"Mam żonę i trójkę dzieciaków. Kiedy ukochana doprowadza mnie do szewskiej pasji, córki (każda urodzona w odstępie 2-3 lat) na zmianę przekrzykują się, płaczą i puszczają na cały regulator muzykę, pies szczeka, a telefon nie przestaje dzwonić – pakuję torbę, wrzucam ją do samochodu, wyłączam komórkę i na weekend zaszywam się w swoim gniewniku. Czym jest gniewnik? To 20 m MOJEJ przestrzeni na wsi, do której nie ma wstępu NIKT poza mną. Wypełniają ją pisma o tematyce wojskowej, mała siłownia, lodówka z piwem i modele czołgów” Marek, 33 lata

 „Co w sercu, to na języku – niestety nie jest moją maksymą życiową. Kiedy wkurza mnie mój chłopak, zazwyczaj kumuluję w sobie złość do momentu, w którym wystarczy jego jeden krzywy uśmiech, i wybucham. Choć nie raz próbowałam, nie jestem w stanie na bieżąco wyrzucać z siebie frustracji i rozmawiać z Tomkiem. Znalazłam jednak doskonały sposób na rozładowywanie emocji: auto. Za kierownicą na co dzień miła i ułożona Madzia zmienia się w prawdziwego potwora. Wrzeszczę, przeklinam, walę pięścią w kierownicę. Po takiej sesji agresji schodzi ze mnie napięcie i znów robię się potulna jak baranek” Magda, 28 lat

„Całe życie marzyłem o tym, by zostać pilotem. Dopiero po 30 mogłem sobie pozwolić (finansowo) na zrealizowanie pasji. Uzyskałem licencję pilota. Kiedy moja żona wylicza mi wydatki i piąty raz w tygodniu wytyka, że za mało zarabiam; kiedy mój ząbkujący syn czwartą godzinę z rzędu „jodłuje”; kiedy szefowa wyzywa mnie od nieudaczników – siadam za sterami mojego skylandera i odfruwam” Piotr, 35 lat „Jestem na 4. roku psychologii. Mieszkam z trójką współlokatorów na przedmieściach Warszawy. Typ introwertyczki i samotniczki – tak określiłabym swój charakter. Nie stać mnie na wynajęcie kawalerki, więc jakoś muszę radzić sobie z permanentnym towarzystwem. Kiedy mam ochotę ich wszystkich pozabijać, zamykam się w łazience, otwieram okno na oścież i krzyczę: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Mam w nosie, co pomyślą sobie sąsiedzi. Ważniejsze jest moje zdrowie psychiczne” Ola, 24 lata 

 „Tnę, pruję, farbuję, zszywam, rozrywam, strzępię, maluję. Co? Stare ubrania. Swoje, moich przyjaciółek, mojej mamy, mojego faceta. Słowem: wszystko, co wpadnie mi w ręce. Sam proces niszczenia, targania jest bardzo oczyszczający. Do przerabiania ciuchów zabieram się tylko wtedy, gdy potrzebuję się wyciszyć. Czasami powstaje coś pięknego, ale często kończy się na rwanio-oczyszczaniu” Karolina, 29 lat