Ostatnio mój synek znów przyłapał mnie na brakach w wiedzy. Siedzieliśmy przed telewizorem, oglądając program dla dzieci i wszystko było dobrze, gdy nagle synek popatrzył na mnie z tryumfującym, złośliwym uśmieszkiem na ustach i zapytał: – No właśnie tato! Gdzie się podziały Teletubisie? Wiesz czy nie?

Zaskoczył mnie. Oczywiście, że nie wiedziałem. Każdy odcinek tej bajki zaczyna się od pytania: „Gdzie się podziały Teletubisie?”. Synek wpatrywał się we mnie jak w ćwierćinteligenta, a wyraz jego oczu zdawał się mówić: no, odpowiedz, jak jesteś taki mądry!

Zacząłem intensywnie główkować, gdzie mogły się podziać Teletubisie? Prawdę mówiąc nie wiem w ogóle skąd się wzięły, a co dopiero gdzie się podziały? Jak ktoś dorosły mógł wymyślić tak dziwne stworzenia? Czy miał ich wizję po jakieś niezłej imprezie, czy brał jakieś nieznane mi psychotropy, czy może jego dorosły umysł zamieszkują takie dziwne stworzenia i podczas, gdy inni myślą na co dzień o politykach koalicji, on widzi w wyobraźni żółte wypchane pluszaki z wielkimi pomarańczowymi piłkami? To chyba nawet zdrowsze.

Tak czy inaczej synek kiwał nóżką w tę i we wtę, czekając na moją odpowiedź i drwiąc: „No tato, nie wiesz???” Nie wiedziałem! Okazało się, że Teletubisie opychają się tubisiowym kremem w swoim przypominającym bazę na Marsie domku, a ugania się za nimi niejaki Noo Noo. Noo, i jak mogłem tego nie wiedzieć?!
Sebastian Łupak, tata 3-letniego Wojtusia
autor jest dziennikarzem Gazety Wyborczej