Wędrujemy przez 5 indyjskich krain, zaglądając do Bombaju i Kalkuty, ale i na prowincję.
Żeglujemy po rozlewiskach południowej Kerali i stajemy jak wryci przed pałacami maharadżów, bo rozmiar bogactwa przekracza nasze najśmielsze oczekiwania.
Usiłujemy przejść przez ulicę kilkunastomilionowego miasta, po której we wszystkich kierunkach mkną naraz samochody, riksze, przeładowane, zdawałoby się przedpotopowe, autobusy, wylegują się bezpańskie psy i święte krowy, dzieci grają w jakąś odmianę krykieta, a trędowaty prosi o jałmużnę. Uczestniczymy w obrządkach nad rzeką Ganges i zaglądamy do Małego Tybetu. Jedziemy z północy na południe, z zachodu na wschód: pociągiem, autobusem, na słoniu...
To Indie bez make-up-u, takie, jakie rzeczywiście są.