Co dla mnie znaczy odpowiedzialność? To umiejętność samodzielnego dokonywania wyborów i co ważniejsze, ponoszenie za nie odpowiedzialności. Życie z myślą o konsekwencjach. Oczywiście, że dziś mam 20 lat i bardzo romantyczne spojrzenie na świat, ale tak to widzę. To ideał, a czy sam taki jestem? Szczerze mówię, że nie wiem. Kiedy mam powiedzieć: „kocham cię”, pojawia się skrępowanie. To strasznie trudne, bo coś rzeczywiście czuję, ale czy trzeba to od razu nazywać słowami? Zaczynam się zastanawiać: „Zaraz, zaraz, a co to właściwie znaczy »kocham«?

Mam wrażenie, że mężczyźni generalnie wolą wyrażać, co czują, przez czyny. Mój tata w czymś mi pomoże, dokądś ze mną pojedzie, a nie będzie mi mówił: „Krzysiu, kocham cię”. Jeśli chcę pokazać dziewczynie, że kocham, zabieram ją na kolację, do kina. Dla mnie to jest forma powiedzenia o swoich uczuciach. A jeśli ona czeka na słowa: „Jesteś najważniejsza, najpiękniejsza”? Jeśli czuję się przez nią zmuszony do ich wypowiedzenia, blokuję się, krępuję. Czy można zakochać się w kimś na planie, podczas zdjęć? Można. Ale na tym polega sztuka, żeby po scenie miłosnej, po ujęciu wrócić do siebie. To trudne, bo z jednej strony to ty płaczesz, ty się bijesz, ty kochasz, całujesz się. Z drugiej – to przecież nie ty. Jak byłem młodszy, myślałem, że tak trzeba, że to ja odczuwam, ja przeżywam, ja robię. A potem ja idę na terapię (śmiech). Niedawno, pośrednio pod wpływem mojej dziewczyny, zacząłem zmieniać zdanie. Ona robi teraz z Iwanem Wyrypajewem dyplom w Warszawie, sztukę „UFO kontakt”. Ależ ten facet ma charyzmę. Po spotkaniach z Iwanem wraca i opowiada mi, jak pracuje, jak myśli. Słuchałem, ale jeszcze tego nie przyjmowałem. Dopiero Jan Peszek – mój profesor, z którym sam mam zajęcia – do mnie dotarł. W najprostszych słowach: chodzi o to, że gdy grasz postać, to użyczasz jej swojego ciała i emocjonalności. Ot, na chwilę wyjmuję swoją duszę, odkładam na półkę.

No tak, zakochałem się w aktorce. Lepiej być w związku z osobą z branży czy spoza? Hm, trzeba by wziąć kartkę papieru i wypisać po jednej stronie plusy, po drugiej minusy. No dobrze, na plus: mamy wspólne tematy do rozmowy, chodzimy do kina, na premiery. Interesuje nas to samo, kręci, mamy podobną wrażliwość. Z drugiej strony tak to jest w tym zawodzie, że każdy chce być na szczycie, a rzadko się zdarza, żeby dwóm osobom udało się to w jednym momencie. Dziś te światła, po premierze i dobrym przyjęciu „Mojego roweru”, skierowane są trochę bardziej na mnie. Tak się zdarzyło i to jest trudne. Na plus jest to, że kiedy oboje wychodzimy wieczorem do teatru, nikt nie robi problemu. Taki scenariusz, że ona wraca z pracy, a ja właśnie się do niej szykuję, nie brzmi dobrze. W weekendy nie lepiej – ja pracuję, a ona ma wolne. Bo co z tego, że spektakl gram wieczorem, kiedy cały dzień już tylko tym żyję.

U nas nie ma rozjazdu, rozumiemy się. Bilans wychodzi na plus. Teraz ona pojechała do Poznania, bo tam występuje, potem zrobi przystanek w teatrze w Warszawie i dopiero wróci do Krakowa. Jestem tu na drugim roku w szkole teatralnej, zajęcia trwają od ósmej rano do ósmej wieczorem. Bo ostatnio przyszedłem po dłuższej nieobecności i wyszedłem do domu o 23. Moja dziewczyna chciała jeszcze oglądać film, a ja padłem na twarz.

– Krzyś, przez całą rozmowę stukasz obrączką o stół. Gruba, srebrna, przyciąga spojrzenie. – Noszę, bo tak sobie z dziewczyną wymyśliliśmy. – Jesteś zaklepany? – W pewnym sensie tak (śmiech). Noszę ją wszędzie, mam na palcu zawsze. Byłem ostatnio gościem czatu i w pewnym momencie wszystkie pytania zaczęły krążyć wokół jednego: czy jestem wolny, czy mam dziewczynę (śmiech). Czy ja się mogę podobać? Z moim dużym nosem po babci, trochę odstającymi uszami i wyglądem 16-latka? Staram się bronić uderzeniom sodówki. I tak, jestem zaklepany.