Na szczęście wszystko było w porządku i mogłam zakomunikować córce, że jedzie do Gdańska! To nie do opisania, jak ona się cieszyła! Byłam pewna, że tę szkolną wycieczkę zapamięta do końca życia. I chyba tak się stanie, ale z zupełnie innego powodu, niż sądziłam... Córka wróciła z wycieczki zdruzgotana. Długo nie chciała mi wyjaśnić, co się stało, aż w końcu wyznała, że chyba będzie miała obniżoną ocenę z zachowania.

– I nie dostanę przez to czerwonego paska! – jak już zaczęła płakać, to trudno mi ją było uspokoić.

Poruszę niebo i ziemię

Ze strzępków zdań nie mogłam się zorientować, co takiego zrobiła, że wychowawczyni postanowiła ją tak ukarać. „Czyżby aż tak narozrabiała?” – nie mogłam w to uwierzyć. Moja córka jest bowiem typem prymuski i społecznicy. Przez całe gimnazjum bardzo dobrze się uczyła, działała także w szkolnym samorządzie. Zawsze miła i uczynna, była nie tylko lubiana przez uczniów, ale uchodziła za pupilkę wielu nauczycieli. Jak do tej pory nie miała też nigdy kłopotów z wychowawczynią. Pani M. może nie należała do wielbicielek Anetki, bo jako osoba starszej daty, nieco apodyktyczna, nie przepadała ogólnie za „dzisiejszą młodzieżą”. Twierdziła, że dzieci są dzisiaj niewychowane i nie uznają żadnych autorytetów. Mało mnie obchodziły jej poglądy, dopóki nie robiła krzywdy mojemu dziecku…

Patrzyłam z niepokojem na moją rozpaczającą córkę, która w panice usiłowała sobie podliczyć punkty na koniec roku.

– Jeśli nie dostanę tych za wzorowe zachowanie i za świadectwo z czerwonym paskiem, to mogę się nie dostać do wybranego liceum! – histeryzowała.

– Kochanie, powiesz mi w końcu, za co wychowawczyni tak cię ukarała? – usiłowałam się dowiedzieć.

A gdy już się dowiedziałam, zwyczajnie się we mnie zagotowało!

Zobacz także:

– Poruszę niebo i ziemię, a tobie krzywdy zrobić nie dam! – powiedziałam do córki. – Choćbym miała iść nie tylko od kuratorium, ale i do samego ministerstwa edukacji.

Kazała mi się wynosić

Otóż dla wyjaśnienia, moja rodzina jest chrześcijańska, ale nie katolicka. Od pokoleń jesteśmy ewangelikami, co niestety w naszym kraju przysparza nam nieco problemów. Kiedy córka poszła do szkoły, początkowo pozwoliłam jej chodzić na religię, by nie odstawała od kolegów, ale… kiedy zaczęła „przynosić” do domu mnóstwo pytań dotyczących kultu Najświętszej Marii Panny i wszystkich świętych, odpuściłam. Szanuję cudze poglądy i uważam, że każdy ma prawo wierzyć w to, co chce, byle nie robił krzywdy drugiemu. My, ewangelicy, akurat nie uznajemy boskości Marii i się do niej nie modlimy. U podstaw naszej wiary leżą cztery zasady: tylko Pismo, tylko Chrystus, tylko wiara, tylko łaska. To oznacza, że jedynym łącznikiem między Bogiem a człowiekiem może być Jego Syn. Nikt inny.

Siostra zakonna ze szkoły córki nie potrafiła tego uszanować. Kiedy zaczęła obrażać Anetkę przy klasie, odpuściłam córce te lekcje, widząc, że przyniosą więcej złego niż dobrego. Nie mogłam pozwolić, aby stała się dla klasy „chłopcem do bicia”. Punktem zapalnym była też Pierwsza Komunia, w której oczywiście Anetka nie uczestniczyła razem z koleżankami. Ale pokazała im potem zdjęcia ze swojej konfirmacji i wiem, że wiele dzieci było zafascynowanych tym, iż nie przyjmujemy opłatka, tylko Ciało Chrystusa pod postacią chleba i wina.

– Naprawdę piłaś wino mszalne, jak ksiądz? – dopytywały się z wypiekami na twarzy. – To musiało być strasznie fajne!

Od tamtej pory Anetka nie miała kłopotów z rówieśnikami. Z dorosłymi bywało różnie, ale im była starsza, tym lepiej sobie radziła w trudnych sytuacjach i byle co nie wyprowadzało jej z równowagi. Dlaczego więc w Gdańsku doszło do incydentu, który skończył się tak nieprzyjemnie?

– Zwiedzaliśmy kościół świętej Brygidy i przewodniczka opowiadała nam o Lechu Wałęsie, Solidarności i księdzu Jankowskim – zaczęła mi opowiadać Anetka. – Słuchałam, bo to było bardzo ciekawe. Kiedy mieliśmy już wychodzić z kościoła, wychowawczyni zaproponowała, abyśmy się wspólnie pomodlili. Powiedziała: „Pomódlmy się wszyscy, oczywiście oprócz Anety, która przecież nie jest NASZEJ WIARY!” – po czym dodała, że powinnam wyjść z kościoła.

Byłam tak zaskoczona, że w pierwszej chwili nie zauważyłam jej zjadliwości. Powiedziałam tylko, że ja także chętnie się pomodlę, ale przed wizerunkiem Chrystusa. Nie sądziłam, że tymi słowami wywołam prawdziwą burzę. Pani M. się wściekła! Kazała klasie odmawiać chórem „Ojcze nasz”, a mnie przykazała wynosić się z kościoła. Nie jestem psem, aby mnie wyganiać! A „Ojcze nasz” także potrafię odmówić – postawiłam się jej i zaczęłam głośno recytować modlitwę. Dostałam za to… burę! I wtedy dopiero wybiegłam z kościoła… Biegłam przed siebie, cała zapłakana, aż zatrzymałam się w jakiejś uliczce i tam, na ławce przesiedziałam do zmroku. Koleżanki do mnie dzwoniły, ale nie odbierałam telefonu. Chciałam być sama. Ale kiedy zaczęło się ściemniać, przestraszyłam się i wróciłam do hotelu. Pani M. a nie odzywała się do mnie do końca wycieczki, dopiero gdy już wróciliśmy i wysiadaliśmy z autokaru, wysyczała, że będę miała obniżone zachowanie.

Anetka znowu uderzyła w płacz.

– Nie martw się, nigdy na to nie pozwolę! – przytuliłam mocno moją córkę.

Krzyżyk na drogę

Nazajutrz poszłam do dyrektorki szkoły. Była zdziwiona moją interwencją, bo nie wiedziała o incydencie na wycieczce.

– Pani M. nie zgłaszała mi żadnych kłopotów, ani kary, którą zamierza zastosować wobec którejś z uczennic. Obniżyć zachowanie można jedynie za poważne przewinienie i nie wydaje mi się, aby Aneta na nie zasłużyła, jeśli było tak, jak pani mówi – usłyszałam.

Dyrektorka obiecała porozmawiać z uczniami i wyjaśnić sprawę. Koledzy z klasy Anetki potwierdzili jej wersję wydarzeń, zbulwersowani zachowaniem swojej wychowawczyni równie mocno jak ja. Pani M. dostała naganę z wpisem do akt. Musi także przeprosić Anetkę przy całej klasie.

– Słowo daję, że jeśli tego nie zrobi, zgłoszę naruszenie nietykalności osobistej dziecka! – zapowiedziałam dyrektorce.

– Pani M. od września idzie na emeryturę, przykre, że tak kończy pracę – stwierdziła dyrektorka.

„Krzyżyk na drogę!” – pomyślałam.