Skąd Pańska fascynacja kobietami?

Wychowałem się z dwiema przepięknymi: mamą i babcią. Babcia w naszym trzypokoleniowym mieszkaniu spędzała ze mną najwięcej czasu. Otoczony ich mądrością uważałem, że w konfliktach domowych to one miały rację, nie ojciec czy dziadek. Potem zabrakło mi tych kobiet. Wyjechałem z domu do szkoły morskiej, byłem rybakiem dalekomorskim. Sami mężczyźni. Dziewczyny były zjawiskiem. Gdy pojawiały się na zabawie szkolnej, nie mówiły „kurwa”, miały inny głos, śmiały się – aż chciało się ich dotknąć. Może zaważył na mnie ich deficyt przez lata dojrzewania? Faceci w wieku od 15 do 20 lat myślą tylko o jednym (śmiech). Ale nie jestem żadnym ekspertem. Choć przyznaję: pisząc „Samotność w sieci”, przeczytałem wszystko o psychologii kobiet, co wydano po polsku, angielsku i niemiecku.

Czytelniczki, kobiety, Pana za to pokochały. A mężczyźni?

Są trzy grupy. Pierwsza to ci, którzy, powiedzmy szczerze: zazdroszczą mi. Myślą: ten Wiśniewski dobrze w Niemczech zarabia, więc pewnie pisze, by mieć dostęp do kobiet (śmiech). Druga to wściekli…

Że nas Pan rozpuścił, pokazując mężczyznę idealnego?

I piszą mi, że ich kobietom wzrosły wymagania. Jest i trzecia grupa, chcących być jak bohater „Samotności w sieci”. Cytuję: „Panie Januszu, od dziś chcę być lepszy dla mojej Joanny czy Marceliny”.

Ile listów Pan już dostał?

Zobacz także:

Ze 30 tysięcy, z czego 70 proc. od kobiet. Sporo maili mam z Rosji, gdzie moje książki są bestsellerami.

Ile kobiet próbowało z Panem… nawiązać kontakt?

Jeśli Pani pyta w zawoalowany sposób, z delikatności, czy dostaję propozycje pójścia do łóżka (śmiech), to nie. Może dystans wynika z tych wszystkich tułów naukowych, które mam przed nazwiskiem?

Ale chyba wiele osób chce zbliżyć się do Pana.

To widzę. Gdy ktoś mieszka w pobliżu Frankfurtu, czasem umówię się na kwadrans lunchu. I tyle.

Żadnych ciągów dalszych?

Owszem. Czasami sam o to dbam, bo zachwyciły mnie historie, które ktoś zechciał mi opisać. Ciekawi mnie, co dzieje się dalej. Żałuję tylko, że tak mało mam na to czasu.

Czy w listach widać jakiś wspólny problem kobiet?

Samotność, także w związku. Albo pojedynczość – z niezgody na przeciętność. One wiedzą, że robią dobrze, no ale są same. A brak mężczyzny, szczególnie w małych miastach, jest źle oceniany, to porażka – kobietę wciąż definiuje się przez obecność faceta w jej życiu.

Wystarczy niebylejakości dla każdej kobiety?

Z tym mam problem. Mężczyźni na początku wcale nie są tacy…

Rozpuszczeni? Magdalena Samozwaniec mówiła: facet to mięso, w cieple się psuje.

No tak. Poza tym mężczyźni mają problem z chemią. Pożądanie własnej kobiety im spada, to naturalne.

Po jakim czasie?

Niektórym już po 3 minutach (śmiech), ale większości od około 18 miesięcy do 4 lat. W wielu kulturach mężczyźni właśnie wtedy opuszczają kobiety. One wiedzą, że po 4 latach coś się dzieje niedobrego, i rodzą dziecko, zatrzymując mężczyznę na następne trzy. Stąd magia cyfry 7 (śmiech).

Pan jest naukowcem; proszę powiedzieć: skoro miłość to chemia, to może będzie na nią jakiś lek?

Nie, to cała magia. Nikt nie wie, czemu tej pani w obecności tego pana wydziela się fenyloetyloamina w mózgu i jest zakochana.

A coś na złamane serce?

Ale czy wolno nam sterować chęciami? Mamy środek podnoszący możliwości, Viagrę, największe odkrycie ostatnich lat. Ale ona pomaga tym, którzy pragną, a nie mogą. Ludzie często mylą miłość z pożądaniem. I w tym stanie podpisują różne dokumenty w USC.

W ostatniej książce pisał Pan o zdradach. Można im zapobiec, gdy np. on ma kryzys?

Trudna sprawa. I kosmiczny seks nie pomoże, gdy obniża się poziom endorfin w mózgu. Myślę, że Brad Pitt też już nie pożąda Angeliny jak dawniej. Ale nie każdy chce zmian. Jest w nas więcej niż pożądanie: przywiązanie, szacunek przyjaźń. Miłość ma 4 fazy, ale świat przy udziale mediów zajmuje się tylko tą pierwszą – namiętnością.

Pańskim zdaniem: co powinna zrobić ta zdradzana? Zadbać o siebie, odejść?

Myślę, że nie ma co przekreślać związku tylko dlatego, że nastąpiło złamanie zasady wyłączności do ciała (śmiech). Ważniejsza jest wyłączność do myśli. Wielu mężczyzn zdradza w jakimś narkotycznym amoku, potrzebie potwierdzenia, że jest się atrakcyjnym. Moja rada dla pań: niech nie tracą zachwytu nad partnerem. Nawet jeśli im też spadło pożądanie – to dotyczy każdego – niech trochę udają. Idą z nim na mecz, choć nie znoszą piłki, będą z nim. W jego świecie.

Jakie kobiety Pan lubi?

Takie, z którymi chciałbym rozmawiać. Mój wzór na udany związek to 10 proc. dobrego seksu i 90 proc. jeszcze lepszej rozmowy. Słowa generują nieprawdopodobne emocje. Dowód? Internet – tu ludzie zakochują się na podstawie wyrazów!

Jak to się ma do przypisanej mężczyznom wzrokowości?

Badania dowodzą, że 70 proc. mężczyzn odbierających kokieteryjny e-mail sądzi, że został wysłany przez atrakcyjną kobietę. Wiążą atrakcyj ność słów z osobą. Marzą o atrakcyjnej partnerce i przekładają to na wyobraźnię o niej. Większość kobiet zaś, do których przychodzi taki e-mail, wciąga brzuch. Przeniesienie zachowań z realu w świat wirtualny jest namacalne! Ale mężczyźni chcą, żeby za słowami szły fakty. Zdjęcie, telefon, głos. Później wszyscy i tak chcą jednego: dotyku. Dotyk ma przepiękną chemię, jedną z najpiękniejszych.

Internet to szansa dla mniej atrakcyjnych kobiet, które na żywo nie mają szans?

Sam słyszałem, jak ktoś mówił o poznanej w necie miłości. Że gdyby spotkał ją na ulicy, to zupełnie nie zwróciłby na nią uwagi.

A na jakie kobiety Pan nie zwraca uwagi?

Jestem feministą, ale nie lubię, gdy kobiety manifestują swój feminizm na każdym kroku. I podkreślają go i tę swoją równość pamfletami. Fascynacja dwóch płci polega na zróżnicowaniu! Jeśli za bardzo zbliżają się do zachowań męskich, przestają być atrakcyjne.

A np. wstrzykiwanie silikonu. To dla Pana poprawa czy odejście od kobiecości?

Nie miałbym nic przeciw, gdyby moja partnerka o tym myślała. Kobiety się upiększają, bo mężczyzn pociąga uroda. Nie uważam, że naturze trzeba się podporządkować. Ona jest groźna, to przecież też powodzie. Ale żadna ilość silikonu nie uratuje związku, gdy jest już pusty. Kochanki są zwykle brzydsze od żon. Za to młodsze. Mężczyźni uwielbiają poczucie, że zdobyli młodą partnerkę.

Na jakim etapie życia jest Pan teraz?

Czekam wylękniony na ukazanie się mojej… bajki. Trochę naukowej, ale dla dzieci. O tym, co najważniejsze we Wszechświecie. I pracuję nad powieścią „Bikini” – jej akcja zaczyna się w 1945 r., a kończy… sam jeszcze nie wiem. A życiowo? Muszę podjąć decyzję, czy dalej prowadzić „małżeństwo” z nauką i jednocześnie „romans” z literaturą (śmiech). Coś chyba muszę wybrać…