Dwa barwne ptaki – mówiono o nich. Ona, symbol seksu, intrygowała, zachwycała, drażniła. Była skandalistką, ale i utalentowaną aktorką. Gwiazdą „Lekarstwa na miłość”, „Ziemi obiecanej”, Kabaretu Starszych Panów. On – pisarz, felietonista, autor powieści, m.in. „Pożegnania”, „Disneyland”. Razem stworzyli związek niezwykły.

Wielki pisarz zaczyna nowe życie

– Staś wyłowił mnie z morza i zostałam jego złotą rybką – mawiała Kalina. Spotkali się w gdańskim Teatrze Wybrzeże, gdzie ona tuż po szkole dostała angaż. On, znany już pisarz, był tam kierownikiem literackim. „Pachniał wytworną wodą kolońską, przedwojenne panisko” – pisała Agnieszka Osiecka. Nie wymawiał „r”, miał wdzięk rozkapryszonego dziecka. I zakochał się w debiutantce. Codziennie po spektaklu czekał na Kalinę z bukietem róż. To robiło na niej wrażenie. Zwłaszcza że już w liceum zaczytywała się jego „Jeziorem Bodeńskim”. Wybuchowi uczucia nie przeszkodziła ani różnica wieku (17 lat), ani fakt, że Dygat miał żonę. I córkę, która nigdy nie zaakceptowała macochy. Jędrusik została nią w 1954 r. i wraz z mężem wyjechała do Warszawy. – Nie widzieli świata poza sobą – relacjonowała pisarka Wiesława Czapińska. – Spotkałam ich kiedyś, gdy szli ulicą zatopieni w sobie. Ona filigranowa, wtulona pod jego potężne ramię. On, pochylony, coś jej szeptał. – Staś, bodaj jej pierwszy mężczyzna, ulepił ją. Kalina była najlepszą postacią, jaką wymyślił – mówił Kazimierz Kutz, ich przyjaciel. Dygata fascynowało Hollywood, a w Kalinie zobaczył Marilyn Monroe, nawet z podróży do Ameryki przywiózł jej ukulele, by czuła się jak MM. Podobno to on wymyślił wizerunek telewizyjnej seksbomby. Obydwoje to chyba bawi ło. – Kalina chciała być – i była – sexy na serio, a jednocześnie żartowała sobie z nas i z siebie – twierdziła Osiecka. Według Kutza „gwiazdorstwo pasowało do jej typu urody, chęci prowokowania i kapryśnej osobowości”. Szybko powstała legenda Jędrusik. Gwiazdy lekkomyślnej, odrobinę rozpustnej, uwodzicielskiej i pełnej fantazji. Mnożyły się anegdoty. Jak ta, że pewnego ranka weszła do sklepu spożywczego w szlafroczku i szpilkach i, minąwszy długą kolejkę, poprosiła o… kilka butelek szampana. Po czym odwróciła się do oburzonych ludzi: „Przepraszam, ale muszę się w czymś wykąpać”. Klęła z nieprawdopodobnym wdziękiem. Kiedyś wpadła do znajomego ubrana w szeroką sukienkę na fiszbinach. Weszła do pokoju, gdzie przy obiedzie siedzieli jego rodzice. Podniosła sukienkę – nie mając pod nią nic! – i wachlowała nią, mówiąc: „O, k…, ale tu gorąco”. Ojciec wypuścił z rąk łyżkę. Ale przy deserze był już Kaliną oczarowany. Nadawała barwniejszy wymiar codzienności. Kiedyś Wojciech Młynarski przyniósł jej tekst nowej piosenki. Ze słowem „ścierwo”. Kalina powiedziała początkującemu wtedy autorowi, że dama takich słów nie używa. Ten, zdumiony, odparł, że to nie jest wulgarne. Wtedy zwróciła się do męża: „Zobacz, Stasiu, on, k…, nic nie rozumie”. Młynarski zmienił „ścierwo” na „zero”.
– Dom Dygatów też był niekonwencjonalny. O każdej porze dnia i nocy można było tam przyjść – opowiadał zmarły niedawno Gustaw Holoubek. Czy w dwupokojowym mieszkaniu na Mokotowie, czy później, w willi na Żolibo rzu, zawsze gościli mnóstwo ciekawych ludzi. Do legendy przeszły dysputy do rana, poczucie humoru gospodarzy i kuchnia pani domu, która gotowała jak żyła: kusząco i ze smakiem.

Bo w niej był seks

– Byli najbardziej niezwykłym małżeństwem, jakie znałem. Bez grama obłudy i kłamstwa – uważa Kazimierz Kutz. Gdy ich namiętność wygasła, dali sobie wolną rękę w sprawach damsko-męskich. Ona romansowała, on spotykał się z młodymi fankami literatury. Kalina sprawdzała, czy Staś przed wyjściem na randkę ma dobrze zawiązany krawat, wyprasowane spodnie. On zaprzyjaźniał się z jej kochankami. Tolerował ich w domu, oglądał z nimi mecze w telewizji. Agnieszka Osiecka mówiła, że teatralizowali swoje życie, by bawić siebie i przyjaciół. Na przykład Dygat ochoczo opowiadał, jak wrócił kiedyś z delegacji bez uprzedzenia: – Nie zgadniecie, co zastałem w domu. Kalina spała zupełnie sama!
Przyciągała mężczyzn jak magnes. Gdy kogoś zapragnęła, był jej – mówiono. Tadeusz Pluciński, Władysław Kowalski, Wojciech Gąssowski… Zawsze jednak wracała do męża. Kutz mówił: – Żyła pod cudownym parasolem, jaki nad nią otworzył. A Stasio najlepsze okresy miewał, gdy się zakochiwała. Nie siedziała mu wtedy na głowie, ale troszczyła się o niego. A kiedy zrywała romans i wracała, mówiąc: „Myślałam, że to będzie wielka miłość, a to był prowincjonalny romans”, wyciągał ją z depresji. I wspierał, gdy było jej źle. – Słyszałam, że gram wulgarnie, tylko wiję się lubieżnie – żaliła się przyjaciółkom. Ponoć za „podważanie moralności socjalistycznej” nie znosił jej tow. Gomułka. Kiedyś z bólem się zwierzyła, że jest jak pularda, kura, która nie daje jajek. W młodości aktorka przeszła operację i nie mogła mieć dzieci. Miłość macierzyńską przelewała na ludzi wokół siebie. I na zwierzęta. Rozdział ich miłości zamknęła śmierć Dygata w 1978 r. Kalina przygasła. Starała się zachować swojego Stasia choćby we wspomnieniach. W każdą rocznicę jego śmierci zapraszała przyjaciół. Było wzruszająco, nigdy smutno. Opowiadano jego anegdoty, ona wnosiła coraz to nowe potrawy. Zmieniła tryb życia. Wyciszyła się, ochrzciła, stała się bardzo religijna. – Jestem szczęśliwa, że byłam żoną Stasia – mówiła. Dołączyła do niego w 1991 roku, w wieku 60 lat.