Anna Parzyńska to znana lekarka, ceniona ginekolożka i położnik, która w mediach społecznościowych znana jest jako Doktor Ashtanga. Lekarka, która przez lata pomagała kobietom zajść i prowadzić ciążę, sama dwa miesiące temu powitała na świecie córeczkę Marysię. Ginekolożka opisała zasmucającą sytuację z oddziału pediatrycznego, gdzie trafiła z powodu bezobjawowego zapalenia płuc u dziewczynki.

Bulwersująca sytuacja z oddziału pediatrycznego

Doktor Parzyńską na Facebooku przytoczyła sytuację z wieczornego badania lekarskiego, które odbyło się o godzinie 20, kiedy niemowlę było już najedzone, uspokojone i szykowało się do snu. Lekarka, która miała zrobić badanie podczas porannego obchodu, zjawiła się dopiero wieczorem. Mama uprzedziła lekarza, że córeczka jest bardzo wrażliwa na to badanie i może zwymiotować, zwłaszcza że dopiero została nakarmiona.

Proszę jej tylko nie wkładać patyka do gardła, bo ma bardzo wrażliwe na odruch wymiotny (wczoraj zwymiotowała po takim badaniu). Przed chwilą jadła i już nie będę miała pokarmu w cyckach jeśli zwróci - zwróciła się zatroskana mama do pani doktor.

W odpowiedzi usłyszała, że badanie musi się odbyć, a jak dziecko zwymiotuje, to zostanie zlecona kroplówka. Dziewczynka zwymiotowała, na co lekarka odparła: "Rzeczywiście jest bardzo wrażliwa. Przepraszam. Zaraz ktoś pomoże sprzątać."

Bezsilność jaka dopadła kobietę jest nie do opisania.

Weszła Pani sprzątająca, ja płacząca na wkurwie - na dr i na siebie - mogłam się nie zgodzić na badanie.

Oliwy do ognia w tej całej sytuacji dolała jeszcze pani sprzątająca, mówiąc: "Proszę się nie denerwować, bo Pani pokarm zaniknie. Może już zanikł."

- "Nie zanikł tylko właśnie go Pani zmywa" - odpowiedziała na "życzliwe rady" doktor Parzyńska.

Znana lekarka: "Zasmuciła mnie znieczulica"

To jeden z licznych przykładów sytuacji, jakie przytrafiają się rodzicom, którzy zmęczeni i zmartwieni stanem zdrowia dziecka dniami, tygodniami a czasami miesiącami tkwią przy szpitalnych łóżkach swoich dzieci. Przykład opisany przez znaną lekarkę pokazuje, że wciąż brakuje lekarzom i personelowi medycznemu empatii i po prostu ludzkiego podejścia do pacjenta.

Zobacz także:

"Kumam, że lekarz dyżurny nie zna dziecka i musi zbadać, ale jeśli maleństwo jest gotowe do spania (wizyta o 20!), najedzone, z zapaleniem płuc, na antybiotyku, to ten patyk w gardle jest niezbędny? Pokrzyczała chwile przy wcześniejszych procedurach, można było spokojnie oglądnąć jamę ustną i na tym zakończyć. Jestem za tym, żeby badać dokładnie, ale warto przy tym myśleć i nie postępować schematycznie" - dzieli się swoimi przemyśleniami mama.

Zasmuciła mnie znieczulica - jak zwymiotuje dam kroplówkę. Tylko czy pan dr tez chciałby „jeść” kroplówkę na kolacje? I czy pokarm i mój czas przeznaczony na karmienie/ uspokajanie dziecka jest zupełnie nieważny?

"Może jestem zmęczona, niewyspana, przebodźcowana i wysoce wrażliwa w ostatnim czasie. Może jestem. Ale który rodzic nie jest podczas pobytu w szpitalu i choroby swojego malucha? Trochę więcej empatii i poszerzenia perspektywy poproszę" - kończy swój wpis doktor Parzyńska.

Internauci utożsamiają się ze słowami zatroskanej mamy i zamieszczają liczne komentarze w kontekście opisanej sytuacji, dzieląc się swoimi doświadczeniami.

"Empatia i inteligencja emocjonalna w tym kraju? Ciężko z tym.. Jak widać nawet u wykształconych ludzi..."

"No niestety w naszym kraju problemy ze słuchaniem co mówią rodzice ma większość specjalistów. Znieczulica pt.,,ja wiem lepiej, co Ty tam wiesz matko " jest na porządku dziennym. Dużo cierpliwości."

"Procedura ważniejsza niż pacjent, po prostu brak słów, leczenie gorsze od choroby."