Najgorzej, gdy na rondzie już jest albo wjeżdża na nie jakiś tir. Wtedy przestaję myśleć racjonalnie, tylko cały czas mam przed oczami wizję, że spycha mnie ten potwór przy skręcie i kończy się to totalnym korkiem, ogólną awanturą i policją w akcji. Nie cierpię też tuneli, przejazdów kolejowych, ruszania pod górkę i jakiejś setki innych rzeczy. Czy ja aby na pewno nadaję się na kierowcę?

***

Za mną już dwa miesiące jazd i z dnia na dzień coraz bardziej mi się podoba za kółkiem. Wczoraj sąsiadka zaproponowała, że mnie podwiezie, a ja pomaszerowałam… prosto do drzwi od strony kierowcy. Ale się zdziwiła! Śmiałyśmy się prawie całą drogę. Zaczynam już nawet śledzić ogłoszenia motoryzacyjne, przyglądam się różnym markom i marzę, marzę. Kto by przypuszczał, że zmiany zajdą tak daleko, że już nie uważam, że najbardziej istotna sprawa to kolor auta. Kto by przypuszczał… To będzie naprawdę zupełnie inne życie. Żeby tylko zdać ten egzamin, żeby zdać, zdać, zdać.

***

Adam przyjechał dzisiaj po mnie pod bank. Pojedziemy jeszcze raz w okolice ośrodka egzaminacyjnego. Nie wiadomo, jaką trasę wyznaczy egzaminator, ale przecież nie będzie kazał mi się pchać na drugi koniec miasta. Objedziemy parę razy okolicę. To ma mi pomóc. Ok., muszę w to uwierzyć. Chyba jutro pójdę pogadać z chłopakami od monitoringu, bo zobaczyć jeszcze raz Viki, która gapi się, jak Adam szarmancko otwiera przede mną drzwi samochodu, a ja ruszam i płynnie włączam się do ruchu – bezcenne, bezcenne!

***

Znalazłam w torebce czekoladowe serce. Paula nie było dzisiaj w pracy. Albo przez ostatnich parę dni byłam ślepa przy zaglądaniu do torebki, albo ktoś się zwyczajnie pomylił. Jego strata, trzeba uważać, co się robi, mniam… mniam…

Zobacz także:

***

Jutro egzamin. Jutro, jutro, jutro

CZĘŚĆ 6

Jutro egzamin. Adam nie przyjedzie po mnie, bo odbiera przyjaciela ze szpitala. Spotkamy się dopiero przed ośrodkiem. Fajnie, że zdaje się tu w samochodzie, który dobrze się zna. Jutro zaczyna się za parę godzin. Czy ktoś po bezsennej nocy może zdać egzamin? Oczywiście, że nie może. W ogóle nie powinien tam iść. Szkoda trochę kasy, ale… Nie wiem, co ja sobie wyobrażałam. Przecież jestem tylko nijaką blondynką z oblanymi czterema egzaminami w Polsce, bez figury i talentów Viki, bez nadziei na awans, pieniądze i sensownego faceta. Takie jak ja stoją na przystankach, cieszą się z każdego funciaka i przymilają do zionących piwem tłustych fanów Arsenalu czy innego Fulham. Czas obudzić się z pięknego snu…

***

Noższszsz… dobra. Potraktuję to sobie po prostu jako dodatkową płatną lekcję. Taki próbny egzaminek. Nic nieznaczący. Na luzie. Zwyczajnie pojeżdżę sobie z jakimś facetem i już.

***

W mojej rodzinie panował przesąd, że jeśli wraca się po coś do domu, to pech gwarantowany – cały dzień już praktycznie zmarnowany. Ale co w sytuacji, kiedy wraca się trzykrotnie? Żeby wziąć torebkę, żeby wyłączyć żelazko i żeby… wziąć torebkę. Może jednak nie powinnam tam jechać, ale nie wiem, co się stanie, jeśli wrócę do domu czwarty raz. Pech-gigant?

***

Taksówka! Królestwo za taksówkę! Jak to dobrze, że z nerwów wyjechałam prawie dwie godziny wcześniej, może zdążę wrócić z tym cholernym counterpart, bez którego tymczasowe prawo jazdy się nie liczy. Ten facet, który miał zdawać parę osób przede mną, a też zapomniał tego świstka, mógłby wziąć udział w konkursie na najgłupszą minę świata – nie wiedziałam, że można jednocześnie tak szeroko otworzyć i oczy, i usta…

***

Od dzisiaj jestem mistrzynią brytyjskich szos!!! Ok., dopiero będę mistrzynią, ale już dzisiaj osiągnęłam kolejny poziom rozwoju – mam papier, że umiem prowadzić i jestem kierowcą. Na jutro umówiłam się już z dotychczasowym właścicielem ślicznego wiśniowego forda Fiesty. Tak mi coś mówi, że ten facet właścicielem tej piękności długo nie będzie. I dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj okazało się też, że jest ktoś bardziej interesujący, milszy, przystojniejszy i bardziej zainteresowany mną niż Paul, ale to już zupełnie inna historia…