Zacznijmy od tego, jak nie należy reagować na nieprzychylne uwagi. Na pewno złym pomysłem jest odpowiadanie agresją: wybuchanie, zalewanie rozmówcy potokiem słów, odbijanie piłeczki, czyli wytykanie mu jego własnych błędów. Taka atakująca postawa – choć wydaje się nam przejawem siły – ujawnia tak naprawdę naszą słabość, nieumiejętność panowania nad emocjami. Nie pozwala też rozwiązać problemu, bo zwykle uruchamia zgubną lawinę wzajemnych oskarżań. Nie tędy więc droga. Tak samo niedobre jest reagowanie na zarzuty w sposób bierny. Dzieje się tak, gdy milkniemy, czerwienimy się i spuszczamy wzrok, płaczemy albo wręcz ratujemy się ucieczką. Najchętniej zapadlibyśmy się pod ziemię, nie zdając sobie sprawy, że takie zachowanie poważnie uderza w nas samych. Sprawia, że tłumimy nieprzyjemne odczucia, takie jak ból czy lęk, potęgując w sobie stres. Przez to też nasza samoocena chwieje się w posadach. Jeśli więc chcemy siebie ochronić, a jednocześnie wybrnąć z twarzą z kłopotliwej sytuacji, poszukajmy innych strategii radzenia sobie z krytyką. Oto podpowiedzi:

Metoda lupy

Jeśli negatywna ocena nie jest dla nas zbyt jasna – nie bardzo wiemy, o co dokładnie się nas obwinia – możemy posłużyć się taktyką  sondowania. Czyli wziąć pod lupę  usłyszaną krytykę, zachęcić narzekającą na nas osobę, by wyszczególniła, co konkretnie ma nam do zarzucenia. Gdy np. szef wzywa nas na dywanik i rzuca nam na wejściu: „Nie jestem zadowolony z pani pracy” – zbadajmy, co się kryje pod tymi słowami. Zapytajmy spokojnie: „Co takiego nie podoba się panu w mojej pracy?”. Poprośmy, by przełożony podał konkretny przykład. To powinno skierować rozmowę na właściwe tory.

Jak to działa

Choć sami wystawiamy się wtedy na dalsze krytykowanie, to w ten sposób sprowadzamy rozmowę do konkretu, co pozwala – po pierwsze – ostudzić krytykującego i uniknąć jego uogólnionych ataków typu: „Jest pani beznadziejna!”, „Do niczego się pani nie nadaje!”. Po drugie, daje nam szansę poprawy błędów, gdyż zamiast ogólników usłyszymy istotne szczegóły dotyczące  naszych uchybień (np. to, że nie zawsze trzymamy się terminów albo że w naszych raportach zdarzają się nieścisłości). Ponieważ sondowanie doprowadza do jasnego sformułowania oczekiwań niezadowolonej  z nas osoby, możemy się zrehabilitować.

Obrona konieczna

Gdy ktoś nam zmył głowę, a my mamy ważne argumenty na swoje usprawiedliwienie, zastosujmy metodę umiarkowanego tłumaczenia się. Czyli przyznajmy uczciwie, że zawiniliśmy (np. „Tak, spóźniłam się, przepraszam”), i powiedzmy krótko, co nam stanęło na przeszkodzie (np. „Niestety, moje dziecko źle się poczuło i musiałam wezwać lekarza”). Pamiętajmy jednak, by zachować umiar w żonglowaniu wymówkami. Nie dodawajmy, że potem w zdenerwowaniu nie mogliśmy znaleźć kluczy, uciekł nam autobus itd. Zbyt zawiłe i rozległe tłumaczenie, zamiast udobruchać, tylko rozsierdzi niezadowoloną z nas osobę.

Jak to działa

Strategia ta pozwala wyjaśnić nasze postępowanie, pod warunkiem jednak, że nie przesadzimy z zasłanianiem się okolicznościami. Jeśli bowiem za bardzo będziemy się usprawiedliwiać, rozjuszony krytyk może zacząć sobie „przypominać” nasze wcześniejsze przewinienia i niedociągnięcia – po to, by pokazać nam, że obecna wpadka to wcale nie kwestia przypadku (a więc jego pretensje są uzasadnione). Dlatego, by nie spalić tej taktyki, starajmy się jej nie nadużywać.

Zasłona dymna

Jeśli zarzut pod naszym adresem zawiera ziarno prawdy, ale czujemy,  że krytyka jest niekonstruktywna i ma na celu dotknięcie nas, spróbujmy użyć metody zadymienia, zamglenia. Czyli np. słysząc kolejny raz z ust matki czepliwą uwagę w stylu: „Fatalnie się ubierasz! Jak będziesz nosiła takie staromodne garsonki, to żaden mężczyzna cię nie zechce”, odpowiedzmy bez wdawania się w szczegóły: „Być może”. To powinno uciąć falę krytyki.

Jak to działa

Ponieważ pozornie godzimy się ze słowami atakującej nas osoby, nie ma ona już nic więcej do dodania. Z drugiej strony, nie potwierdzamy wcale, że zgadzamy się z jej zdaniem. Tak naprawdę dajemy do zrozumienia, że możliwa jest błędna ocena sytuacji i każdy ma prawo do swojej opinii. Czyli lekko zamydlamy sprawę, stosujemy właśnie ową zasłonę dymną, za którą możemy skryć się przed ciosem krytyki.

Zobacz także:

Strategia Daniela

Na osobę, której wiecznie coś się w nas nie podoba, skutecznie zadziała metoda Daniela. Ów biblijny bohater, wrzucony do jaskini lwa, nie uciekał, pozostał w bezruchu i przetrwał. Podobnie my, ilekroć idziemy na spotkanie kogoś wyjątkowo czepliwego (czyli wchodzimy do jaskini lwa), starajmy się nie wycofywać, ale też nie atakować. Wtedy udzielajmy tzw. odpowiedzi niedefensywnych. Kiedy przykładowo krytykująca nas na każdym kroku teściowa zacznie tym razem suszyć nam głowę o to, że nie gotujemy obiadów („A przecież dzieci i mąż nie powinni jeść tej stołówkowej trucizny”), powiedzmy jej opanowanym tonem: „Dobrze, przemyślę to” albo „Pozwól, mamo, że się nad tym zastanowię”. Podobnie zareagujmy, gdy np. partner rzuci nam kąśliwą uwagę, że nie mamy za grosz gustu, bo rzeczy, jakie kupujemy do domu, są tandetne i niemodne – też zachowajmy spokój. Udzielmy odpowiedzi, która nie będzie ani ucieczkowa, ani agresywna, np.: „Bardzo żałuję, że tak to widzisz”, „Przykro mi, że tak mnie oceniasz”. Słysząc tego rodzaju ripostę, agresor prawdopodobnie odpuści, zrezygnuje z dalszego kąsania. W każdej podobnej sytuacji możemy też posłużyć się stwierdzeniem: „To jest twoje zdanie, ja mam swoje” – takie postawienie sprawy pomoże nam odzyskać pewność siebie po usłyszeniu negatywnej oceny.

Jak to działa

Tu chodzi głównie o postawienie granicy, zblokowanie krytyki spokojnymi odpowiedziami. Jeśli wprowadzimy dystans, unikniemy otwartego starcia, konfliktu. To tzw. nieagresywna obrona. Bo stawić czoło nieprzychylnym słowom powinniśmy. W obliczu ataku nie warto się wycofywać. Jeśli okażemy bezbronność, może ona sprowokować rozmówcę (lwa) do ataku. Kiedy poczuje się silny i bezkarny, pozwoli sobie na jeszcze więcej. Dlatego, zamiast milknąć i puszczać przykre komentarze mimo uszu, odpowiedzmy na zaczepkę – tyle że bez złości.