Pamiętam szczególnie jedną Wigilię z dzieciństwa, gdy dostałam od rodziców ogromną, pięknie opakowaną paczkę. Szalałam ze szczęścia, myśląc, że to śpiewająca lalka, o której marzyłam, dopóki paczka… się nie zsikała. Okazało się, że w środku był miniaturowy pekińczyk, który stał się psim koszmarem mojego życia. Dlatego sama tak długo robię podchody, aż dowiem się, co naprawdę sprawi radość i będzie przydatne. To wymaga czasu i wysiłku, ale tylko wtedy robienie prezentów ma sens.