Edyta wcale nie zaistniała dzięki mediom. Popularność zdobywała sama. Krok po kroku. Przez piosenkarską szkółkę Elżbiety Zapendowskiej, program Zbigniewa Górnego Śpiewać każdy może i koncert debiutów w Opolu w 1989 roku szturmem weszła do Metra. Miała wtedy 17 lat. Nie dostała głównej roli, ale widzowie pokochali właśnie ją. W 1994 roku telewizja wysłała ją do Dublina na konkurs Eurowizji. Zajęła drugie miejsce - najwyższe w historii polskich startów. Potem wyjechała do Londynu, by zacząć międzynarodową karierę. W ciągu dziewięciu lat wydała pięć płyt. Kiedy po pierwszej zrobiła dwuletnią przerwę w karierze, media wciąż podgrzewały atmosferę, podtrzymywały zainteresowanie fanów. Nowym kolorowym pismom, które pojawiły się na rynku prasowym, potrzebna była taka bohaterka - piękna, utalentowana, na progu międzynarodowej kariery. Traktowały ją z atencją, jak księżniczkę. Gdyby nie one, zniknęłaby ze zbiorowej pamięci. Bo jak na tak wielką popularność i rzesze fanów ma stosunkowo niewielki dorobek. Potem pojawiły się krwiożercze bulwarówki, dla których już nie była słodką księżniczką. One bez pardonu grzebały w jej prywatności. Edyta obraziła się na media. Postanowiła odejść. Ewa Galin, menedżerka i przyjaciółka Edyty, twierdzi, że piosenkarka nie podjęła decyzji pod wpływem impulsu, lecz wcześniej się do niej przymierzała. Podobno od dawna gwiazdę mierziło, że jest ciągle pod lupą, bo uważa, że nawet osoba publiczna ma prawo do prywatności. Kiedy była w ciąży, prosiła, by paparazzi dali jej spokój. Lecz oni nie uszanowali prośby. Kiedy rodziła, pod szpitalem koczowały tłumy fotografów. Po porodzie musiała wymknąć się bocznym wyjściem. Ewa Galin wyjawia, że Edyta jest zmęczona, nie ma siły ani energii. Bardzo potrzebuje odpoczynku, więc z synem i mężem wybiera się na urlop. Nie chce zdradzić dokąd.

EDYTA ZAWSZE KOKIETOWAŁA DZIENNIKARZY otwartością i szczerością. Sześć lat temu w wywiadzie zwierzyła się, że na tydzień przed koncertem nie uprawia seksu, bo oszczędza mięśnie potrzebne do śpiewania. Publicznie wystawiała cenzurki kolejnym partnerom. Mówiła, który dostarczał jej większych doznań, który traktował jak lek na swoje biseksualne skłonności, który podsłuchiwał przez telefon. Opowiadała o pocałunkach i pieszczotach. Pozwoliła się wysłać na wakacje i fotografować w romantycznych zakątkach. Teraz dziwi się, że czytelnicy oczekiwali nowych sensacji, a media starały się je zdobyć. Kiedy nic się nie działo, tą sensacją stawał się źle zaprojektowany kostium sceniczny, z przyklejonym do ciała stanikiem i niezakrywającą bielizny spódniczką. Albo hymn odśpiewany zbyt nostalgicznie na mistrzostwach świata w piłce nożnej w Korei. Albo plotka, że gwiazda jest w ciąży z samym prezydentem. Jacek Cygan, autor słów do nagrodzonej na festiwalu Eurowizji piosenki To nie ja, mówi o liście Edyty: - Ona wyraziła jakiś protest, wydała krzyk rozpaczy. Pojawia się pytanie - dlaczego w Polsce dzieją się takie rzeczy, że artysta czuje się zaszczuty przez media? Świat, z którym Edyta się zderzyła, postawił jej warunki nie do przyjęcia. Również Julita Jaskółka, która od 10 lat zna Edytę i zajmuje się jej makijażem, jest zbulwersowana: - Uważam, że miarka się przebrała. Wiele razy widziałam paparazzich, którzy czyhali na Edytę. A ona jest delikatna, łatwo ją skrzywdzić. W swoim internetowym liście gwiazda jednak nie napisała, że liczyła się z możliwością wykonania dla prasy sesji zdjęciowej w ciąży i z nowo narodzonym synem. I że myślała o pewnej gratyfikacji. Ale wywiad o macierzyństwie nie ukazał się w żadnej gazecie. Tymczasem brukowe dzienniki wciąż drążyły i węszyły, w poszukiwaniu newsów rzucały się na każdą informację dotyczącą Edyty, jej męża, teścia, a nawet ojca, z którym od kilkunastu lat nie miała kontaktu. Bez głębszej refleksji publikowały te wieści. Edyta znosiła to w milczeniu. Do czasu. W połowie lipca wybuchła. Na stronie internetowej gwiazdy pojawił się jej kuriozalny list. Żaden artysta, nawet uważany za najbardziej wulgarnego i skandalizującego, nigdy nie potraktował dziennikarzy w taki sposób jak ta dziewczyna o twarzy anioła. Zarzuciła dziennikarzom, że nie szanują jej prywatności, twierdziła, że mają na rękach jej krew, że przez nich straciła pokarm dla syna.

LIST WZBUDZIŁ SKRAJNE EMOCJE. Na forum internetu rozgorzała dyskusja. Jak to zwykle w przypadku Edyty bywa, nie było letnich wypowiedzi. Jedni solidaryzowali się z jej reakcją, inni decyzję o zakończeniu kariery kwitowali krótko: "Wreszcie! Dobrze! Fajnie!". Znów Edycie udało się podzielić społeczeństwo. Są dwie wersje powodów napisania listu. Pierwsza - oficjalna, czyli protest przeciw mediom. I druga - że Edyta napisała go, by zwrócić na siebie uwagę, bo za wszelką cenę chce zostawać w centrum zainteresowania. Ci drudzy, mniej przychylni piosenkarce, twierdzą, że Edyta ma dwie twarze: słodka, naiwna, delikatna, szczera, wrażliwa to Edyta numer jeden. I druga: wyrachowana, przebiegła, cwana, potrafiąca manipulować ludźmi i wykorzystywać ich do własnych celów. Otwarcie mówiąca, że współpracownicy, którzy nie nadążają i stają się jej balastem, muszą zniknąć z jej życia. Ci, którzy musieli zniknąć, widzą to inaczej. Niechętnie wspominają o tym, że zostali odtrąceni. Tadeusz Miecznikowski, który współpracował z Edytą wiele lat, realizował dźwięk na płycie Perła i w czasie jej koncertów, uważał się za przyjaciela piosenkarki. Teraz ze smutkiem wyjawia: - Podziękowała mi za współpracę. Tak robi ze wszystkimi, kiedy dochodzi do przesytu. Ona zna kogoś tak długo, jak długo jest jej potrzebny. Wtedy praca i przyjaźń się przenikają. Ale przychodzi taki dzień, że wystarczy powiedzieć nie takie słowo albo wyrazić swoje zdanie i trzeba iść własną drogą. Teraz jesteśmy obcymi ludźmi. Również były fryzjer Edyty Tomasz Pyza, który jeszcze pod koniec ubiegłego lata był z nią zaprzyjaźniony, ma podobne refleksje. - Chyba nie chciałbym o tym mówić - przekonuje. - To przykre, kiedy w kogoś zainwestuje się uczucia, a potem okazuje się, że to niefajny człowiek.

PO SŁYNNYM LIŚCIE TYLKO RAZ WYSTĄPIŁA W TELEWIZJI. Wybrała TVN. Chciała zwrócić się do fanów. Oświadczenie skrócono. Piosenkarka obraziła się więc także na telewizję. Teraz nie chce rozmawiać z nikim. W ekipie telewizyjnej odnieśli wrażenie, że Edyta nie jest w dobrej kondycji psychicznej. Być może jest w depresji. Janusz Józefowicz, reżyser i choreograf, twórca spektaklu Metro, od którego zaczęła się kariera piosenkarki, uważa: - List, który ukazał się w internecie, to emocjonalna reakcja na to, co się wokół niej dzieje. Największy problem polega na tym, że Edyta nie ma obok siebie człowieka, który mógłby takie sytuacje neutralizować. Ona zawsze była bardzo emocjonalna i do bólu szczera w swoich reakcjach. Często artystę trzeba chronić przed nim samym, bo jest swoim największym wrogiem. Józefowicz nie wierzy, by Edyta pożegnała się z estradą. Ale nie rozmawiali o tym, bo choć byli zaprzyjaźnieni, od kilku lat nie utrzymują kontaktów. Ze zdaniem Józefowicza zgadza się Wiktor Kubiak, wieloletni menedżer Edyty. Pożegnała się z nim niezbyt pięknie, a mediom opowiadała, że nie wypłacał jej pieniędzy, że narzucał jej to, co nie było dla niej dobre i że ich współpraca się nie układała. Kubiak nie chce tego komentować. Nie chce też komentować listu Edyty. Również Elżbieta Zapendowska, która jako pierwsza przez dwa lata uczyła Edytę emisji głosu i przez kilka lat miała pieczę nad członkami zespołu Metra, nie ma kontaktu z piosenkarką, choć kiedyś były zaprzyjaźnione. - Od kilku lat się do mnie nie odzywa - mówi. - Trudno powiedzieć, dlaczego. Pewnie miała jakiś powód, ale nie domyślam się jaki. Podobnie stało się z wieloma innymi osobami, które były jej bardzo życzliwe. Podejrzewam, że w tej chwili jest bardzo samotna i nie ma wokół niej przyjaciół. Czy Edyta przestanie śpiewać? - Myślę, że zmieni decyzję - uważa Zapendowska. - Ona czasem nie reaguje adekwatnie na bodźce. Trudno przewidzieć, co zrobi w danym momencie. Ma inny sposób myślenia niż przeciętni ludzie i zawsze zaskakiwała swoim zachowaniem. Zdarzało się na przykład, że reagowała zbyt pozytywnie na to, co nie było pozytywne. I odwrotnie.

JACEK CYGAN NIE WIERZY, by Edyta pożegnała estradę. Porównuje ją do Ewy Demarczyk i uważa niemal za narodowy skarb. Ale tamten skarb jakoś przepadł. Ewa Demarczyk przestała udzielać wywiadów, odrzucała propozycje recitalu w telewizji. Stała się legendą, ale zbyt wcześnie. Czy taki los czeka Edytę? Cygan do dziś pamięta, jak po jej występie na konkursie Eurowizji wszystkie ekipy zrobiły jej owację na stojąco. W ich odczuciu to właśnie ona była zwyciężczynią. Katarzyna Groniec, koleżanka z zespołu Metra, też sądzi, że Edyta powróci. Choć nigdy się nie zakolegowały, a wręcz odpychały się jak jednoimienne bieguny magnesu, zawsze dobrze jej życzyła. Piosenkarz Krzysztof Antkowiak nie chce mówić o znajomości z Edytą, bo obiecali sobie, że nie będą komentować ich młodzieńczej fascynacji. Jest zapewne jedynym jej chłopakiem, o którym nie opowiadała dziennikarzom. Do dziś są dla siebie życzliwi. Ilekroć spotkają się na koncercie, zawsze znajdą czas, by porozmawiać. - Myślę, że Edyta nie porzuci śpiewania - twierdzi. - Sądzę, że list napisała pod wpływem emocji. Uważam, że powinna być bardziej świadoma tego, że decydując się na karierę, wkroczyła w świat mediów. Może powinna być bardziej ostrożna i czujna. Ale ona lubi być w centrum uwagi. Jest inteligentna emocjonalnie, więc na pewno sobie poradzi z tym problemem. Ma pasję i talent, urodziła się, by być piosenkarką. Choć kiedy się poznaliśmy, interesowała się tańcem. Była zafascynowana Janet Jackson. Czułem, że ma ogromny potencjał.

POZOSTALI EKSPARTNERZY EDYTY TEŻ JEJ DOBRZE ŻYCZĄ. Wierzą, że nadal będzie śpiewać. Nie chcą mówić o niej. Nie chcą też komentować tego, co o nich kiedyś opowiadała prasie, choć nie były to pozytywne oceny. Dariusz Kordek, z którym Edyta była trzy lata, ożenił się i nie zamierza wracać do zamkniętego rozdziału. Kiedyś mówił prasie: "Niczego nie żałuję, bo był to czas wspaniały, szalony, zakręcony. Ale dobrze, że oboje wyrośliśmy z tej miłości". Podobnie kolejny partner Edyty Piotr Kraśko, który także jest żonaty. Jest życzliwy Edycie, ale od 3 lat nawet z nią nie rozmawiał. Twierdzi, że mógłby znaleźć argumenty za tezą, że piosenkarka przestanie śpiewać, jak i przeciwne. Kolejnemu partnerowi Robertowi Kozyrze jest przykro, że Edyta znalazła się w takiej sytuacji. Czy faktycznie czuje się samotna? Zawsze precyzyjnie wybierała przyjaciół, a potem ich redukowała. Czyżby tym razem te cięcia były zbyt drastyczne?

NIEZALEŻNIE OD TEGO, CO NAPISAŁA w internetowym liście, na razie Edyta nie przestanie śpiewać. Nie może jak obrażony przedszkolak zabrać zabawek z piaskownicy, bo jest związana umowami. Do maja przyszłego roku będzie reklamować wodę Cisowiankę. Wkrótce ukaże się piosenka, którą nagrała w ramach tej kampanii reklamowej. Do końca roku będzie też jeździć z koncertami po kraju. A potem? Ona sama twierdzi, że otworzy bar z naleśnikami.

Zobacz także:

EWA SMOLIŃSKA-BORECKA
Zdjęcia: eRBe(1), Szczukiewicz/eRBe(1)