„Z tym nie przyjeżdżamy na SOR!”

Lato w pełni, większość z nas korzysta z pięknej pogody i planuje rodzinne wypady na łonie przyrody. Ta choć piękna, niestety potrafi płatać figle, o czym przekonał się niejeden rodzic. Otarcia, skaleczenia, czy poparzenia słoneczne, to nieodłączny element wakacyjnej rzeczywistości, jednak jest coś, co szczególnie przeraża opiekunów - ugryzienie kleszcza. W ostatnich latach obserwujemy wzmożoną liczbę tych owadów nie tylko w polskich lasach, ale i w środowisku miejskim, na przykład w wysokich trawach. O ile samo ukąszenie nie jest bolesne, problem stanowi fakt, że może nieść ze sobą bardzo poważne konsekwencje zdrowotne. Kleszcze przenoszą m.in boreliozę, która sieje największy postrach - choroba może wykluwać się nawet kilka lat, nie dając żadnych specyficznych objawów, a jej leczenie jest niezwykle trudne. Rodzice obawiają się też kleszczowego zapalenia mózgu. 

Nic dziwnego, że widok „intruza” na skórze pociechy wywołuje w rodzicach panikę, która jak się okazuje, często owocuje zawiezieniem latorośli do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Pewna lekarka za pośrednictwem Twittera zaapelowała do rodziców, aby wyjaśnić im, dlaczego to bardzo zły pomysł. 

Zobacz też:

„SOR to nie drive thru”

Lekarka Maria Kłosińska opublikowała zdjęcie kleszcza wbitego w skórę i podpisała je zdaniem, które wywołało dyskusję:

Z tym nie przyjeżdżamy do SOR! Nie smarujemy, wyciągamy i dezynfekujemy. Rodzicom mówię, by zrobić zdjęcie po, aby mieć porównanie dzień po dniu w przypadku wystąpienia odczynu lub rumienia. Nie wymuszamy podania antybiotyku! Szczepieniu przeciwko KZM warto zacząć przed sezonem - czytamy

Lekarka wyjaśnia, że Szpitalny Oddział Ratunkowy jest przeznaczony głównie dla pacjentów w stanie zagrożenia życia, a każdy niepilny przypadek wydłuża kolejkę do specjalisty. Tu liczy się czas.

SOR = oddział ratujący życie i zdrowie. To nie jest drive thru. Rodzic przyjeżdżający do SOR zamiast do POZ, NPL albo poradni specjalistycznej naraża zdrowie i życie innych dzieci czekających z wgłębieniem, niedrożnością, drgawkami, odwodnieniem w przebiegu infekcji - tłumaczy lek. Kłosińska.

Kleszcza należy wyjąć samodzielnie i obserwować dziecko. Popularną praktyką jest też wysłanie owada do laboratorium, aby tam przebadano go pod kątem zakażeń.