Tapetę w różowe kwiaty Anna kładła w nocy, tuż przed szóstymi urodzinami Aurelii, najmłodszej z czterech córek. Kosztowała sto złotych i żeby ją kupić, Anna oszczędzała pół roku. Chciała, aby kwiaty na ścianie rozweseliły dzieciństwo jej dzieci, żeby choć przez moment nie wstydziły się tego, jak mieszkają. Nie patrzyły na beton na podłodze. Na zawalający się ganek. Na grzyb na ścianach. Na biedę.

– Co roku szłam z córkami z pielgrzymką na Jasną Górę, modliłyśmy się o lepsze życie – mówi Anna z Nowego Sącza. Od męża alkoholika uciekła z córkami. Z nimi zamieszkała w pustostanie. Kupiła gąbkę, ułożyła ją na betonie, na niej rozciągnęła koce – to były łóżka dziewczynek. Biurka? Krzesła? Nieosiągalny luksus. Dzieci odrabiały lekcje przy parapecie na stojąco.

Kiedy ich matka traciła już nadzieję, że kiedyś będzie lepiej, do drzwi zapukała młoda kobieta. – Z uśmiechem oznajmiła, że będzie remontować pokoje dzieci. Oniemiałam. Jak to? Tak po prostu? Bezinteresownie? Nigdy niczego od nikogo nie dostałam. Dwa dni później przywiozła z koleżankami rzeczy potrzebne do remontu. Wtedy się uszczypnęłam, czy to aby nie sen. Za tydzień córki kładły się spać w nowych pokojach. Najpierw delikatnie pogłaskały świeżą, pachnącą pościel, a potem się uśmiechnęły, chyba pierwszy raz od wieków!

Uwierzyłam, że były u nas piękne anioły – mówi Anna.

Piękne Anioły, stowarzyszenie z podkrakowskiego Kocmyrzowa, remontują pokoje dzieci z ubogich rodzin. Założone przez Katarzynę Konewecką-Hołój, ekonomistkę, mamę dwójki dzieci. Było tak. Katarzyna zawiozła córkę na szkolną Wigilię. W drodze powrotnej się zamyśliła i minęła swój wyjazd z ronda – pojechała o jeden za daleko. Wtedy zobaczyła na przystanku dziewczynkę i chłopca. Trzęśli się z zimna w cienkich kurtkach. Zaproponowała, że podwiezie do domu, do ciepełka.

To była przedpotopowa chałupa w opłakanym stanie. Popękane szyby sklejone taśmą, wielkie szpary w futrynach z determinacją pozatykane kocami.

– Ścisnęło mnie w gardle. Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Mieszkaliśmy w jednym pokoju w przedwojennym bloku. Mama zamocowała między regałami kij od szczotki i przerzuciła przez niego koc. Za nim był mój kącik. Nowe ubrania to był luksus, większość dostawaliśmy z darów. Dawaliśmy sobie radę dzięki pomocy rodziny – wyznaje Katarzyna.

Zobacz także:

Zobaczyłam te dzieci na przystanku, wiedziałam, że muszę im pomóc.

Obdzwoniła rodzinę, znajomych. Prosiła, aby podarowali, co mogą. W jeden dzień załadowali busa kolegi aż po dach. I wtedy Katarzyna poczuła niepokój. – Fajnie, że pomogliśmy, ale wciąż jest tyle dzieci, które śpią na podłodze albo ściśnięte w jednym łóżku z rodzeństwem. Żyją w biedzie, są wyśmiewane. Wstydzą się, nie mają przyjaciół. Nie mają też marzeń – stwierdziła i postanowiła, że będzie remontować pokoje dzieci. Żeby dać im azyl, własny kąt. – Ktoś powie: pokój, wielkie mi co. Ale dla dziecka to cały świat. Jego wyspa na morzu życia. Miejsce, które powinno inspirować i cieszyć – tłumaczy Katarzyna. Zaraz po Nowym Roku skrzyknęła przyjaciółki: lekarkę, prawniczkę, architektkę, tłumaczkę, i zaczęły działać.

Na pierwszy ogień poszedł pokój Nikoli, Dominika i Wiktorii z Łuczyc. Ich adres Katarzyna dostała od pracownicy ośrodka pomocy społecznej. Sama nigdy by do nich nie trafiła, bo domu nie widać z drogi. Widać za to ogród. Ładny i dobrze zasłania frontowe okno zabite styropianem. – Żeby nikt nie dostrzegł naszej biedy – mówi matka tej trójki.

Na czas remontu zagrzybionego pomieszczenia Katarzyna załatwiła dzieciom obóz na Mazurach. To były ich pierwsze wakacje poza domem. Gdy wróciły, nie mogły się doczekać, co zobaczą. Najpierw wpadł do pokoju Dominik i krzyknął z zachwytu: „To jest nowy świat!”. Od Pięknych Aniołów dostał piłkę futbolową z autografem byłego reprezentanta Polski Piotra Gizy. I jakoś tak się stało, że od jesieni jest w szkole sportowej, uczy się grać w piłkę nożną. – Zabrzmi banalnie, ale kiedy dziecko ma własne łóżko, gdy może się wyspać, poczytać, zaprosić kolegów, zaczyna wierzyć, że wszystko jest możliwe – mówi Katarzyna.

Dziś w stowarzyszeniu działa 15 osób. Przez dwa lata anielska ekipa wyremontowała 20 pokoi. – Pamiętamy każdy remont. Każde dziecko. Katarzynie najbardziej zapadły w pamięć dwie siostry. – Starsza wyznała, że chciałaby zobaczyć Rynek w Krakowie. Nie mogłam uwierzyć: „Nie byłaś w Krakowie? Przecież to niedaleko”. Wprawdzie była klasowa wycieczka do Krakowa, ale wychowawczyni powiedziała dziewczynce, że nie musi przychodzić do szkoły, bo za wyjazd trzeba zapłacić – opowiada Katarzyna i oburza się: – Takimi dziećmi nikt się nie interesuje. Są przezroczyste, czują się nikim. Tak jak druga z sióstr.

Gdy ją zapytałam, kim chce zostać, powiedziała: „I tak do niczego nie dojdę”. Miała zaledwie 8 lat i żadnej nadziei. Remontując pokój obu dziewczynek, chcieliśmy im pokazać, że można żyć inaczej – podkreśla Katarzyna. To działa. – Obserwowaliśmy, z jaką czułością siostry dbają o nowe miejsce, że zaczyna im się chcieć – cieszą się wolontariuszki ze stowarzyszenia. Mówią, że pomaganie rodzi pomaganie. – Tata chłopców, którym urządziłyśmy pokój, zaproponował, że jeśli będzie potrzebny hydraulik, to on się zgłasza – mówią dziewczyny. Są pewne, że anielskie pokoje wyrywają z marazmu nie tylko dzieci.

– Pamiętam rodziców, którzy z zachwytem patrzyli na nowy pokój dzieci, ale ze wstydem na resztę domu. Podczas następnych odwiedzin już od progu pytali: „I jak?”. Odmalowali cały dom! Farbę zrobili sami, z kredy i wapna – opowiada Katarzyna.

Anna zaś, ta, która uciekła z córkami od męża, przyznaje: – Odkąd pomogły nam Piękne Anioły, inaczej myślę o życiu. Wchodząc do pięknego pokoju dzieci, wiem, że będzie tylko lepiej.