Spotykamy się kilka dni po tym, jak jeden z dzienników napisał, że Sebastian Karpiel-Bułecka już nie jest z Kayah. Sebastian jest zmęczony, dopiero wrócił z trasy i o prasowych rewelacjach mówić nie chce. Nie tylko teraz, nigdy. Uparcie twierdzi, że w jego życiu prywatnym nie dzieje się nic ciekawego. Ale kto mu tam uwierzy? Od ponad roku, czyli od czasu wydania debiutanckiej płyty zespołu Zakopower "Music hal", jego życie toczy się w zabójczym tempie. Sebastian śmieje się, że czasem nawet jemu trudno nadążyć za sobą samym. Ale chociaż wiecznie w niedoczasie i wiecznie w biegu, czuje się spełniony. W końcu nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, a dla artysty granie i możliwość utrzymywania się z tego grania to przecież spełnienie marzeń. Nawet jeśli codziennie śpi się w innym hotelu. "Music hal" okazał się sukcesem - w ubiegłym roku zespół dostał specjalne wyróżnienie na koncercie premier w Opolu, wygrał też koncert Trendy w Sopocie. Objechali z koncertami pół świata i wciąż mają apetyt na więcej. Powoli zaczynają myśleć o nowej płycie. A Sebastian? Szybko dołączył do ekskluzywnego grona najgorętszych polskich kawalerów, ma wierne grono fanek, chociaż kiedy mu to mówię, skromnie spuszcza wzrok. Naprawdę jest taki nieśmiały czy tylko kokietuje?

GALA: Gwiazdor czy góral?
SEBASTIAN KARPIEL-BUŁECKA: Góral.

GALA: Z góralską swobodą czy góralską rodzinnością?
S.K.-B.: Rodzinnością. Ludzie mają różne marzenia i potrzeby. Moim marzeniem jest mieć rodzinę. I zrobię wszystko, by się to spełniło.

GALA: Czyżbyś odczuwał presję wieku? W maju skończyłeś trzydzieści lat.
S.K.-B.: Uwierz, że trzydziestka dla mężczyzny nie jest magiczną granicą. Nigdy nie przywiązywałem wagi do tego, ile mam lat, więc i ostatnie urodziny minęły mi bez specjalnych przemyśleń i zastanawiania się nad sobą i życiem.

GALA: Czy muzyk wiecznie w rozjazdach może pozwolić sobie na rodzinę? Twoi koledzy z Zakopowera w większości są żonaci, widzisz więc, jak na co dzień wyglądają takie związki.
S.K.-B.: Bez przesady. Nie jest tak źle. Chłopaki mają fajne żony. Związek z muzykiem musi na pewno opierać się na zaufaniu, zrozumieniu i kompromisach. A że trzeba czasem się rozstać na tydzień? To dobrze robi związkom. Mąż i żona potęsknią trochę za sobą i kochają się potem jak nigdy dotąd.


GALA: A czego ty oczekujesz od związku?
S.K.-B.: Miłości.

GALA: Tylko miłości?
S.K.-B.: To jest najważniejsze. Pod słowem miłość oczywiście kryje się wiele rzeczy - zaufanie, wyrozumiałość. To wszystko składa się na szczęście. Bycie z drugim człowiekiem wymaga kompromisów. Kobieta i mężczyzna tak diametralnie się różnią, że ich życie razem to naprawdę duże wyzwanie. Nie mówiąc już o związku wieloletnim, na całe życie, jakiego ja bym sobie życzył.

Zobacz także:

GALA: Wierzysz w miłość do grobowej deski?
S.K.-B.: Pewnie. Znam wielu ludzi, którzy razem przeżyli całe życie, a to znaczy, że się jednak da. Wspaniały przykład - rodzice basisty z Zakopowera. Matka, której dziś niewiele brakuje do setki, była starsza od męża o 10 lat. On zmarł krótko po osiemdziesiątych urodzinach. Do końca życia byli razem i bardzo się kochali. Świetne małżeństwo. Wiem, co mówię, bo ich znałem.

GALA: A twoi rodzice?
S.K.-B.: Mama wychowywała mnie sama.

GALA: Rozstali się?
S.K.-B.: Nigdy nie byli małżeństwem. Nie miałem rodziny, z której mógłbym czerpać przykład. Nie wyrosłem w klimacie, że oto jest mama, tata, rodzeństwo, że siadają razem w niedzielę do stołu albo jadą na wakacje. Może przez to mam większe ciśnienie, żeby mi się udało.

GALA: Skoro ojca nie było, kto był dla ciebie autorytetem?
S.K.-B.: Przyrodni brat. Starszy o 20 lat. To prawie jak ojciec. Zawsze mnie wspierał. On też jest muzykiem. Słuchałem, jak gra, chciałem robić dokładnie to, co on. Grać, studiować architekturę, bo on jest architektem, ma nawet swoją pracownię w Zakopanem. Przez lata był moim idolem. Ale teraz już idę swoją drogą i sam sobie wyznaczam cele.

GALA: A inne życiowe autorytety?
S.K.-B.: Teraz trochę z tym ciężko. Człowiek się na ludziach zawodzi. Ale dużo rzeczy wyniosłem z domu, od mamy.

GALA: Na przykład?S.K.-B.: Na przykład szacunek dla drugiego człowieka, skromność, miłość, wrażliwość. Żeby nie być zadufanym, zapatrzonym w siebie.

GALA: Byłeś synkiem mamusi?
S.K.-B.: Byłem. Mama nie miała nikogo poza mną. Nie ułożyła sobie życia, bo poświęciła je mnie. Mam tego świadomość.

GALA: Mówi się, że samotne matki wychowują egoistów...
S.K.-B.: A czy ja mówię, że jestem idealny i wspaniały? Toczę ze sobą wieczną walkę. Staram się nie skupiać tylko na swoich problemach. Ale to wcale nie jest takie proste.

GALA: Czy to się przekłada na związek z kobietą?
S.K.-B.: Pewnie tak, ale to już musiałaby się kobieta wypowiedzieć.

GALA: Ale ty stanowczo nie chcesz mówić o swojej dziewczynie.
S.K.-B.: Nie udzielam informacji na temat związku, bo uważam, że to jest tylko moja sprawa. Miłość jest zbyt ważna dla mnie, zbyt wartościowa, żeby ją sprzedawać jak towar na bazarze.

GALA: Tak się umówiłeś z dziewczyną?
S.K.-B.: Z nikim nie musiałem się umawiać. To mój wybór. Jestem przeciwnikiem pokazywania miłości na okładkach, w gazetach, wpuszczania obcych na prywatne terytorium. Nie wiem, czy może być coś bardziej intymnego niż uczucia. Po co więc o nich mówić?

GALA: Myślisz, że to niebezpieczne?
S.K.-B.: Raczej niepotrzebne. Ilu ludzi chwaliło się swoimi miłościami, a za chwilę tej miłości już nie było? Unikam takich zwierzeń. Nikomu to przecież nie daje szczęścia. Czy ktoś będzie przez to bogatszy?

GALA: Jeśli ktoś pisze o tym bez twojej wiedzy?
S.K.-B.: Był czas, kiedy się tym strasznie przejmowałem. Teraz jednak podchodzę bardziej na luzie. Takie publikacje pozostawiam moim prawnikom. Moja złość niczego nie zmieni. Wprost przeciwnie, jeszcze bardziej ich rozochocę.

GALA: Tak jak mnie. Jesteś z Kayah czy nie? Gazety najpierw pisały o waszym związku, a ostatnio o waszym rozstaniu.
S.K.-B.: Masz prawo pytać, ale ja wcale nie muszę odpowiadać.

GALA: To spróbuję inaczej. Na debiutanckiej płycie Zakopowera śpiewają żony, dzieci... One też z wami podróżują?  
S.K.-B.: Bez przesady. I tak jeździ nas jakieś 11 osób. Ktoś przecież musi siedzieć w domu i pilnować dobytku.

GALA: Czy ktoś, kto spędza życie na walizkach, ma w ogóle czas na prywatność?
S.K.-B.: Przynajmniej się stara. Na pewno próbuje ustawić sobie wakacje. Może w sierpniu jakiś tydzień. Nie mam pojęcia gdzie, nie miałem czasu się jeszcze nad tym zastanowić. Pewnie w jakichś ciepłych krajach... Chodzi o to, żeby odciąć się od wszystkiego, zmienić otoczenie.

GALA: Wyłączyć telefon?
S.K.-B.: O nie, bez telefonu to ja nie potrafię żyć. Muszę mieć kontakt z rodziną, przyjaciółmi.

GALA: O miłości mówić nie chcesz. Przyjaźń to też temat tabu?
S.K.-B.: Mam szczęście, bo moi przyjaciele to ci, z którymi gram w zespole. Właściwie ciągle mam ich pod ręką. Znamy się jak łyse konie, już jakieś piętnaście lat. Spotkaliśmy się przez przypadek na jakimś muzykowaniu, przypadliśmy sobie do gustu i tak już zostało.

GALA: A przyjaźń nie jest wystawiona na próbę, kiedy się spędza razem tak dużo czasu?
S.K.-B.: Jest, kiedy pojawia się zmęczenie. Ale przecież zawsze ma się swój pokój w hotelu, w którym można się zamknąć i pobyć samemu ze sobą. Pamiętamy o tym, że jesteśmy na siebie skazani, i wszelkie kłótnie i dogryzania sobie nie mają sensu. Gramy razem i tak będzie.

GALA: Odnieśliście sukces, jesteście popularni. Kiedyś mówiłeś, że boisz się sławy...
S.K.-B.: Sławny to jest Kopernik. Jak ktoś ma choć trochę poukładane w głowie, umie sobie radzić z takimi rzeczami. Trzeba po prostu pamiętać, że sława jest ulotna, trwa tylko chwilę. Kiedy zgasną światła, wszystko znika. Trzeba stąpać twardo nogami po ziemi i nie podnosić głowy za wysoko. I mieć pokorę wobec tego, co się dzieje wokół, bo w tym zawodzie nie znasz dnia ani godziny. Dziś jesteś, jutro cię nie ma.

GALA: Cały czas o tym pamiętasz?
S.K.-B.: Jestem skupiony na graniu i na muzyce. Kiedy po koncercie ludzie przychodzą po autografy albo ktoś mnie zaczepi na ulicy, to czuję, że jakaś tam popularność jest. Ale staram się podchodzić do tego z dystansem. Aczkolwiek jest to miłe. Nie wierzę, że są ludzie, którym popularność nie sprawia przyjemności. Ale priorytety mam inne.

GALA: Już dostałeś od życia po głowie?
S.K.-B.: Jeszcze nie i mam nadzieję, że, wiesz... odpukać. Ale człowiek czasem sam prowokuje takie rzeczy swoim zadufaniem.

GALA: Show-biznes cię rozczarował?
S.K.-B.: Póki co nie miałem smutnych przygód, nie dotarły do mnie słowa, które sprawiłyby mi przykrość. Z ludźmi, z którymi się spotykam, mam raczej dobre stosunki. Nie odczułem żadnej zawiści. Zawiodłem się trochę na mediach, a dokładnie na rozgłośniach radiowych, które prawie nie grają polskiej muzyki.

GALA: Na imprezach się nie pojawiasz, więc może po prostu nie słyszysz, co o tobie mówią.
S.K.-B.: I wcale nie żałuję. Wolę się wyciszyć w domu i pobyć sam ze sobą. Imprezy po prostu mnie męczą. Byłem kiedyś na jakimś przyjęciu i nie odnalazłem tam siebie. Cały ten szum, zamieszanie. To nie dla mnie.

GALA: Może człowiek z gór nie pasuje do miasta? Teraz więcej czasu spędzasz na nizinach. Znosisz to jakoś?
S.K.-B.: Jakoś daję radę. Lubię być w górach, ale jak nie mogę, to też nie ma wielkiej tragedii. Czasem trochę tęsknię. Nie tylko za górami, przede wszystkim za ludźmi. Żył sobie jednak z tego powodu nie podetnę.

GALA: Uciekasz czasem w góry?
S.K.-B.: Czasem uciekam. Ale wiesz, jest wielu górali, którzy w góry nie chodzą, bo twierdzą, że to im do niczego niepotrzebne. Mówią, że widzą je za oknem. I wystarczy.

GALA: Nie chciałeś zostać taternikiem?
S.K.-B.: Oczywiście, że chciałem. Był taki czas, kiedy się wspinałem, chciałem robić kartę taternicką i zostać TOPR-owcem. Zrobiłem nawet kurs instruktora taternickiego. Zachłysnąłem się, myślałem, że to będzie moja przyszłość. Prawie wszyscy moi koledzy się wtedy tym zajmowali. Ale potem mi przeszło, postawiłem na coś innego.

GALA: Na muzykę i architekturę?
S.K.-B.: O architekturze myślałem już w podstawówce. I udało mi się zrealizować ten plan, chociaż z trudem. Moja przygoda z muzyką zaczęła się w szkole średniej. I wtedy zaczęły się kłopoty, bo nie wiedziałem, co wybrać. Jak szedłem grać, to zawalałem szkołę. Cudem udało mi się zdać maturę. Po maturze zrobiłem sobie rok przerwy, jeździłem z zespołem i grałem.

GALA: A potem?
S.K.-B.: Potem dostałem się na architekturę do Krakowa. Udało mi się ją skończyć tylko dzięki przychylności nauczycieli, którzy rozumieli moje zainteresowania. Ciągle byłem w rozjazdach, grałem koncerty. Na szczęście zgodzili się, żebym miał indywidualny tok studiów. Dzięki muzyce byłem niezależny, sam się utrzymywałem i to były pozytywne strony rozdwojenia. Ale studia to była ciągła walka z czasem i terminami.

GALA: Czy ty w ogóle miałeś czas, by zachłysnąć się wolnością?
S.K.-B.: Przerobiłem to w szkole średniej. Oczywiście na przekór mamie, która swoje przez to przeszła. Ale żeby była jasność - nie rozrabiałem, tylko grałem. Wychodziłem z domu o ósmej wieczorem, a wracałem o szóstej rano. A o ósmej musiałem wstawać do szkoły.

GALA: I co na to mama?
S.K.-B.: Jakoś sobie poradziła. Ale siwych włosów na pewno jej przybyło. Kiedyś mi nawet skrzypce rozbiła z nerwów. Ale widziała, że to tak, jakby mi ucięła rękę, więc na drugi dzień poszła i załatwiła mi nowe.

GALA: Teraz jest z ciebie dumna?
S.K.-B.: Myślę, że tak. Jest w Stanach, ale wie, co się tu dzieje. Mieszka w Chicago, a tam wszyscy wszystko o Polsce wiedzą. O mnie niestety też.

Dziękujemy Hodowli Dobermanów Bene Meritus, www.benemeritus.pl, benemeritus@benemeritus.pl, tel. 606555146, za pomoc w realizacji sesji oraz firmie Bene (Centrum Finansowe Focus, ul. Armii Ludowej 26, tel. 0-22 5793486) za wypożyczenie fotela (proj. Arne Jacobs).