Klamka zapadła. Kultowa postać brytyjskiej popkultury, wcielenie kompleksów i marzeń milionów kobiet znów zawładnie naszą wyobraźnią. Brytyjski dziennik "Daily Express" doniósł, że choć Renée wielokrotnie zarzekała się, że zamienianie się w apetycznego pulpeta na potrzeby roli ma już za sobą, zgodziła się zagrać w trzeciej części przygód Bridget. Dzieje jej flagowej kreacji, która wyniosła ją na szczyty popularności, doczekają się bowiem dalszego ciągu. Tym razem zobaczymy na ekranie Zellweger nie tylko tęższą, lecz także znacznie starszą. Autorka bestsellerowych powieści o Bridget, Helen Fielding, postanowiła bowiem umieścić akcję najnowszej książki dekadę później. Ponieważ powieść nie jest jeszcze skończona, na razie wiadomo tylko, że oprócz Jones wystąpią w niej znani już bohaterowie - Daniel Cleaver (Hugh Grant) i Mark Darcy (dotychczas - Colin Firth). Niejasne jest, czy Firth zagra Marka - wielokrotnie odgrażał się, że jego przygoda u boku sympatycznej królowej gaf dobiegła końca. Jego ostatnie wypowiedzi w angielskiej prasie świadczą jednak o tym, że w obliczu powstającego scenariusza powoli zmienia zdanie. Może chciał tylko podbić wysokość gaży? Z przecieków zaprzyjaźnionych z Fielding osób wiadomo tylko tyle, że w nowej książce Bridget rodzi dziecko Daniela i... Reszta jest oczywiście tajemnicą pisarki i niecierpliwie czekającej na skończone dzieło wytwórni filmowej. Fielding spieszy się jak może, ale fakt, że niedawno urodziła drugie dziecko, nie pozwala jej spędzać przed komputerem całych dni i nocy. Zellweger nie jest też pilno do zmiany diety z sałat i sushi na parówki, pizzę i wysokokaloryczne koktajle, tym bardziej że kalendarz zdjęć na następne miesiące ma wypełniony co do dnia. Zanim znów włoży na siebie większe o kilka rozmiarów od własnych ubrania Bridget, minie co najmniej rok. W czasie którego może się jeszcze wiele wydarzyć.

Renée jak Bridget jest przecież nieprzewidywalna. W kategorii kobiet o wybitnych kłopotach sercowych mogłaby śmiało konkurować z Bridget. Czułe uściski z ukochanym na tle cukierkowych landszaftów to ideał miłości według panny Jones. Romantyczna ceremonia ślubna na białej plaży St. John, jednej z amerykańskich Wysp Dziewiczych, boso, wśród szumu fal, pod gnącymi się na wietrze palmami. W roli panny młodej... Renée Zellweger. To nie kiczowate marzenia naiwnej trzydziestolatki z kart powieści Fielding - tak właśnie wyglądał w ubiegłym roku ślub Renée i Kenny'ego Chesneya. Po czteromiesięcznym romansie, który wybuchł gwałtownie wkrótce po spotkaniu na imprezie charytatywnej na rzecz ofiar tsunami, zdjęcia Renée w białej, powłóczystej sukni od Caroliny Herrery i Kenny'ego w kowbojskim kapeluszu stojących na brzegu morza już jako mąż i żona obiegły strony wszystkich kolorowych magazynów na świecie. Amerykańskie stacje radiowe bez przerwy grały przebój Chesneya "You Had Me From Hello", który skomponował specjalnie na cześć ukochanej. Szczęśliwi do końca swoich dni pzaledwie czteromiesięcznej znajomości? Panna Jones byłaby z Renée naprawdę dumna.


Ten majowy dzień 2005 roku miał być najszczęśliwszy w ich życiu. A przynajmniej w życiu wiecznie poszukującej miłości Renée. A jednak 128 dni później do sądu w Los Angeles wpłynęły dwa niezależne pozwy o anulowanie małżeństwa. Na tym podpisanym przez Zellweger jako powód podano oszustwo, a dodatkowa klauzula wnosiła o niewyznaczanie alimentów na rzecz męża. Prasa zatrzęsła się od spekulacji. W odpowiedzi aktorka pospieszyła z wyjaśnieniem. - Jest to termin ściśle prawniczy, a nie odzwierciedlenie charakteru Kenny'ego. Byłabym niezwykle wdzięczna za państwa wsparcie i powstrzymanie się od wyciągania negatywnych, bolesnych dla mnie, nieprawdziwych wniosków. Mamy nadzieję przejść przez ten trudny dla nas okres na tyle prywatnie, na ile to tylko możliwe. W kolejnym oświadczeniu dla prasy oboje podkreślili, że: "jedynym powodem anulowania tego związku jest nieporozumienie dotyczące celu małżeństwa od samego jego początku. Renée i Kenny wzajemnie się cenią i szanują, i żałują, że fakt ten uniemożliwia powodzenie ich związku". W grudniu ubiegłego roku Zellweger z powrotem była już wolna. Swojego małżeństwa z Kennym nie komentowała w żadnym wywiadzie i przy żadnej okazji. Aż do teraz.

Londyński światek dziennikarzy kolorowych magazynów zamarł ze zdumienia. Jakim cudem poślednia gazetka nakłoniła zwykle dyskretną gwiazdę -  i to takiego formatu - do tak osobistych zwierzeń? Magazyn "Now", w którym ukazał się wywiad z Renée, ginie na półkach angielskich kiosków w tłumie innych, podobnych sobie produkcji. Mało która osobistość show-biznesu zdecydowałaby się na publikowanie swoich wyznań między zdjęciową sieczką trzecioplanowych aktorek z cellulitem i bez makijażu a dywagacjami, kto wystąpi w kolejnej edycji tamtejszego "Big Brothera". Tak osobiste wywiady czyta się w ekskluzywnych magazynach typu "Vanity Fair", "Vogue", "She", "Harper's Bazaar" albo ewentualnie w "Hello!" czy "OK!". Jeśli za decyzją o rozmowie z "Now" stoi rzecznik prasowy gwiazdy, to bezwzględnie zasługuje na rychły zasiłek dla bezrobotnych. Uwielbiana przez londyńskie salony Zellweger i gazeta niewiele lepsza od brukowca?  

"To małżeństwo było największym błędem mojego życia - wyznała aktorka w "Now". - Czułam się jak kompletny głupiec. Nie było innego wyjścia, tylko je zakończyć. Nie wierzę, że jest sens trwać w związkach, które nie mają żadnych szans na powodzenie". A ten nie miał. Czy to możliwe, aby Renée dała się po prostu zwieść romantycznym piosenkom Kenny'ego, a krótkie narzeczeństwo nie dało jej czasu na poznanie przyszłego męża? Zapewne też. "Przechodziłam wtedy wielkie zmiany w moim życiu - wyznaje w "Now" Zellweger. - Bardzo chciałam choć - na chwilę się zatrzymać w biegu i pobyć po prostu zwyczajną dziewczyną. Małżeństwo przypadło właśnie na ten okres mojego życia i było dla mnie czymś niezwykle ważnym. Nie chciałabym, aby ktokolwiek pomyślał, że nigdy nie brałam go na serio". W codziennym życiu przyzwyczajony do poklasku fanów Kenny okazał się twardym orzechem do zgryzienia. Był patologicznie zaborczy i zazdrosny nawet o koleżanki aktorki. Jedno z wielu spięć między nimi dwojgiem dotyczyło ciężarnej przyjaciółki Renée, która remontując swój dom przed narodzinami dziecka, poprosiła ją o gościnę. Chesney stanowczo się temu sprzeciwił. "Kenny nie akceptował ani mojego trybu życia, ani moich przyjaciół" - wyznała ze smutkiem Zellweger. Tak gwałtowny i szybki koniec związku wiele ją kosztował. Zawsze rozchwytywana, zajęta i w rozjazdach aktorka zniknęła nagle z planów filmowych, czerwonych dywanów, premier i hollywoodzkich przyjęć.  "Szukałam czegoś innego. Spokoju i wyciszenia  - mówi dziś Renée. - Musiałam na jakiś czas odłożyć aktorstwo na bok. Miałam potrzebę posiedzenia w jednym miejscu bez martwienia się o stroje, fryzury, podróże i wywiady".
Jej wypowiedzi dla "Now" na nowo rozpaliły spekulacje dotyczące rzeczywistego powodu anulowania tego dziwnego małżeństwa. O ile amerykańska i angielska prasa wydają się respektować życzenie aktorki o zachowanie prywatności, trudno jest uciszyć rzesze kawiarnianych plotkarzy i internautów. Z wypowiedzi zarówno na dziesiątkach forów, jak i przy stolikach kafejek w snobistycznym Hampstead dobiegają głosy "życzliwych", którzy na własną rękę doszli do wniosku, że związek jednej z najinteligentniejszych aktorek Fabryki Snów i kowboja od początku nie miał szans na powodzenie. Szczególnie że ten akurat kowboj czułby się podobno lepiej nie u jej boku, ale na zboczach "Brokeback Mountain". Nie wnikając w preferencje seksualne byłego męża, to przecież tylko ostatni rok z życia aktorki.
Podobnie jak u jej filmowej bohaterki liczba niepowodzeń w życiu osobistym wydaje się w przypadku Renée odwrotnie proporcjonalna do sukcesów w jej karierze. Zupełnie jakby los chciał jej wynagrodzić po raz kolejny złamane serce. Prawdziwy przełom w życiu zawodowym aktorki przypadł przecież mniej więcej w tym samym czasie, co jej zerwane zaręczyny z kolegą po fachu Jimem Carreyem. Z właściwym sobie poczuciem humoru aktorka żartowała później z tego w najpopularniejszym komediowym programie Ameryki "Saturday Night Live".

Najważniejsze nagrody, w tym Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej za rolę w romansie "Wzgórze nadziei", otrzymała w trakcie swojego burzliwego związku z liderem zespołu The White Stripes Jackiem White'em. Fascynację Zellweger muzykiem można by chyba porównać tylko do tej, która za każdym razem pchała Bridget w ramiona cynicznego, ale za to superprzystojnego Daniela Cleavera i z niezmienną konsekwencją odbijała jej się potem bolesną czkawką. Renée i Jack rozstawali się i schodzili tyle razy, że nawet najbardziej sumienne pisma plotkarskie przestały o tym donosić, bo się w tym pogubiły. Teraz, po odchorowaniu nieudanego małżeństwa, Renée sięgnęła po wypróbowaną receptę i na nowo rzuciła się w wir pracy. Miała w czym wybierać, bo na biurku jej agenta nazbierał się stos scenariuszy. Niedawno premierę miał jej najnowszy film, biografia Beatrix Potter, autorki uwielbianych przez pokolenia Anglików książek dla dzieci. Potter to kolejna kultowa postać w angielskiej tradycji literackiej, której odtworzenie na ekranie przypadło dziewczynie z Teksasu.
O ile Londyn już od dawna traktuje Zellweger jak swoją, być może po roli w trzeciej części Bridget Jones tutejsza śmietanka towarzyska będzie się spodziewać po niej kupna domu w Chelsea i przenosin nad Tamizę. Kto wie, może przeprowadzka na stałe do ukochanego miasta niepoprawnej marzycielki z książek Helen Fielding zdjęłaby z niej klątwę Bridget Jones? Europejscy mężczyźni na pewno bardziej sobie cenią superinteligentne kobiety.

ZUZANNA O?BRIEN