Czy z tej mąki będzie chleb?
W przyrodzie, podobnie jak w związku, równowaga musi być zachowana. Z takiego założenia wychodziła Anka, kiedy zaczynała się spotykać z gorzej wykształconym, ale poczciwym (jak jej się wydawało) i finansowo ustawionym (tego akurat była pewna) synem właściciela dużej firmy spedycyjnej w jej rodzinnym mieście. „Michała poznałam na ślubie mojego kolegi z liceum. Przyjechałam do Gliwic tylko na tę uroczystość. Przetańczyliśmy z Michałem całą noc. Przystojny, w świetnie skrojonym garniturze, sporo podróżujący po świecie, od razu wzbudził moje zainteresowanie. Z każdym kolejnym kieliszkiem wina coraz mniej przeszkadzało mi, że nie zna np. reguł deklinacji. Nie każdy musi czytać Sartre’a” – wspomina ze śmiechem. Nazajutrz po weselu Michał zaproponował, że zawiezie Ankę do Warszawy, gdzie pracowała w agencji reklamowej jako copy writer. Spędzili ze sobą dwa dni. Kino, najlepsze restauracje, impreza w „bananowym” klubie. Kawaler płacił za wszystko. Kiedy ona w trakcie śniadania otwierała ,,Gazetę Wyborczą”, on sięgał po magazyn motoryzacyjny. Żegnając go, była przekonana, że „z tej mąki chleba nie będzie”. „Po dwóch tygodniach znowu pojechałam na weekend do Gliwic. Spotkaliśmy się na kawie. Michał chciał mnie odwieźć do domu rodziców, ale ja, znudzona jego towarzystwem, postanowiłam się przejść. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, było nasze pożegnanie. Na pierwszych pasach potrącił mnie samochód.
Ze śpiączki wybudziłam się cztery dni później, na oddziale intensywnej terapii”. Anka mówi, że kiedy otworzyła oczy, jak przez mgłę zobaczyła rodziców i... Michała. „Okazało się, że nie opuszczał szpitala, był przy mnie cały czas. Nikt wcześniej tak się o mnie nie starał. Kiedy wreszcie wróciłam do domu – z pękniętą miednicą, złamaną nogą i ręką oraz pokiereszowaną twarzą, odwiedzał mnie codziennie. Fakt, że nie prowadziliśmy ze sobą poważnych dysput filozoficznych, nie miał żadnego znaczenia”. Najważniejsze, że kiedy Anka uczyła się chodzić o kulach, Michał był przy niej. Zaangażował się w rehabilitację, towarzyszył jej, kiedy zaczęła wychodzić na spacery.
Pierwszy raz kochali się w jego domku (a raczej luksusowej hacjendzie) w górach. Po dwóch miesiącach Anka zaczęła rozważać powrót w rodzinne strony. „Moje przyjaciółki powtarzały jednak, że Michał i ja jesteśmy z dwóch różnych światów. Mówiły, że nigdy nie znajdziemy intelektualnej płaszczyzny porozumienia. Byłam głucha na ich argumenty do momentu, kiedy Michał towarzyszył mi na kolacji służbowej. Upił się drogim bourbonem, stawiał wszystkim drinki, rozprawiał (tylko!) o newsach motoryzacyjnych. Było mi wstyd”. Na dodatek zaczął na Ance wymuszać powrót do Gliwic. „Chciał, żebym zajęła się domem, robieniem zakupów i wyglądaniem dobrze na imprezach”. Na to Anka nie mogła się zgodzić.
„Rozstaliśmy się po pół roku. To ja zerwałam. Chociaż czułam się przy nim bezpiecznie, wiedziałam że ten związek do niczego nie prowadzi. Jakoś nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie w charakterze kury domowej, której największym dylematem jest przyrządzenie idealnych śląskich klusek, modrej kapusty i rolady”. Anka, chociaż od roku jest sama, nie żałuje tej decyzji. Jest dużo szczęśliwsza niż kilkanaście miesięcy temu. Wie, że związek to pokrewieństwo nie tylko dusz, ale też głów.

Miłość w kapeluszu
Sara (180 cm bez kapelusza) zakochała się kilka lat temu w Tomku (170 cm w kapeluszu). Różnica wzrostu nie grałaby kluczowej roli w ich związku, gdyby nie fakt, że o głowę niższy operator miał na tym punkcie bzika. „Poznałam Tomka na kursie hebrajskiego. Dopiero po dwóch miesiącach zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Ale od razu miałam wrażenie, że spotkałam bratnią duszę. Po dwóch tygodniach Tomasz wprowadził się do mnie. Kochaliśmy się, gotowaliśmy, pisaliśmy, uczyliśmy się nowych słówek (śmiech). Kłóciliśmy się, a potem godziliśmy. Ten związek był jak tornado” – opowiada Sara. Tomek działał na jej zmysły jak nikt inny. „Do tego stopnia zmienił moje spojrzenie na świat, że nie zauważyłam, w jak zabawny sposób maskuje różnicę wzrostu” – dziś te wspomnienia budzą już w Sarze tylko śmiech. Jak nisko może upaść facet, aby poczuć się trochę wyższym? „Kiedy spacerowaliśmy ulicami warszawskiej starówki, Tomek zawsze szedł krawężnikiem – dodawało mu to kilkanaście centymetrów. Gdy zatrzymywaliśmy się na moment, żeby się pocałować, mój ukochany gorączkowo szukał wzniesienia – wyjaśniał, że nie chce nabawić się kontuzji szyi od częstego zadzierania głowy”. Tomek, dotychczas krótko obcięty, zapuścił czuprynę i mocno ją stroszył. Sara myślała, że to taka nowa moda, ale kiedyś jej chłopak wyrzucił w złości: „Przez ciebie i te twoje cholerne szpilki zacząłem używać lakieru do włosów i kupować buty na platformie!”. „Prawie zapomniałam, szpilki!” – wykrzykuje Sara. Buty na wysokim obcasie stały się kością niezgody. „Odbyliśmy na ten temat kilka poważnych rozmów. Ustaliliśmy, że pod żadnym pozorem, niezależnie od okazji (włączając Sylwestra) nie mogę w jego obecności założyć szpilek. Zawsze czułam się lepiej na płaskim obcasie, więc przystałam na ten warunek bez większych oporów” – mówi Sara, kolejny raz próbując opanować śmiech.
Kiedy Tomek poznał jej mamę (wyższą o 5 centymetrów od córki), z wrażenia zaniemówił (na co dzień był bardzo wygadany). „Znosiłam ze stoickim spokojem, że wszędzie chodził trzy kroki za mną, żeby nie było widać różnicy wzrostu. Przymykałam oko na fakt, że w towarzystwie mówił: «Kochanie, ty usiądź, ja postoję». Ale kiedy zabronił mi upinać włosy na czubku głowy i praktycznie przestaliśmy wychodzić z domu, miarka się przebrała. Zerwałam”. Sara od ośmiu miesięcy jest szczęśliwie zaręczona z Pawłem – 193 cm wzrostu.

Piękna i bestia
Moja mama zawsze mawia, że z pięknego talerza się nie najesz. Nie sposób odmówić temu racji, ale z drugiej strony, czy nie liczy się też jakość podania? Historia Magdy dowodzi, że choć aspekt wizualny dania jest bardzo ważny, to o udanej konsumpcji przesądza smak „potrawy” i... apetyt! Magda (modelka, obecnie pracuje w firmie public relations) poznała Andrzeja na studiach, kiedy jej kariera była w rozkwicie. Zjawiskowo piękna, szczupła brunetka o ciemnej karnacji, nigdy nie narzekała na brak powodzenia. Większość mężczyzn na widok Magdy traciła rozum. Zazwyczaj kierowali swój wzrok najpierw na nogi, potem zmysłową talię, biust, aby zakończyć na ustach i oczach. „Żaden z tych reżyserów, biznesmenów, panów z telewizji, dziennikarzy, radiowców, dyrektorów artystycznych z agencji reklamowych nie zastanawiał się, kim tak naprawdę jestem, co czuję. Andrzej był zwyczajnym, raczej mało przystojnym kolegą z roku, z którym zawsze mogłam porozmawiać. Pomagał mi na studiach, pożyczał notatki i załatwiał sprawy w sekretariacie. Słuchał moich opowieści, gdy wracałam z zagranicznych wojaży”.
Komentarze „piękna i bestia” oraz inne, mało eleganckie przytyki, zaczęły pojawiać się jeszcze wówczas, gdy łączyły ich stosunki przyjacielskie. „Odkąd zaczęliśmy być ze sobą, sytuacja stała się nieznośna, szczególnie podczas imprez branżowych i pokazów”. Magda wyznaje, że gdy ona prezentowała swe wdzięki na wybiegu, do Andrzeja podchodzili jej koledzy z branży i bezczelnie pytali: „Cześć, jesteś Magdy bratem? To niesamowite – jesteście do siebie tacy niepodobni...”. Zawstydzony i onieśmielony chłopak zazwyczaj nie odpowiadał na zaczepki. „Pojechaliśmy razem na wakacje na Kretę. Cudowna wyspa, zapierające dech w piersiach widoki, słońce – czy można wyobrazić sobie coś piękniejszego?” – wspomina Magda. Andrzej, zmęczony ciągłymi spojrzeniami, jakimi jego dziewczynę obrzucali napaleni Grecy, coraz rzadziej wychodził z pokoju. „Strasznie się ze sobą kłóciliśmy. Nie chciał mi wyjawić prawdziwych powodów swojego złego humoru. Nie miałam pojęcia o tych wszystkich docinkach i komentarzach, których na co dzień słuchał w Warszawie” – mówi Magda. Kiedy wrócili z wakacji, Andrzej przez kilka dni nie odzywał się do niej. Nie odbierał telefonów. W końcu zdołała namówić go na rozmowę. „Coś w nim pękło i wszystko mi wyznał. Powiedział, że bardzo mnie kocha, ale nie jest w stanie dłużej znosić wiecznych zaczepek, złośliwych komentarzy. Postawił sprawę jasno: on albo modelling”. Magda bez wahania wybrała swoją ,,brzydszą” połowę. Powód? „Kocham go”.

Kiedy już zaiskrzy
Psychologowie twierdzą, że gdy spotyka się dwoje ludzi, ich dusze rozpoznają się na poziomie ,,nieświadomości”. Jeśli między podświadomymi częściami naszego „ja” zaiskrzy, zaczyna kiełkować uczucie. Kiedy kobietę i mężczyznę połączy coś tak silnego, obezwładniającego i magicznego jak miłość, przestają mieć znaczenie pieniądze, wzrost, wygląd i tytuł gazety czytanej do śniadania.