NIE MA CUDÓW, SĄ TYLKO PODRÓBKI

W świetle prawa sprawa jest prosta – kopiowanie to produkowanie towarów według cudzych wzorów i wykorzystywanie cudzego znaku firmowego. Z założenia jest oszustwem: kopiuje się jak najwierniej wygląd zewnętrzny i znak – czyli logo, metki, charakterystyczne detale – ale nie technologię, innowacyjne rozwiązania czy jakość wykonania. Podróbka jest więc czymś w rodzaju wydmuszki i to jest warunek jej niskiej ceny: fałszywe zegarki wskazują godzinę zbliżoną do prawdziwej albo szybko przestają chodzić w ogóle lub rdzewieją. Fałszywki sportowych butów są niewygodne, bo oszczędza się na najdroższych elementach – profilu pięty i podeszwie. Podrabiane perfumy mają nietrwały zapach, „mniej więcej” podobny do oryginału i nieudolnie wykonane flakony. Są kopie bardzo toporne i bardzo tanie, są droższe i lepiej wykonane. Czasem klient nie pyta o nic, po prostu nie chce wiedzieć, kto i gdzie wyprodukował ten towar, interesuje go tylko jak najniższa cena. Czasami ma jakieś wątpliwości, czy to na pewno jest ta wyjątkowa okazja jego życia, a nie podejrzana transakcja – wtedy sprzedawca częstuje go opowieścią o nietrafionym prezencie gwiazdkowym (wolę sprzedać za bezcen niż żeby gnił w szafie), limitowanej tańszej edycji (to są perfumy azjatyckie, proszę pani, i one mają słabszy zapach, bo tam jest, wie pani, cieplej i ten zapach się tak szybko nie ulatnia) albo wręcz daje do zrozumienia, że to towar wyniesiony z fabryki, czyli kradziony. Nigdy, ale to nigdy nie słyszałam o wypadku, żeby ktoś stwierdził: „To nie jest Chanel, tylko tania podróbka, szybko się rozwali, ale przez miesiąc trochę się pani polansuje na mieście za małe pieniądze”.

GDZIE SĄ GRANICE INSPIRACJI?

Ale są też inne sposoby, żeby za niewielkie pieniądze wyglądać tak jakby się wyszło z mediolańskiego wybiegu. Zresztą to oglądasz co miesiąc w Glamour na stronach Ekspres Glamour. Kiedy ja i moja przyjaciółka wchodzimy do Zary, od razu odnajdujemy rzeczy, dla których inspiracją były modele wielkich projektantów. Komentujemy – nieźle wyszły im te pradziożki (to pieszczotliwie o butach), dobre te torby ze srebrnymi nitami à la Burberry, a ta sukienka to chyba Marni? Dla każdej osoby interesującej się modą i oglądającej zdjęcia z pokazów mody, źródło natchnienia projektantów Zary jest rozpoznawalne na pierwszy rzut oka – patrz obok. świecie: naśladują tylko najlepsze, najbardziej pożądane modele, same hity sezonu. Bardzo podobny wygląd, kilka lub kilkanaście razy niższa cena, no i oczywiście własne logo i własna metka. Tę receptę na sukces usiłują stosować też inne firmy ze średniej lub niższej półki, ale Zara będzie tu dobrym przykładem, bo robi to z dużym powodzeniem, można rzec – talentem. Miuccia Prada wprowadziła w tym sezonie płaszcze, żakiety i spódnice ze specjalnie preparowanej wełny z jedwabiem (potraktowana wysoką temperaturą tkanina, jakby poparzona, ma nierówną fakturę i cieniowane, przechodzące kolory). Efekt jest niesamowity, proces produkcji owiany tajemnicą, a modele kosztowne: od kilkuset do kilku tysięcy euro. W Zarze wiszą płaszcze nawiązujące do kolekcji Prady, ale ze zwykłej wełny w cieniowany wzór i w cenie kilkadziesiąt euro. Inna jakość, inna cena, inna półka – ale ten sam modny trend. Są kobiety, które kochają Zarę właśnie za to, że idzie blisko, bardzo blisko największych projektantów, że za przyzwoitą cenę można wyglądać lepiej niż zblazowane klientki najdroższych butików (nie zawsze przecież obdarzone urodą i gustem). I są takie, które starannie omijają modele zbyt oczywiste, zbyt bliskie, kwitując to krótko – jak nie mogę mieć prawdziwej Prady, to nie chcę imitacji, wolę coś bardziej „czysta Zara”.

CO JEST OBCIACHEM?

Przykład zresztą nie zawsze idzie z góry. W ubiegłym roku Marc Jacobs zaprojektował dla Louis Vuitton letnią torbę wzorowaną na tej, jakiej używają handlarze na bazarach całego świata, z sizalu w niebiesko-czerwoną kratkę, tylko opatrzoną dużym logo LV. Oczywiście na tak spreparowaną torbę natychmiast rzuciły się zamożne snobki. Naśladuje się sławnych i bogatych, mimo że oni też bardzo często szukają inspiracji u tych, którzy mają więcej pomysłów niż pieniędzy. Nicolas Gesquierre, projektant firmy Balenciaga, zainspirował się ciuchami noszonymi przez studentki na amerykańskich kampusach, czego owocem jest jego hitowy look z jesienno- zimowej kolekcji dla Balenciagi – długa, dopasowana marynarka + chusta z frędzlami. Oczywiście taka inspiracja po przetworzeniu przez wielkich projektantów kosztuje już dużo. A dziewczyny z amerykańskich kampusów nie szastają kasą. Przypuszczam, że wręcz wyśmiałyby pomysł, by płacić kilkaset dolarów za chustę. I tu dochodzimy do kwestii, co tak naprawdę liczy się w wielkiej modzie – pomysł czy metka? Zakupy w drogim butiku to duża przyjemność – piękne wnętrza, pakowanie rzeczy w delikatne bibułki, ładne pudełka i torby. No i jeszcze zazdrosne spojrzenia innych fashionistek, warte każdych pieniędzy... Te same spojrzenia można uzyskać dzięki odpowiedniemu zestawieniu niedrogich ciuchów, ale nigdy, mając na sobie podróbę. Legendarna szefowa amerykańskiego Vogue’a , Diana Vreeland, wchodząc do bardzo szykownej restauracji, zatrzymała się w wejściu i powiedziała z nieukrywanym obrzydzeniem (i na głos) do swojego przyjaciela: „Popatrz! Wszyscy na tej sali, absolutnie wszyscy byli w sklepie, gdzie były też inne rzeczy do ubrania, ale wybrali i kupili właśnie to, co mają na sobie”. Możemy przypuszczać, że byli tam głównie bardzo zamożni nowojorczycy... Oczywiście wyrobienie sobie własnego stylu nie jest proste, ani nie było proste sprostanie wymaganiom takiej wyroczni dobrego smaku jak Vreeland. Ale udawanie, że stać cię na coś, co jest poza twoim zasięgiem, jest ewidentnie obciachem. W ogóle udawanie jest obciachem... PS A jeśli ktoś lubi sławne metki? Za miesiąc o tym, jak wejść w posiadanie designerskich rzeczy, nie napadając na bank!

LUDZIE LISTY PISZĄ

DIESEL CZY DROMEDAR?

Jakiś czas temu padłam ofiarą ubraniowego piractwa, nieświadomie biorąc w nim udział. Kupiłam spodnie w „zwykłym” sklepie. Na imprezie ktoś zapytał, czy są z Diesela. Zdziwiona popatrzyłam na kieszonkę i zorientowałam się, że mają wszytą białą metkę do złudzenia przypominająca tę dieselowską... tyle że z żenującym napisem Dromedar. W jednym momencie zaczerwieniłam się po uszy i marzyłam, by jak najszybciej opuścić lokal... Od tej pory bardzo uważnie sprawdzam, czy ubrania, które kupuję, nie próbują udawać innych. Mam nadzieję, że seria waszych artykułów sprawi, że kobiety przestaną kupować podróbki, a w efekcie ich produkcja zostanie wstrzymana. Przecież chodzenie w podróbkach to straszny obciach!!!
Duśka
Wiesz co, gdybyś kupiła te spodnie przekonana, że to dobra kopia Diesla i nikt się nie domyśli, albo gdyby miały metkę Disel, Dizel itd. – to byłby obciach. Ale jak kupujesz niedrogie spodnie z metką Dromedar, które dobrze leżą i dobrze wyglądają, to na pytanie „Czy to Diesel?”, możesz po prostu odpowiedzieć, że „nie”. I radośnie imprezować dalej w Dromedarach.

REPLIKA SKÓRZANEJ TOREBKI

Chciałabym wiedzieć, co można określić mianem „podróbka”? Czy torebka firmy Reserved wykonana z syntetyku na wzór skórzanej torebki, np. Prady, jest też podróbką? Najczęściej kupuję ciuchy z niższej półki, tzn. Zara, Stradivarius, Mango. W tych sklepach również zdarzają się rzeczy zrobione na wzór innej, znacznie droższej marki. Czy to są obciachowe podróbki, czy też nie?

Magda
To nie są podróbki, bo sprzedawane są legalnie, z własnym logo, w firmowym salonie itd. Reszta zależy już od ciebie i twojej wrażliwości – jeśli ta dosłowność cię razi i widzisz tylko tanią imitację Prady, to nie kupuj takiej torebki. Jeśli widzisz dobry wzór za dobrą cenę, to dlaczego nie?

PRAWDZIWA CZEKOLADA

Bardzo ucieszył mnie artykuł „Magia literek”, może dzięki niemu choć częściowo z naszych ulic znikną podrabiane towary. Pomijając oczywiste kwestie moralne jak np. okradanie projektantów, podróbki są po prostu tandetą bez względu na to, jak wspaniale wyglądają. Ja osobiście nigdy podróbki nie kupiłam i nie kupię, za bardzo bowiem kocham smak prawdziwej czekolady, by zadowolić się kiepskim wyrobem czekoladopodobnym:) Kasia Szczerze mówiąc, bardziej zależy nam na tym, żeby z naszych ulic zniknęły zakomplesione albo naiwne kobiety. Dużo podróbek kupowanych jest w dobrej wierze i zakup kończy się rozczarowaniem.

Zobacz także:

LICZY SIĘ GUST

Chciałabym wam podziękować za zorganizowanie akcji Podróbki nigdy nie są modne. Akcja jest o tyle ważna, że dzięki niej może zmniejszy się zakup podróbek i więcej osób będzie kupować torebki, które są naprawdę glamour. Moje zdanie w tej kwestii jest jedno. Lepiej mieć oryginalną torebkę z H&M czy Reserved niż podróbkę z LV czy Chanel. Za każdym razem, kiedy widzę na ulicy czy w centrum handlowym dziewczynę z torebką Louis Vuitton, ogarnia mnie smutek, ponieważ ludzie nie potrafi ą zrozumieć, że kupując taki produkt, doprowadzają do rozwoju firm, które produkują podróby. Poza tym chodzenie z podróbką torebki LV za 100 zł jest żenujące i potwierdza fakt nieposiadania gustu i smaku. Dziękuję za zorganizowanie akcji. Może dzięki niej kobiety zrozumieją, że nieważny jest napis Dior, Chanel czy LV, tylko to, czy nie dajemy zarobić oszustom. Że liczy się gust, a nie jego brak.

Magda
Oczywiście, samo chodzenie w markowych ciuchach od stóp do głów nie świadczy o dobrym guście. Można fantastycznie ubrać się w secondhandach, sklepach z tanimi, ale fajnymi ciuchami. Obwieszanie się logotypami niczym komitet strajkowy postulatami może świadczyć o kompleksach. Zresztą rzeczy z najwyższej półki mają logo prawie niewidoczne, LV jest tu wyjątkiem. Poza tym liczy się całość, ogólny look. Czy zauważyłaś, że dziewczyny, które noszą podróbki, po prostu inaczej się ubierają niż te, które mają rzeczy markowe lub „no logo”?

W NORWEGII TEŻ NOSZĄ PODRÓBY

Chciałam skomentować list otwarty, jak również całą tę dziwną akcję. Mieszkam w Oslo i bardzo dużo dziewczyn pląsa tutaj z podróbkami w rękach, zwłaszcza Louisa Vuittona, chociaż jest tu oryginalny sklep. Myślę, że każdy ma prawo do wyboru. Sądzę, że życie jednego krokodyla jest warte więcej niż taka oryginalna torebka, a w Polsce kobiety też są nieuczciwie wynagradzane, mają kiepskie pensje i często tracą zdrowie. Jest to bardziej palący temat niż podróbki torebek. Ale torebka Anny Samusionek była rzeczywiście paskudną podróbą...

Martyna
Nie tylko w Norwegii – na całym świecie dużo ludzi (myślisz, że mężczyźni nie noszą fałszywych zegarków albo słonecznych okularów?) pląsa z podróbkami w rękach. Z wielu powodów: bo są oszczędni(?), bo uważają innych za głupków (czyli: podróbka jest tak świetna, że nikt się nie pozna), bo nie obchodzi ich, czy są wykorzystywane jakieś azjatyckie kobiety i dzieci, bo lubią kicz i obciach i świadomie tym grają, albo nigdy w życiu nie słyszeli o firmie, która robi torebki we wzorki z literek LV lub dwoma odwróconymi C i nie widzą nic dziwnego w tym, że taka torebka kosztuje 100 złotych. Tylko umówmy się – nie ma to nic wspólnego z modą.