Jasiu, chciałbyś mieć braciszka albo siostrzyczkę? - pytały synka babcie, ciocie, znajome. "Nie! A po co? - padała krótka, zdecydowana odpowiedź. Zaczęliśmy się z mężem martwić. Myśleliśmy już o drugim dziecku, a tu takie zdecydowane: "nie". Koniecznie trzeba było coś z tym zrobić!

Patrz jakie fajne miny robi...

Zaczęłam delikatnie. Kiedy tylko w pobliżu pojawiało się jakieś niemowlę, starałam się zwrócić na nie uwagę synka. Mówiłam: "Patrz, jakie śmieszne miny robi...". Jaś niby patrzył, niby przytakiwał, ale ciągle bez przekonania. Odrobinę zainteresowania wykazał dopiero, kiedy dowiedział się, że jego ulubiona ciocia będzie miała dziecko. Dotykał jej brzucha, zastanawiał się, czy będzie chłopiec, czy dziewczynka. Pytał wciąż, kiedy dziecko się urodzi. Ale zapytany, czy sam chciałby mieć rodzeństwo nadal zdecydowanie mówił: "Nie". Wszystko zmieniło się, gdy skończył 3 latka i poszedł do przedszkola. Któregoś dnia wrócił do domu bardzo przejęty. "Mamusiu, a Maks ma siostrę" - wołał już od progu. " A czemu my nie mamy?" - zapytał po chwili. Nareszcie! Odetchnęłam z ulgą.

Braciszek - tak, siostra - nie

Gdy usłyszał nowinę o ciąży, wołał: "Hura! Będę miał brata!". Długo tłumaczyliśmy mu, że gdy urodzi się dziewczynka też będzie fajnie! Jaś przygotowywał się do roli brata. Oglądał film "Było sobie życie", odcinków o ciąży nauczył się na pamięć. Co rano, jak burza wpadał do sypialni. "Mamo, jak ja się cieszę!" - wołał. Oglądał brzuch, przykładał do niego ucho, rozmawiał z bratem, (przyjął do wiadomości, że może być dziewczynka, ale nie ukrywał, że woli brata). I pytał: "Czy dzidziuś rośnie", "Co je?", "Jak oddycha?".

Jak ono się tam dostało, mamo?

Siedzieliśmy właśnie we trójkę przy śniadaniu. Jaś nagle zamilkł, a potem wypalił: "Mamusiu, a skąd ten dzidziuś wziął się u ciebie w brzuszku?". Na chwilę odjęło mi mowę. Spodziewałam się tego pytania, ale gdy je zadał, wpadłam w popłoch. Nie miałam wątpliwości, że trzeba powiedzieć prawdę. Ale jak? I ile? Na szczęście, zanim Jaś zauważył moje zmieszanie, mąż "wziął byka za rogi". Powiedział, że tata za pomocą siusiaka włożył mamie do brzuszka ziarenko. To ziarenko zaczęło rosnąć i stało się dzidziusiem. Na szczęście to wyjaśnienie wystarczyło. Jaś przyjął je bez najmniejszego skrępowania, jako coś oczywistego. Kiedy kilka dni później usłyszał, że wybieram się na badanie USG, chciał przy tym być i zobaczyć dzidziusia "na żywo". Niestety, lekarz, nie zgodził się na obecność dziecka. Na szczęście nagrał nam wszystko na kasetę. Jaś uważnie oglądał film z "bratem", był tak samo przejęty jak my.

Trzeba wziąć się za wychowanie

Jestem już w szóstym miesiącu ciąży. Synek zaczyna się niecierpliwić. W końcu, w jego wieku pół roku to prawie wieczność. " Czy ten dzidziuś nigdy nie ma zamiaru się urodzić?" - pyta. Euforia mu trochę minęła i chyba zaczyna dostrzegać możliwość pojawienia się problemów wychowawczych. "A jeśli dzidziuś będzie niegrzeczny?" -  zastanawia się. Ale jak na odpowiedzialnego, starszego brata przystało, zaraz znajduje rozwiązanie. By nabrać pedagogicznych umiejętności, pilnie ogląda w telewizji program "Superniania". Opiekunka sadza w nim niegrzeczne dzieci na specjalnym krzesełku. Ta metoda karania przemówiła do Jasia. Niedawno z namysłem rozejrzał się po pokoju. "Mamy dwa fotele" - mruknął chyba bardziej do siebie, niż do nas. "Na jednym będzie siedział dzidziuś, jeśli będzie niegrzeczny" - postanowił. "A na drugim: ja" - dodał samokrytycznie.