Co z tym łańcuszkiem, Sławku?

Wraz z żoną próbowaliśmy wielu różnych sposobów. Wiązaliśmy łańcuszek, aby był krótszy, ale później długo go rozplątywaliśmy. Zahaczaliśmy łańcuszek o ramę uchylonego okna, ale było to rozwiązanie skuteczne jedynie przez chwilę.

Aż wreszcie przypomniałem sobie, że na konferencji prasowej we Wrocławiu, podczas której przekazywałem tamtejszym szczypiornistkom sportowego ducha walki, dostałem wizytówkę od Jarka Narkiewicza, product managera z Gardinii. Niewiele myśląc zadzwoniłem do niego z prośbą o pomoc.

Znalazł rozwiązanie?

Okazało się, że trafiłem idealnie – właśnie wprowadzali na rynek napinacze do łańcuszka. Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałem. Zapytałem, gdzie powinienem zadzwonić, żeby umówić się z fachowcem na montaż napinacza. Jarek zdziwiony spytał: „A po co Ci fachowiec? Poradzisz sobie z tym w 5 minut!”

I poradziłeś sobie?

Bez żadnych problemów. Montaż napinacza okazał się banalnie prosty!

Zobacz także:

Na początku obawiałem się, że robota zajmie mi pół dnia. Razem z żoną przejrzeliśmy instrukcję próbując dowiedzieć się, jak działa napinacz i jak go zamontować. Rzeczywiście montaż nie wyglądał na skomplikowany: tu naciągnąć, tam zaczepić, a na końcu przykleić. Każdy by dał radę.

Podszedłem do okna i zacząłem zastanawiać się, jak obrazki z instrukcji przełożyć na rzeczywistość. Na szczęście syn mi pomógł i… po 5 minutach było po robocie. Żona, która do tej pory jedynie przyglądała się naszym poczynaniom, postanowiła zająć się montażem napinacza na drugim oknie. Poradziła sobie jeszcze szybciej niż my – po kolejnych 4 minutach łańcuszki na obu oknach były uporządkowane.

Warto było?

Zdecydowanie. Łańcuszek już się nie plącze, nie przeszkadza, nie moczy w sosach czy zupach. Co więcej – można obsługiwać go jedną ręką. A zatem można podnosić i opuszczać roletę równocześnie bawiąc się z synem, popijając herbatę, czytając gazetę lub po prostu przytulając żonę. A kot spokojnie spaceruje po blacie, nie obawiając się o swój ogon.