Kupiłam niewielki dom na Majorce. Uwielbiam tę wyspę za jej pozytywną energię. Świetnie się tam czuję. Na Majorce wyszłam za mąż, oboje z Sashą mamy sentyment do tego miejsca. Wielu naszych przyjaciół ma tam domy. Od pewnego czasu szukaliśmy czegoś dla nas i żeby rodzice i bliscy mogli tam odpoczywać w czasie całego roku. No i w grudniu podpisałam dokumenty. To stara finca, taki wiejski dom, ale chcę, żeby wewnątrz był mocno minimalistyczny, industrialny. Betonowa podłoga, łóżka również. Teraz jest czas remontu. Zajmowanie się tym to już dziś ogromna frajda, a przede mną jeszcze najprzyjemniejsze prace wykończeniowe. Przyjdzie jeszcze czas na wielkie imprezy, na razie praca wre. A my przylatujemy z Nowego Jorku patrzeć, co się zmienia.

Mamy z Sashą taki zwyczaj, że jak wyjeżdżam dokądś sama, codziennie przysyła mi swoje zdjęcie z naszą suczką Charlie. Czasem mówimy na nią Muszka. Psiuńcio jest malutki, ma ponad rok, to taki psi nastolatek. Śpi z nami w łóżku. Jest naszym cieniem, bo kiedy jesteśmy z Sashą w domu, zawsze chodzi za którymś z nas. I przyznaję, bywa, że jestem troszeczkę zazdrosna o Charlie. Nie ciągnę jej ze sobą w każdą podróż, zabieram zawsze, kiedy jadę na wakacje czy do domu na święta, ale nie do pracy. Kiedy zostaje z Sashą w domu, bardziej się z nim zżywa i gdy wracam, muszę się wkupić w łaski obojga (śmiech).

Designed by Anja

Uwielbiam buty Giuseppe Zanottiego. Znamy się od lat, widujemy i kiedyś przy kolacji wspomniałam, że fajnie byłoby razem stworzyć kolekcję – bardzo sexy, w stylu punk. Od razu podchwycił pomysł. I tak się zaczęło. Najpierw rozrysowałam projekty, które miałam w głowie, potem pojechałam na trzy dni do Włoch, do fabryki stworzyć pierwsze wzory. Wróciłam tam jeszcze raz, spotkałam przyjaciół: projektanta Anthony Vaccarello i muzyka Kanye Westa, oni też robili projekty dla Zanottiego. To był wspaniały weekend, dzieliliśmy się pomysłami, a Giuseppe czuwał nad stroną techniczną. Ta moja moda nie jest grzeczna – są łańcuchy, ćwieki, sznurowania, nity... Tak chciałam, na przekór – w dzisiejszych czasach ludzie są tacy poprawni i boją się mieć własne zdanie.

Wciąż czegoś szukam

Stale szukam inspiracji, dla siebie, do mojego „25 MAGAZINE”. W Nowym Jorku bardzo często chodzę na wystawy, zaglądam do antykwariatów, sklepów z antykami. Kupuję książki, oglądam filmy. Kultura, sztuka inspiruje mnie do działania, otwiera horyzonty. Wpływa na to, co i jak myślę. Kiedy poznaję artystów, staram się spojrzeć na świat z ich perspektywy. To bardzo rozwijające.

Im mówię wszystko

Zobacz także:

Mam trzy przyjaciółki, takie dziewczyny, którym mogę zaufać i powiedzieć wszystko. To fotografka, make-upistka i nauczycielka jogi. Znamy się od dawna. Też mają napięte grafiki, ale udaje nam się spotkać na brunch czy kolację. W Nowym Jorku nie mam problemu z paparazzi. Nie budzę sensacji. Tu ludzie nie mają obsesji na punkcie modelek czy znanych osób. Na ulicach widzi się ich wiele, zostawia się im przestrzeń. Na takich babskich spotkaniach jestem zwyczajną dziewczyną.

Zanurzam się...

Kiedy jako dziecko mieszkałam w RPA, miałam takiego przyszywanego wujka, który sporo nurkował. Uwielbiałam słuchać, jak opowiadał o tym historie, zaraził mnie swoją pasją. A gdy miałam 15 lat i zaczęłam już pracować w modelingu, pojechałam do Chorwacji, tam zaliczyłam kurs OWD, czyli Open Water Diver. Parę lat później zdałam na Advance Diver, no i potem Deep Water. Kiedy mogę, robię sobie nurkowe wypady. Parę razy byłam w Egipcie, w Dahab, latam na Dominikanę, Malediwy albo do Australii. W dwóch ostatnich miejscach są bardzo silne prądy morskie. Nie da się spokojnie nurkować. Bywa, że aby obserwować coś pod wodą, trzeba przymocować się hakiem do podmorskich skał. Daję sobie radę. Jestem co prawda szczupła, ale bardzo wysportowana, wygimnastykowana. Mam sporo siły i niezłą technikę. Żeby mieć kondycję i ładne ciało, ćwiczę codziennie. Trzy razy w tygodniu mam zajęcia z prywatną trenerką. Zaczęłam też uprawiać kick boxing i bardzo mi się to podoba. Nie śledzę mody w fitnessie, robię zawsze tylko to, co mnie bawi, nuda by mnie wykończyła. W wolnym czasie biegam i ćwiczę jogę.

Jestem wege!

Niedawno przeszłam na wegetarianizm. Nigdy nie jadłam zbyt wiele mięsa, kurczaka raz na tydzień. Aż przyszedł dzień, kiedy zamówiłam rybę i nie mogłam jej przełknąć. Mój organizm sam się od tego rodzaju jedzenia odsunął. Potem obejrzałam parę filmów o tym, w jaki sposób hodowane i traktowane bywają zwierzęta, i to też nie pozostało bez wpływu na mój wybór. Poczytałam, jak w dzisiejszych czasach zrównoważyć brak mięsa w diecie, a można to zrobić w całkiem prosty sposób. Trzeba tylko wiedzieć, jak zastąpić minerały, których nie dostarczamy organizmowi, eliminując coś ze swojego talerza. Sporo też zmienił w moim sposobie myślenia film o propagandzie firm i rządów na temat jedzenia. W latach 50. trąbiono o mleku i jego zaletach, a przecież dla dorosłych mleko nie jest zdrowe. Nikogo nie przekonuję do swoich racji, bo wegetarianizm też nie jest dla każdego. I nigdy nie odchudzam się dietą. Dziewczyny mają takie pomysły: „od dziś nie jem chleba”. Ale to nie jest dobre. Oczywiście, że nie opycham się pieczywem, ale od czasu do czasu mogę zjeść kromkę. Banan też nie jest zabroniony w diecie modelki. Sztuka nie polega na liczeniu kalorii, tylko na kontrolowaniu tego, co jemy, kiedy i w jakich odstępach. Kiedy wciąż sobie czegoś odmawiamy, robimy się złe. Nie tędy droga. Wszystkim dziewczynom polecam ćwiczenie, jedzenie dużej ilości owoców i warzyw, w tym soczewicy, quinoa i własnoręcznie przygotowanego humusu. Ludzie wciąż tworzą jakieś diety, taką, śmaką, a to tylko motor do zarabiania pieniędzy. Najważniejszy jest balans i samokontrola.

Piękno jest nagie

Nagie ciało jest piękne. Kobiecy akt. Nagość jest dla mnie czymś naturalnym. To dopiero pruderia w kwestiach nagości i seksu zaczyna stwarzać problemy. W Stanach niestosowne jest pokazywanie sutków. Kiedy się rodzimy, ssiemy mleko matki, nie rozumiem tego problemu, który stwarzamy później wokół biustu. Zamiast koncentrować się na rasizmie czy homofobii, dyskutujemy o czymś, co dla mnie kompletnie nie ma sensu. I jeszcze jedno. Dzisiejsza wizja kobiecego piękna jest bardzo dziwna. Stwarzamy kanony możliwe do osiągnięcia tylko przez użycie skalpela. Wpędzamy kobiety w kompleksy, których nie powinny mieć.

Zakazane przyjemności

Jestem uzależniona od telefonu, internetu, Instagramu. Uwielbiam też usiąść z kieliszkiem dobrego wina. Ostatnio nie mogę żyć bez japońskich lodów z zieloną herbatą serwowanych w ryżowej bułeczce. Poza tym uwielbiam pieczone tofu i – choć wiem, że to niezdrowe – colę light. Bardzo staram się nie pić jej codziennie. No i nigdy nie odmawiam sobie czekolady. Kiedy jestem w Warszawie, odwiedzam cukiernię Słodki... Słony, mają tam bułeczki makowe. Niebo w gębie, istny raj. Kiedy ostatnio rodzice przyjechali do Nowego Jorku na moje urodziny, 12 czerwca, przywieźli, właściwie przemycili przez granicę, 16 takich bułeczek. I one były tylko moje, tylko ja miałam do nich prawo (śmiech). Kiedy zjawiam się w Polsce na sesji Apartu, moja agentka wie, że te bułeczki muszą już na mnie czekać, inaczej zaraz kogoś po nie wysyłam. Nie palę, ale mam za to w domu mnóstwo świec i dlatego potrzebna mi zapalniczka. Ta ze zdjęcia to projekt polskich projektantów Local Heroes, robią naprawdę fajne T-shirty. Zapalniczkę, dostałam od nich w prezencie, kiedy usłyszeli, że moja wciąż ginie (śmiech).

Nuda? Nigdy!

Nigdy się nie nudzę, chyba że jest to zaplanowana nuda, np. na plaży z książką. Czas, kiedy nic mi się nie chce, niczego nie muszę, mogę leżeć jak placek na ręczniku. Czasem taka chwila też jest potrzebna. Ale nie potrafię nic nie robić, jest tyle rzeczy do przeczytania, zobaczenia, przeżycia. Nie rozumiem nudy.