1. Najtańsza rzecz w mojej szafie to… Mam sporo niedrogich rzeczy w szafie – to ubrania z drugiej ręki. Najmniej wydałam oczywiście na te, które znalazły się w niej za darmo: dżinsowe szorty po mamie, nakrapiany kombinezon ze swapu u koleżanki, dwustronne kimono z grupy „Uwaga, śmieciarka jedzie…”, swetry, którymi regularnie wymieniam się z siostrami. Poza tym zdobycze z lumpeksów, których u mnie nie brakuje (lubię podejmować wyzwanie zaglądania do takich sklepów ostatniego dnia przed wymianą towaru, gdy ceny są najniższe, a towar – pozornie - przebrany). Mam więc przepiękny norweski kardigan ze stuprocentowej wełny, który kosztował 4 złote, jedwabną oversize’ową koszulę kupioną na wagę, która jest cienka jak mgiełka, więc wydałam na nią tyle, ile kosztuje guma do żucia, czy też T-shirt Fleetwood Mac ze zdjęciem z ich genialnej płyty „Rumours”, za który zapłaciłam złotówkę. Wymieniać mogłabym bez końca.

2. Najcenniejsza dla mnie rzecz w mojej szafie to… Obiektywnie jest ich kilka – czółenka Chanel, botki Prada, spódnica Halstona, szalik Mary Quant, sweter Jean Paul Gaultier, kamizelka Diane von Furstenberg, torebka Miu Miu, marynarka Pierre Cardin, trochę ubrań Acne Studios i Ganni. Wszystkie z lumpeksów albo Vinted. A subiektywnie? Są to dla mnie zawsze rzeczy, które niosą jakąś historię, kojarzą się z bliskimi ludźmi czy przeżyły ze mną wiele. Przykładowo dwie z warszawskich second handów: torebka w gwiazdy, w której znalazłam bilecik pociągowy prowadzący na oglądanie zórz w Norwegii oraz landrynkowa podomka z lat 50. marki Vanity Fair, o której piszę w mojej książce „Moda vintage” – podobną ma moja przyjaciółka i kupiła ją lata temu w zupełnie innym mieście. Ach i jeszcze szorty z metką Calamity Jane (uwielbiałam ten western w dzieciństwie), które dostałam od mamy. Pamiętam, jak sama je nosiła dwie dekady temu!

Fot. Ada Borecka

3. Najlepsze wspomnienie związane z konkretną rzeczą w mojej szafie… Jestem zbieraczem historii, więc mam ich trochę w zanadrzu i regularnie sypię nimi jak z rękawa. Moim ulubionym wspomnieniem jest jednak nieustannie zakup pierwszych glanów, kiedy miałam trzynaście lat – to od nich zaczęły się moje eksperymenty ze stylem i to one przyświecały poszukiwaniom muzycznym. Dzięki nim czułam się sobą. Poza tym regularnie dodawały mi odwagi, kiedy szłam w nich do szkoły, gdzie byłam outsiderką. Były długie, jasnobrązowe i ciężkie, w rozmiarze 36. Pojechałam po nie ze starszym bratem specjalnie do innego miasta oddalonego o 30 kilometrów. 

4. Nie wyobrażam sobie swojej garderoby bez… Sukienki na zakładkę w kwietną łączkę, która jest moim znakiem rozpoznawczym. Jeśli miałabym chodzić do końca świata tylko w jednym ubraniu, to byłaby to właśnie ona. 

5. Rzecz, w której czuję się piękna... Wszystkie bez wyjątku. Swojego samopoczucia nie uzależniam od ubrań. 

6. Rzecz, której nigdy nie założyłam i chętnie oddam… Raczej nie mam takich rzeczy. Staram się kupować tylko te, które rzeczywiście chcę nosić. Czasami jednak czuję, że już do siebie nie pasujemy i wtedy „wprawiam je w ruch” – to znaczy przekazuję dalej koleżankom lub sprzedaję. Ostatnio podarowałam przyjaciółce welurowe dzwony. 

Zobacz także:

Fot. Ada Borecka

7. Najdziwniejsza rzecz z mojej garderoby to… Złoty piżamowy garnitur w stylu Cher, który planuję nosić do pracy, ręcznie wykonane drewniane sandałki z panterkowym wzorem a la Peggy Bundy (co ciekawe, jest to produkcja skandynawska) i prześwitująca biała koszula z żabotem z firany, dzięki której wyglądam jak Prince. Wspomniałam już, że każdą z tych rzeczy znalazłam z drugiej ręki?