Joanna Liszowska

„Do końca liceum ubierałam się jak chłopak. Gdy inne dziewczyny szukały butów na obcasie, ja – takich jak ma Michael Jordan. Świadomość ciała przyszła dopiero podczas studiów w szkole aktorskiej. Nie było mi wtedy łatwo, czułam się bardzo źle ze sobą. Musiałam podjąć decyzję: albo katuję się całe życie i zostaję na liściu sałaty, albo zaakceptuję swoją fizjonomię i fakt, że nigdy nie będę chudzielcem. I pogodziłam się ze sobą. Wszystko jest dla ludzi. Ostatnio jednak jest mi przykro, bo jestem rozliczana nie z tego, jaką jestem aktorką, ale jak zmienia się moje ciało. Bez względu na to, jak dobra będę w spektaklu (Joanna w sztuce „Fredro dla dorosłych mężów i żon” pokazuje się jedynie w bieliźnie, premiera w Teatrze Komedia odbyła się 31 marca – przyp. aut.), i tak najważniejszy będzie fakt, czy schudłam, czy przytyłam. A przecież to i tak widać na zdjęciach, więc po co o tym pisać?

Dostaję wiele ciekawych zaproszeń, ale nie ze wszystkich korzystam. Mam świadomość, że następnego dnia zobaczę swoje zdjęcia, a także trochę uszczypliwych komentarzy. (Oczywiście nie brakuje także wielu pozytywnych i pochlebnych opinii – przyp. aut.). Pytanie, czy tego chcę? Może lepiej ich nie czytać i zostać w domu? Zadałam sobie też pytanie, czy gdybym nawet się uwzięła i bardzo schudła, czy na to ma ochotę publika?

Udział w »Tańcu z gwiazdami« bardzo mi pomógł. Tańczyłam sambę, a, jak wiadomo, Brazylijki nie są drobne. Zaczęłam się przełamywać. Wszystkim dziewczynom, które mają kompleksy, radzę, popatrzcie na Beyoncé, na Jennifer Lopez. One udowadniają, że piękno wcale nie musi być chude. Zresztą tyle jest gustów, ilu mężczyzn na świecie. Nie rozmiar jest najważniejszy, a forma i kondycja. Oczywiście wiem, gdzie jest granica między kobiecymi kształtami a figurą przy kości. Wszelkie diety rozpoczynam zawsze od poniedziałku i do tej pory nic z nich nie wyszło. Za to teraz dużo tańczę, chodzę na basen, do fitness klubu. Ostatnio znowu kupiłam rolki. To mój powrót do przeszłości, do czasów liceum. Zamierzam na nich jeździć, tak jak kiedyś, gdy na rolkach dojeżdżałam wszędzie.”

Beata Sadowska

„Najpierw patrzymy, potem zaczynamy słuchać. Niestety. To, jak wyglądam, jest ważne w zawodzie dziennikarki i prezenterki, ale nie dałam i – mam nadzieję – nie dam się zwariować. Oczywiście dbam o siebie: ćwiczę, biegam, zdrowo się odżywiam, ale najważniejsze jest to, co mam w głowie. Naprawdę w to wierzę!

Jeśli śliczna buzia (z nogami do samego nieba w komplecie) będzie popełniała gafę za gafą i mówiła głupoty, to nam zbrzydnie i odechce nam się jej słuchać.
A żeby mózg sprawnie działał, musi być dobrze odżywiony. Nie tylko myślami i tlenem. Staram się słuchać samej siebie, swojego organizmu. Zimą wysyła mi sygnały: mięso, kasza, ciepłe potrawy. Wiosną i latem chce warzyw, owoców, świeżych soków. A skoro o to prosi, to dostaje.

Jeśli mam ochotę na ciastko albo czekoladę, to sobie nie odmawiam. Zakazany owoc smakuje dużo bardziej, mamy na niego większą ochotę, a potem jak się dorwiemy... szkoda mówić. Lepiej spokojnie, normalnie, bez przesady.
Jem makarony, ciemne pieczywo, ryż. To węglowodany, które są potrzebne do uprawiania sportu, a ja przygotowuję się do maratonu i biegam kilka razy w tygodniu. Jeśli zdrowo żyjemy, wysypiamy się, ruszamy, możemy jeść to, na co mamy ochotę. Aktywność fizyczna pomoże w spaleniu kalorii, a resztę zamieni na energię.

Lubię siebie i coraz bardziej staram się lubić swoje ciało. Pewnie jak każda kobieta widzę niedoskonałości i niedociągnięcia, ale wiem też, że często są niezauważalne dla innych. Poza tym doskonałość jest nudna, a defekty mogą być ciekawe, o czym usilnie przekonywał mnie kiedyś Muniek Staszczyk.
Dodatkowy kilogram, który nam spędza sen z powiek, przez naszych mężczyzn pozostaje niezauważony. Jeśli czujemy się seksowne, takie jesteśmy. Ale najpierw trzeba siebie polubić i zaakceptować. To oczywiście wyższa szkoła jazdy, ale nawet po kilku oblanych egzaminach warto próbować. Od razu będzie nam lepiej, od razu będziemy piękniejsze.

Zobacz także:

Zasada numer jeden: nie dajmy się zwariować!

Jeśli dieta, to z głową i pod kontrolą specjalisty od żywienia. Próbowałam, poskutkowało, polecam. Dziś staram się jeść niewielkie posiłki, za to pięć razy dziennie. Nie jestem głodna, bo nie lubię i jestem wtedy zła.

Jeśli oczyszczanie (detoks), to dla zdrowia i nie częściej niż dwa razy do roku. Wszystko jest dla nas, ale pamiętajmy, że czasami mniej znaczy więcej. I nie chodzi tu wcale o kilogramy! Warto stanąć przed lustrem, uśmiechnąć się do siebie (mimo sukienki, która »leży nie tak«) i powiedzieć: jest OK.
Bo jest OK!

Katarzyna Figura

"Już od czasów studiów aktorskich miałam obsesję na punkcie ciała. Pamiętam, że gdy wszyscy szli na przerwę obiadową, ja zostawałam na sali i robiłam stretching. Intensywnie ćwiczyłam: jogę, akrobatykę, taniec jazz, balet. A wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Żywiłam się kefirem i białym serem. Nieustannie byłam na ustalonej przez siebie diecie. Dojrzałam bardzo późno, bo w wieku 17 lat, wcześniej wyglądałam jak chłopak, zero kobiecych kształtów. Lekarze zaproponowali terapię hormonalną, na którą nie zgodził się mój ojciec weterynarz. I ustalił mi specjalną dietę wysokobiałkową.

Już wtedy, a były to lata 80., nie łączyłam białek i węglowodanów. Trzymam się tego do dziś. Okazało się, że dieta zadziałała. Nagle zaczęłam rosnąć, zmieniłam się w kobietę. I zaczęłam grać role, w których cielesność była mocno eksponowana, co w połączeniu z moim nazwiskiem było wtedy mocnym atutem. Ale też ogromną pułapką. Odbierano mi talent i inteligencję, dlatego na dalszym etapie kariery wybierałam role, do których celowo musiałam się pobrzydzać.
Dziś znów muszę mieć ciało sprzed 20 lat. Po castingu do teatralnego projektu "Symptoms" Roberta Wilsona dla... młodych aktorów znalazłam się w obsadzie 20-25-latków. Gdy przyszłam na casting, wszyscy w duchu śmiali się, potem gratulowali decyzji. Tak jak reszta oczekujących, czekałam kilkanaście godzin na przesłuchanie, spałam na podłodze na korytarzu i w końcu... wygrałam. Teraz czeka mnie pół roku ciężkiej pracy nad ciałem, w tej sztuce jest mnóstwo fizyczności.

Aktor jest jak sportowiec, musi posiąść umiejętność koncentracji. Ciało jest równorzędnym narzędziem pracy, takim jak mózg. O ciało należy dbać kompleksowo, czyli: ćwiczyć, być na odpowiedniej, zdrowej diecie, szytej na miarę. A na poprawę stanu ducha i ciała nieustannie piję czerwone wino."
Więcej na www.kasiafigura.com.

Ale czy tylko dla kobiet ciało jest ważne? Jak dbają o nie mężczyźni? Szczególnie tacy, którzy nim lub z nim pracują ? piosenkarz, tancerz, jogin. Tylko patrz!

Losza Vera, 24 lata, piosenkarz

"Myślę, że fizyczność jest ważna w każdym zawodzie. Ludzie oczekują dobrej prezencji na scenie. Nie wyobrażam sobie, że śpiewam przed publicznością i wyglądam niechlujnie, byłby to brak szacunku.
Lubię styl elegancki. Choć jestem zbuntowany, pytam się stylistów o zdanie na temat wyglądu i mody. Zawsze zależało mi na wyglądzie, ale nie po to, by dobrze wypaść w oczach innych. Dla samego siebie. To jeden z elementów samodoskonalenia. Liczy się autentyczność.

Przez wiele lat, jeszcze mieszkając w Afryce, uprawiałem sztuki walki. Chodzę do fitness klubu. Teraz co prawda mam poważną kontuzję ręki, ale wrócę do treningów. Słabości? Kocham krwiste befsztyki i seafood."

Michał Piróg, 28 lat, tancerz i choreograf, prezenter "W rytmie MTV"

"Gdy tańczysz taniec współczesny, dbanie o ciało wychodzi samoistnie. Są dni, kiedy tańczę po 8 godzin dziennie, to mnóstwo ruchu. Poranne jedzenie jest dla mnie karą od dziecka. Między treningami niewiele jem, bo po tak ciężkim wysiłku mi się nie chce, a przed następnym treningiem nie mogę, bo będę się czuć ciężko. Zresztą w tańcu zawsze wiemy, kiedy nasze ciało jest dobre - wtedy, kiedy nam się dobrze tańczy.

Każdy, kto tańczy, jest po prostu ładny. Uczysz się pięknego ruchu, poprawia się twoja sywetka, już nigdy nie patrzysz w dół. Mięśnie wyrabiają się same.
Prowadzę zajęcia, korzystając z techniki Batsheva. To filozofia ruchu, gdzie przekazem są emocje. To taniec głową. Technika, którą mogą wykonywać zawodowi tancerze nawet po "40", bo jest to taniec świadomy, nie wyczynowy, w którym tak ważna jest sprawność.

Taniec współczesny najlepiej wydłuża partie mięśniowe, pięknie je wysmukla. Ale każdy taniec kształtuje i wpływa na inne partie mięśniowe. Dlatego chcę powiedzieć głośno: tańczcie. Tańczcie cokolwiek. Najlepiej mieszając różne style - hip-hop, tango, sambę, jazz, by wszystkie części ciała były zaangażowane. I namawiam mężczyzn, taniec współczesny to naprawdę mocny trening."

Radek Rychlik, 27 lat, nauczyciel jogi i właściciel Astanga Yoga Studio

"Próbowałem wielu sportów, skończyłem AWF, ale treningiem, który daje mi najwięcej, jest joga dynamiczna - astanga joga, którą ćwiczę codziennie od 8 lat. Ładnie kształtuje sylwetkę, spala tłuszcz, daje mi dużo energii i świetne samopoczucie. (Potwierdzamy! Na zajęcia do Radka chodzi, i to z efektami, połowa naszej redakcji - przyp. aut.).

Astanga daje mi lepszy kontakt z ciałem, pomaga zachować zdrowie. Sprawia, że jestem spokojny i wyluzowany. A przy tym pozytywnie nakręcony!
Astanga daje mi wszystko, czego oczekuję od treningu, więc inne sporty traktuję już jak przyjemność. Dużo jeżdżę na rowerze i rolkach, pływam, ostatnio odkryłem wspinaczkę. Lubię też wypady do klubu, by potańczyć.
Joga zapewnia mi duży zakres ruchów, siłę i wytrzymałość, więc na parkiecie zmieniam się w dziką bestię!

Od 7 lat jestem wegetarianinem. Z początku był to eksperyment kulinarny, ale szybko przekonałem się, jak wiele może zmienić w życiu. Nagle, nie wiadomo skąd, dostałem dużo energii, przestałem pić kawę, bo już jej nie potrzebowałem i z domatora, który spędzał czas przy komputerze, zmieniłem się w sportowca!

Rzuciłem studia na Wydziale politologii i zdałem na AWF, co kiedyś było dla mnie niewyobrażalne. Oczywiście dietę wegetariańską trzeba stosować z głową, aby efekty nie były odwrotne do zamierzonych. Zachęcam was, ruszajcie się i świadomie podchodźcie do odżywiania. Te dwa elementy zdziałają więcej niż najlepsze kosmetyki."

ZUZA KRAJEWSKA+BARTEK WIECZOREK/PHOTO SHOP.
Stylizacja: Anna Męczyńska.
Makijaż: Gonia Wielocha.
Fryzury: Łukasz Pycior/ D?Vision Art.

Sylwetka gwiazdy : Joanna Liszowska