Na kolei poznałem Matyldę, przyszłą żonę, w pociągu przyszedł na świat mój syn, Rafał. Urodził się w trakcie zmiany Matyldy, gdy jako konduktorka, jechała na długiej trasie. Dobrze, że w tym samym składzie podróżował lekarz. Ale właściwie można było być spokojnym, że jakiś doktor się znajdzie. Pociągami podróżują ludzie różnych zawodów, wśród nich są i lekarze. Dlatego tak bardzo lubiłem nimi podróżować nawet wtedy, kiedy nie byłem w pracy. A kiedy przeszedłem na emeryturę, stało się to moją szczególną pasją.

Nagle podniosła się jak oparzona

Żona umarła kilka lat wcześniej, tak więc nic nie trzymało mnie w domu. Nie miałem tyle pieniędzy co zachodni emeryci, więc nie mogłem podróżować pociągami po całym świecie. Za to miałem darmowy bilet kolejarski na cały kraj i mogłem z niego korzystać, ile dusza zapragnie.

Jeździłem zwykle bez bagażu, na różnych trasach. Zatrzymywałem się u znajomych kolejarzy, rozrzuconych po całym kraju. Nie interesowało mnie, dokąd jadę. Pociągała mnie sama podróż. Obserwowanie mijanego za oknem krajobrazu. I ludzi, którzy ze mną jechali. Zawsze dorabiałem do nich jakąś historię, zastanawiałem się, gdzie i po co jadą.

Któregoś dnia wybrałem się w dłuższą podróż. Przez mój przedział przewijały się różne osoby i tylko jedna pani, na oko w moim wieku, zatopiona w lekturze, wciąż siedziała przy drzwiach. Właściwie nie odrywała wzroku od czytanej książki. Czasem tylko coś musiało ją w niej zastanowić lub jakoś szczególnie się jej spodobać, bo zamykała książkę i na chwilę spoglądała gdzieś przez szybę. Potem jednak powracała do lektury, która ją całkowicie pochłaniała. Dopiero przyjście konduktora sprawiło, że na moment odłożyła książkę. Miałem wrażenie, że z wyraźnym zniecierpliwieniem czekała, aż jej bilet zostanie sprawdzony i znów będzie mogła czytać.

Jakieś sto pięćdziesiąt kilometrów dalej do naszego przedziału ponownie wszedł konduktor, już z nowej ekipy. Pani znów chciała jak najszybciej okazać bilet, ale tym razem okazało się, że nie może go znaleźć. Zaglądała do płaszcza, do swojej torby, pod siedzenie. Słowem szukała wszędzie, gdzie się dało, ale biletu wciąż nie było.

– Długo mam jeszcze czekać? – mruknął lekko zniecierpliwiony konduktor.

– Ja go miałam, naprawdę – tłumaczyła się kobieta. – Zupełnie nie wiem, gdzie mógł się podziać.

Zobacz także:

– Ja też nie wiem – odezwał się niegrzecznie konduktor.

Bardzo mi się to nie spodobało.

– Ta pani naprawdę miała bilet. Sam widziałem, jak sprawdzał go jej pana kolega z poprzedniej zmiany – podałem mu moją legitymację, żeby wiedział, iż nie ma do czynienia z przypadkową osobą.

– Mnie chyba może pan wierzyć?

– No… nie wiem. To znaczy wierzę panu – zastrzegł się – ale chyba nie mogę tak tego zostawić.

– Ale ja naprawdę…

Zdenerwowana kobieta potrąciła czytaną przez siebie książkę, którą odłożyła na siedzenie. Książka spadła na podłogę, ale lecąc w dół wypuściła spomiędzy stron bilet. Kobieta z ulgą schyliła się po niego i podała go konduktorowi.

– Widzi pan? – powiedziała radośnie.

– Teraz widzę – „skasował” bilet.

– Dziękuję, do widzenia – zamknął za sobą drzwi przedziału.

Zostaliśmy sami. Pani już chciała ponownie usiąść i zatopić się w lekturze, kiedy nagle podniosła się jak oparzona.

– Ojej, byłabym zapomniała panu podziękować.

– Nie szkodzi, to drobiazg. Przecież bilet by się w końcu i tak znalazł.

– Nie wiadomo. W życiu bym nie pomyślała, że schowałam go do książki. Taka jestem roztrzepana. Na dodatek ostatnie pieniądze wydałam na dworcu na książkę i ten bilet, i nawet bym nie miała jak zapłacić za kolejny. A konduktor mógłby mnie wysadzić na najbliższej stacji a ja się bardzo spieszę do córki, jestem jej potrzebna… Może ja się przedstawię. Matylda.

– Rudolf.

Jak ci się chce, to twoja sprawa

Przez kolejne pół godziny pani Matylda nie wróciła już do lektury, tylko rozmawiała ze mną. Opowiadała o córce, do której jechała. I o wnuczce, bo niedawno została babcią. Dlatego właśnie musiała się wybrać w tę podróż, bo jej córka nie dawała sobie rady w opiece nad niemowlakiem. Ja z kolei mówiłem o kolejarskiej tradycji mojej rodziny, o synu, który pracuje jako konduktor.

Rozmawiało nam się bardzo dobrze. Pani Matylda była niezwykle ciepłą i pogodną kobietą. Z zawodu była bibliotekarką, tak jak ja zakochaną w swoim zawodzie. Z pewnością moglibyśmy sobie godzinami opowiadać o naszych pasjach. Ale, niestety, ona musiała już wysiadać. Zdjąłem jej bagaże z półki i pomogłem jej wynieść walizkę z pociągu. Przez chwilę postałem na korytarzu i pomachałem jej na pożegnanie, gdy pociąg już ruszał. Dopiero wtedy wróciłem do przedziału i zobaczyłem, że została tam jej książka.

Chwyciłem ją i wybiegłem na korytarz. Wychyliłem się przez okno, ale na peronie nie było już widać pani Matyldy. Wróciłem do przedziału i zacząłem przeglądać książkę, szukając tam czegoś, co mogłoby mi pomóc znaleźć kontakt do mojej współpasażerki, jakiegoś nazwiska właścicielki czy kolejnej zagubionej między stronami kartki. Nic tam jednak takiego nie było.

Nie mając nic lepszego do roboty, zacząłem czytać książkę. Tak zleciała mi podróż. Po dotarciu do celu chwilę sobie pozwiedzałem miasto, ale nie zadzwoniłem do znajomego, u którego chciałem się zatrzymać. Wróciłem na dworzec i wsiadłem do powrotnego pociągu.

Po godzinie byłem w mieście, w którym wysiadła pani Matylda. Pokręciłem się trochę po dworcu i okolicy, wierząc naiwnie, że ją zobaczę i będę mógł jej oddać książkę. Niestety, nigdzie jej nie było, i musiałem wracać na dworzec. W tym mieście nie miałem nikogo znajomego, a niedługo odchodził ostatni pociąg. Wróciłem do mieszkania bardzo późnym wieczorem. Skończyłem czytać książkę pani Matyldy i żałowałem, że ona tego nie mogła zrobić, bo koniec był rzeczywiście niezwykły. Dlatego pomyślałem, że muszę zrobić wszystko, żeby ją jakoś odnaleźć.

Następnego dnia znów miałem zamiar wsiąść do pociągu i pojechać do miasta, gdzie wysiadła pani Matylda. Na stacji spotkałem mojego syna, Rafała, który akurat jechał tym składem. Opowiedziałem mu całą historię.

– Aż tak ci się spodobała? – zapytał, gdy skończyłem.

– Ależ o czym ty mówisz? – obruszyłem się. – Po prostu chcę, żeby mogła doczytać tę książkę. A ponieważ nie mam nic lepszego do roboty na mojej emeryturze...

– I chce ci się tak dzień w dzień? – spojrzał na mnie z powątpiewaniem.

– A co w tym dziwnego? Chcę być miły i zrobić coś bezinteresownie dla drugiej osoby. Ludzie dzisiaj tak rzadko robią coś bezinteresownie dla drugiego człowieka.

– Jak ci się chce, to twoja sprawa. Ale pomyśl, ta książka pewnie teraz jest w każdej księgarni…

– Musiałaby wydać na nią kolejne czterdzieści złotych – odbiłem argument syna.

– Jeśli zostało jej niewiele stron, mogłaby ją doczytać w księgarni. A poza tym jest bibliotekarką, może zamówić tę książkę do swojej biblioteki…

– Ale jeśli zdecydowała się ją kupić, to znaczy, że zależy jej na niej w sposób specjalny – uciąłem rozmowę i ruszyłem do swojego wagonu.

To musiało być rzeczywiście przeznaczenie

Tego dnia nie spotkałem pani Matyldy. Nie spotkałem jej również kolejnego i następnego. W ciągu miesiąca zrobiłem sobie jeszcze kilka takich przejażdżek. Bez rezultatu. Zresztą sam nie wiem, na co liczyłem. Pani Matylda mogła przecież wracać na parędziesiąt różnych sposobów. A ja nie byłem nawet pewien, czy mieszka w moim mieście. Może tu się tylko przesiadała? Zresztą, co by to dało, i tak nie byłbym w stanie znaleźć jej wśród blisko trzystu tysięcy mieszkańców. Straciłem już nadzieję, że ją spotkam w jakimś pociągu lub na stacji. A już do głowy by mi nie przyszło, że zapuka któregoś dnia do moich drzwi.

– Dzień dobry, panie Rudolfie – uśmiechnęła się swobodnie, tak jakby przychodziła na umówione spotkanie.

– Pani Matylda? Co pani tu robi?

– Pana syn powiedziałby zapewne, że sprowadziło mnie tu przeznaczenie.

– Rafał? Pani go zna?

– Tak. Wracałam pociągiem i sprawdzał mi bilet. Spojrzałam na jego nazwisko i pomyślałam, że to może być syn, o którym mi pan opowiadał. Zapytałam go o pana, chcąc jeszcze raz podziękować za pomoc. Wtedy on ucieszył się i powiedział, że muszę pana odwiedzić, bo pan mnie poszukuje i chce oddać książkę. Dodał jeszcze, że to, iż mnie spotkał, to przeznaczenie, bo akurat zamienił się na zmiany i w ogóle nie miał jechać tamtym pociągiem.

Pani Matylda przesiedziała u mnie parę godzin. Okazało się, że mieszka niedaleko, a pracuje jeszcze bliżej. Ale jak to w wielkim mieście, nawet ludzie mieszkający tuż obok, mogą się nigdy nie spotkać. My zresztą przecież poznaliśmy się dość daleko od naszych domów. Ale po tym spotkaniu oboje uznaliśmy, że warto tę znajomość kontynuować. Ja odwiedzałem często bibliotekę pani Matyldy i wypożyczałem sporo książek, które potem czytałem w podróży.

Zresztą Matyldę też zaraziłem moją pasją do kolejnictwa.

– Wiesz, szkoda, że ja nie mam takiego darmowego biletu jak ty – powiedziała któregoś dnia. – Moglibyśmy razem gdzieś pojeździć.

– Mógłbym się postarać o taką legitymację dla ciebie… – odparłem.

– Nie, to byłoby oszustwo. Mnie ona nie przysługuje.

– Jakie tam oszustwo. Wystarczyłoby, żebyś za mnie wyszła.

– Ale… – Matylda zaniemówiła. – Czy to są oświadczyny?

– Tak jakby.

– Hmm… oryginalne.

– Kolejarskie. Jak będzie cię ktoś pytał, dlaczego za mnie wyszłaś, to powiesz, że poleciałaś na mój darmowy bilet – zażartowałem, ale widząc poważną minę Matyldy, spytałem zaniepokojony: – Bo wyjdziesz za mnie, prawda? Czemu tak dziwnie patrzysz?

– Wiesz, to musiało być rzeczywiście przeznaczenie.

– O czym mówisz?

– No..., o tej książce, którą zostawiłam w pociągu.

– Dlaczego tak myślisz?

– Bo ta książka… To bardzo głośna i reklamowana rzecz… Ale ona mi się w ogóle nie podobała z opisu.

– To po co ją kupiłaś?

– Córka mnie prosiła, bo chciała przeczytać. To jej kupiłam. I tak z nudów zaczęłam ją czytać, ale nie podobała mi się. Musiałam co i raz przerywać…

– Zauważyłem. Tylko mnie się wydawało, że to tak z zachwytu…

– Nie. Nawet się nie zmartwiłam, że jej nie mam. Nie miałam pojęcia, gdzie mi się zagubiła, a córka się o nią nie upominała. Całkiem o niej zapomniałam.

– Tak… w takim razie to musiało być przeznaczenie – przytuliłem ją.

Matylda przyjęła moje oświadczyny. W ten sposób kolej wyznaczyła nowe tory mojego życia. Jak zwykle zresztą, bo jak już pisałem, pociągi to całe moje życie.