycznie do ostatniej chwili. Justyna Kowalczyk wygrała w najważniejszej kategorii w stylu godnym mistrzyni olimpijskiej. Już na starcie wyprzedziła konkurentki i do końca głosowania nie oddała prowadzenia, zdobywając tytuł: KOBIETA ROKU GLAMOUR

GLAMOUR: Czytelniczki Glamour wybrały cię Kobietą Roku. Co to dla ciebie znaczy?
JUSTYNA KOWALCZYK: Bardzo dziękuję za to wyróżnienie. To wielki zaszczyt, ale przyznam, że bycie Kobietą Roku Glamour to dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Do nagród sportowych jestem już przyzwyczajona. Glamour związany jest z modą, a moda to kompletnie nie moje życie. Tym bardziej jest mi miło, że osoby, które interesują się inną dziedziną życia, doceniły to, co robię.

GLAMOUR: Kiedy czujesz się glamour? Piękna, kobieca i pewna siebie?
JUSTYNA KOWALCZYK: Wtedy kiedy czuję się spełniona zarówno prywatnie, jak i zawodowo.

GLAMOUR: Masz na myśli to, kiedy wygrywasz?
JUSTYNA KOWALCZYK: Tak. Zwycięstwo jest glamour.

GLAMOUR: Od czasu olimpiady w Vancouver jesteś traktowana jak dobro narodowe.
JUSTYNA KOWALCZYK: Nie czuję się komfortowo w tej roli. To miłe, że ktoś tak mówi, ale to nie ma nic wspólnego z tym, co robię każdego dnia. Moja codzienność to cisza i spokój. Bieganie po lasach w samotności i spędzanie czasu z małą grupą ludzi. Ponad 300 dni w roku jestem na obozach sportowych poza Polską, więc wszystko, co jest związane z popularnością, mnie omija. Poza tym sport nauczył mnie pokory, a treningi szybko sprowadzają na ziemię. Nawet jeśli czasem woda sodowa uderzy mi do głowy, to tylko na chwilę. Gdy wybiegam na trasę, wszystko mi się w głowie prostuje.

GLAMOUR: O czym myślałaś, stojąc na najwyższym olimpijskim podium?
JUSTYNA KOWALCZYK: Czułam spełnienie. I że warto było poświęcić 12 lat życia nartom.

GLAMOUR: Po olimpiadzie wpadłaś do Polski na dwa dni, ciągle jesteś w drodze. Nie masz dość życia w rozjazdach?
JUSTYNA KOWALCZYK: Miewam chwile słabości. Ale jak tylko dłużej posiedzę w jednym miejscu, korci mnie, żeby gdzieś wyjechać. Przez pierwsze dwa lata trenowania życie na walizkach było dla mnie ciężkie. Szczególnie trudno było mi rozstać się z rodziną. Teraz jestem przyzwyczajona. Lubię to, co robię. Ze wszystkimi tego konsekwencjami..

GLAMOUR: Ale omijają cię w życiu takie drobne przyjemności: kawa z przyjaciółką, zakupy, kino, imprezy. Nie żałujesz tego?
JUSTYNA KOWALCZYK: Nic mnie nie omija! Może trudno w to uwierzyć, ale żyję tak jak inni. Grilla z przyjaciółmi można zrobić w każdym miejscu na świecie. A sklepy są takie same pod każdą szerokością geografi czną. Tylko płacisz inną walutą.

GLAMOUR: Tenisistka Agnieszka Radwańska po udanym sezonie kupiła sobie torebkę Louis Vuitton, o której marzyła. A ty czym się nagrodziłaś za trzy medale olimpijskie?
JUSTYNA KOWALCZYK: Ja nie muszę się nagradzać za olimpiadę. Ja się nagradzam bez przerwy. Całkiem niedawno butami. Lubię robić zakupy. Ten, kto mnie nie zna, nie spodziewałby się, ile mam ubrań w szafie.

GLAMOUR: Czego masz najwięcej?
JUSTYNA KOWALCZYK: Dresów i garsonek. W mojej szafie jest tyle samo rzeczy eleganckich, co sportowych. Bez jednych i drugich nie potrafię się obejść.

GLAMOUR: W telewizji zawsze widzimy cię w kombinezonie. Jak się ubierasz prywatnie?
JUSTYNA KOWALCZYK: Lubię proste rzeczy i soczyste kolory. Ubieram się bardzo kolorowo, ale zawsze staram się być elegancka.

GLAMOUR: Czego nigdy na siebie nie włożysz?
JUSTYNA KOWALCZYK: Spodni haremowych. Nie ma szansy, żeby ktoś mnie w tym zobaczył.

GLAMOUR: A co z ważnymi imprezami? Z czyich rad korzystasz, kiedy masz wielkie wyjście?
JUSTYNA KOWALCZYK: Nie korzystam z niczyich rad. Zazwyczaj są to ofi cjalne spotkania, więc staram się ubierać najprościej na świecie: w żakiet ze spódnicą. Wyznaję zasadę, że elegancja jest kluczem do wszystkiego.

GLAMOUR: Media kreują cię na supermankę, kobietę z żelaza. Zdarza ci się płakać?
JUSTYNA KOWALCZYK: Pewnie, że tak! Ja naprawdę jestem normalną dziewczyną! Płaczę w takich samych sytuacjach, co inne kobiety. Kiedy mam wrażenie, że wszystko mnie przerasta i z niczym sobie nie radzę. Potem idę porządnie najeść się czekolady i biorę się do działania.

GLAMOUR: Jak myślisz, dlaczego właśnie tobie aż tyle udało się osiągnąć w sporcie?
JUSTYNA KOWALCZYK: To proste: mam świetnego trenera. W sporcie trzeba być upartym i ciężko pracować. A my obydwoje tacy jesteśmy. Do tego wszystkiego trzeba też mieć trochę szczęścia. Ja mam go w życiu bardzo dużo.

GLAMOUR: Czego najbardziej się boisz w życiu?
JUSTYNA KOWALCZYK: Chorób. Moich i moich bliskich. W takiej sytuacji człowiek jest bezsilny, a bezsilność wywołuje u mnie największy lęk. Z resztą można dać sobie radę.

GLAMOUR: Kiedy mówisz „dom”, to myślisz o…
JUSTYNA KOWALCZYK: Kasinie Wielkiej. To oczywiste, bo stamtąd pochodzę i tam jest moja rodzina. Bardzo nie chciałam wyjeżdżać z domu do szkoły sportowej, ale nie było innego sposobu, żebym mogła uczyć się biegać na nartach.

GLAMOUR: Jaką cenę płacisz za swój sukces?
JUSTYNA KOWALCZYK: Trudno mi to ocenić. Nigdy nie miałam takiego życia, jakie prowadzi większość ludzi, więc za nim nie tęsknię. Nie mam obok siebie najbliższej rodziny, bo wszyscy zostali w Kasinie. Na okrągło rozmawiam z nimi przez telefon. Rachunki za komórkę mam kosmicznie duże. I to jest chyba najwyższa cena, jaką płacę.

GLAMOUR: Gdybym zapytała, bez jakiej rzeczy nie możesz się obejść, czy byłby to telefon?
JUSTYNA KOWALCZYK: Dokładnie tak. Telefon komórkowy, książki i narty to jedyne rzeczy, bez których nie potrafię żyć.

GLAMOUR: Jaką cechę charakteru w sobie lubisz?
JUSTYNA KOWALCZYK: Hmmm... Mam dużo wad i kilka zalet.

GLAMOUR: Wszyscy mówią o twoim perfekcjonizmie. Czy on przeszkadza ci w życiu?
JUSTYNA KOWALCZYK: Na nartach, rzeczywiście, jestem perfekcjonistką. W życiu prywatnym daleko mi do tego. Choćby dlatego, że jestem straszną bałaganiarą.

GLAMOUR: W sporcie osiągnęłaś już wszystko.
Co cię teraz motywuje?
JUSTYNA KOWALCZYK:Sportowiec nie myśli, że wszystko osiągnął. Sportowiec chce wygrywać nawet na podwórkowych zawodach.

GLAMOUR: A pieniądze mają znaczenie? Nagrody finansowe za medale działają na wyobraźnię. Pół miliona za trzy medale olimpijskie to gigantyczne pieniądze.
JUSTYNA KOWALCZYK: Wiesz, że ja nawet nie wiem, ile mam na koncie? Mam oczywiście poczucie, że jestem zabezpieczona na przyszłość, ale pieniądze nigdy nie były dla mnie celem. Jeśli tak się stanie, będzie to znak, że powinnam zakończyć przygodę z biegami.

GLAMOUR: Podobno planujesz wyjść za mąż i urodzić dziecko. I to wkrótce.
JUSTYNA KOWALCZYK: To nieprawda. Jak większość kobiet chciałabym, żeby kiedyś tak się stało, ale nie wydarzy się to ani za tydzień, ani za miesiąc, ani nawet za rok.

Przeczytaj też:
KAROLINA GORCZYCA - Kobieta Roku Glamour w kategorii Wejście w stylu glamour