Bez wyznaczania granic nie ma wychowania. Dziecku potrzebni są rodzice, którzy świadomie porządkują jego świat, stawiają przed nim wymagania. Uczą, że nie wszystko można mieć natychmiast. Co więcej, z badań wręcz wynika, że dzieci, których rodzice jasno określają oczekiwania wobec nich, są nie tylko pewniejsze siebie, ale lepiej też radzą sobie najpierw w przedszkolu i szkole, a potem w samodzielnym życiu. Granice oczywiście trzeba stawiać tak, by nie tłumić młodego człowieka, nie ranić jego uczuć, nie naruszać poczucia godności. Udaje się to dzięki tzw. pozytywnej dyscyplinie. To nic innego jak konsekwentne, ale pełne miłości i akceptacji egzekwowanie zasad. Zamiast krytyki, krzyku czy siły spokojnie kieruje się zachowaniem dziecka. Zachęca je do poszukiwania rozwiązań, pobudza do myślenia i przewidywania następstw swoich czynów. To jest właśnie te złoty środek między rozpieszczaniem i pobłażaniem a wychowaniem zbyt surowym, restrykcyjnym. Sposób postępowania należy dostosować do wieku dziecka. Zobaczmy, jak to robić.

ZANIM MALUCH PÓJDZIE DO PRZEDSZKOLA

Dyscyplinowanie warto zacząć już od kołyski. Kiedy kilkumiesięczny brzdąc np. mocno ciągnie nas za włosy, swoją niezadowoloną miną i gestem odciągnięcia rączki dziecka okażmy mu swoją dezaprobatę. Z kolei, gdy raczkujący malec zbliża się do gniazdka elektrycznego, nasza reakcja powinna być zdecydowana: „Nie wolno”, „To niebezpieczne”. W tym wieku dziecko najszybciej zareaguje na stanowczy ton i groźną minę dorosłego. Ułatwiajmy maluchowi zrozumienie i zapamiętanie wyznaczonych granic. Możemy np. ponaklejać w różnych miejscach domu specjalne oznaczenia. Czerwone kółka umieśćmy w miejscach zabronionych (takich jak włącznik telewizora i komputera, którym tak uwielbia pstrykać, czy piekarnik, który ciągle otwiera), a żółte słoneczka w miejscach, do których dostęp jest swobodny (np. szafka z zabawkami). Pamiętajmy, że wcześniej musimy dobrze nauczyć malucha rozpoznawać te symbole. Najlepiej zrobić to w formie zabawy (np. dorysowywania słoneczkom uśmiechów, a kółkom „buziek” skierowanych w dół). Warto wyznaczać takie granice, bo już niespełna dwuletnie dziecko ma ogromną potrzebę badania, nie zawsze bezpiecznych, domowych terytoriów.
Zasadę: „zamiast polecenia zachęta do zabawy”, warto stosować na każdym kroku, bo dziecko w tym wieku uwielbia stawiać opór. Słowo „nie” należy do jego stałego repertuaru. Jeśli więc pociecha nie chce iść do łóżka, zachęćmy ją do tego np. zabawą w teatrzyk cieni (my pokazujemy na ścianie przy użyciu dłoni cienie zwierzątek, a dziecko zgaduje, jak się one nazywają). Inną metodą na uniknięcie zdecydowanego sprzeciwu jest dawanie dziecku możliwości wyboru, np.: „Chcesz założyć zieloną czy niebieską bluzę?”. Około drugiego roku życia pojawiają się też pierwsze wybuchy złości, ataki histerii (skłonność do nich mają zwłaszcza dzieci z żywiołowym temperamentem). Jak na nie reagować? Najlepiej zachować spokój, nie dać się wyprowadzić z równowagi, ponieważ to swoista próba sił – dziecko sprawdza, na ile może sobie pozwolić. Dlatego ignorujmy te wybuchy, a jeszcze lepiej starajmy się wcześniej zauważać nadchodzącą burzę emocji i rozładować ją – żartem lub odwróceniem uwagi dziecka. Postarajmy się zająć je np. ciekawą zabawą, żeby na dobre zapomniało o tym, co je tak wzburzyło.

GDY DZIECKO STAJE SIĘ PRZEDSZKOLAKIEM

Ponieważ nasza pociecha ma teraz kontakt z większą liczbą dzieci, powinniśmy uczyć ją przestrzegania zasad, które obowiązują w grupie. Oczywiście wielu rzeczy nauczy się mimochodem w przedszkolu, ale my też musimy korygować jej zachowania – tak by umiała funkcjonować wśród rówieśników. Jeśli więc nasze dziecko np. uderzy w czasie zabawy kolegę, odsuńmy je na bok i powiedzmy: „Usiądź przy mnie. Widzę, że opanowała cię złość. Spróbuj nad nią zapanować”. Gdy malec ochłonie, dobrze jest z nim porozmawiać o tym, co się wydarzyło, jak powinien był się zachować i że musi przeprosić kolegę, któremu teraz na pewno jest przykro i smutno. Dziecko łatwiej zrozumie, że źle postąpiło, jeśli dodatkowo odwołamy się do jego przykładu: „A jak ty byś się czuł, gdyby ktoś cię zbił?”. To również czas nauki różnych codziennych czynności, takich jak samodzielne mycie się, ubieranie, zawiązywanie bucików przed wyjściem z domu itd. Pamiętajmy, że przedszkolakowi nie służy pośpiech rodziców. Jeśli chcemy, żeby maluch bez większego grymaszenia umył się i ubrał, to nie warto go poganiać, stać mu nad głową i powtarzać: „Pospiesz się, mamy mało czasu”. Od ponagleń zdecydowanie skuteczniejsze będą słowa zachęty, np.: „W łazience ładnie się ze wszystkim uporałeś. Zostało ci jeszcze tylko ubranie się. Na stole czeka na ciebie to, co lubisz – kakao”. Wystrzegajmy się własnej niecierpliwości – dziecko dopiero się uczy, ma więc prawo do błędów, zapominania i wolniejszego tempa. Malucha w tym wieku zazwyczaj roznosi energia – bez przerwy coś psuje, wylewa, tłucze. Powinniśmy wówczas reagować spokojnie, bez krzyku i absolutnie bez użycia siły. Powiedzmy np.: „Widzę, że wylało się mleko. Wytrzyj plamy ścierką i nalej sobie jeszcze raz”. Starajmy się również uprzedzać fakty przestrogami: „Nie powinno się grać w piłkę w domu, bo można narobić wiele szkód. Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że odbijasz piłkę w pokoju, zabiorę ci ją”. I koniecznie tak zróbmy, jeśli maluch nie zareaguje na nasze słowa.

KIEDY DZIECKO IDZIE DO SZKOŁY

Częstym problemem w tym wieku jest zagonienie pociechy do odrabiania lekcji. Zwykle woli ona pooglądać telewizję czy wyjść na dwór do kolegów. Żeby uniknąć wojen o lekcje, warto na początku ustalić z dzieckiem plan aktywności po południu – niech samo wyznaczy sobie czas na odpoczynek i na zabawę oraz stałą porę na pracę domową. Jeśli nadal ociąga się z lekcjami, bądźmy konsekwentni. Po każdym jego: „później”, „zdążę”, przypominajmy, do czego się zobowiązało, np.: „Ustaliliśmy, że kończysz lekcje przed kolacją. Została tylko godzina, a ty jeszcze nie zacząłeś”. Kiedy dziecku uda się uporać z zadaniami przed czasem, nie zapomnijmy go pochwalić, a nawet nagrodzić: „O, widzę, że już odrobiłaś lekcje, w takim razie masz dodatkowy czas na twój ulubiony program w telewizji”. Bo to, co najskuteczniejsze, to zasada wzmocniona pochwałą. Dziecko pragnie zadowolić rodziców, zdobyć ich uwagę. Zauważanie i chwalenie jego pozytywnych zachowań motywuje je do takich działań w przyszłości. Pamiętajmy też, że nie warto grać roli nauczyciela w domu – raczej doradcy, konsultanta. Stójmy na stanowisku: „Spróbuj zrobić zadanie sam, a jeśli sobie nie poradzisz, poproś o pomoc”. Nie wyręczajmy dziecka w pakowaniu plecaka, nie sprawdzajmy też co wieczór, czy wszystko wzięło – w ten sposób nie nauczy się odpowiedzialności i samodzielności. Jeśli zapomni o czymś do szkoły, np. o stroju na basen czy ćwiczeniach do angielskiego, nie ułatwiajmy mu sprawy, jadąc „na sygnale” i przywożąc potrzebne rzeczy. Pozwólmy mu ponieść konsekwencje – niech siedzi przez cały WF na ławce lub dostanie uwagę do dzienniczka. Następnym  razem będzie się starało pamiętać o tym, co trzeba.

Jeśli w domu mamy już nastolatka

Powinniśmy wobec niego stosować takie metody, które nie naruszają godności ani poczucia własnej wartości. Nastolatek jest bowiem bardzo wyczulony na każdy przejaw krytyki, negatywnej oceny. Najlepiej sprawdzi się tu technika zadawania pytań. Chodzi o takie pytania, które nie mają na celu walki z nastolatkiem, wzbudzania w nim poczucia winy czy wstydu, ale sprowokują go do analizy i zmiany zachowania. Córce, która np. przyszła spóźniona z imprezy, zamiast na wejściu robić awanturę, lepiej powiedzieć: „Jest już po jedenastej. Od godziny czekamy na ciebie i się martwimy. Dlaczego nie zadzwoniłaś ani nie odbierałaś telefonu?”. Z kolei na widok brudnych naczyń, które zostawił na stole syn, możemy zareagować: „Jak myślisz, co ja czuję, gdy wracam zmęczona do domu i widzę ten bałagan, choć rano wszystko posprzątałam?”. Druga ważna rzecz, o której musimy pamiętać, wychowując nastolatka, to unikanie zakazów. Te działają na młodego człowieka jak płachta na byka. Prowokują go do przekory, buntu, bo czuje się autonomiczną jednostką i chce decydować o sobie. Dlatego, by nastolatek nie miał poczucia, że ograniczamy jego wolność, unikajmy w rozmowach z nim słów „zabraniam”, „nie zgadzam się”. Zamiast tego negocjujmy, zawierajmy wszelkiego rodzaju umowy. Jeśli np. dziecko chce wyjechać z przyjaciółmi na wakacje, a my oczekujemy, że będzie miało dobre stopnie na świadectwie, możemy zaproponować: „Umówmy się, że jeśli przysiądziesz nad matematyką, by poprawić końcową ocenę, pojedziesz na obóz żeglarski, o którym tak marzysz” (można taką umowę spisać i złożyć pod nią podpisy).
Innym przydatnym sposobem jest technika ograniczonego wyboru. Sprawdza się zwłaszcza wtedy, gdy nie możemy się na coś tak bez zastrzeżeń zgodzić. Załóżmy, że syn chce zrezygnować z (opłaconych już) lekcji tenisa, bo zapalił się do nowego pomysłu – nauki nurkowania (za którą też trzeba zapłacić). Proponujemy wtedy: „Albo będziesz dalej chodził na tenis, a ja dam ci pieniądze na nowy kurs, albo zrezygnujesz z tenisa, ale sam sobie dorobisz do nurkowania”. Młody człowiek ma wprawdzie mały wybór (my wyznaczamy jego ramy), jednak go ma. Dzięki temu nie czuje się tak bardzo ograniczany i łatwiej godzi się z naszymi warunkami.

Co zrobić, by skutecznie
wydawać polecenia?
■ Mówmy zdecydowanym, pewnym głosem, z poważną miną – polecenie nie może być prośbą czy pytaniem.
■ Jeśli maluch się wyrywa i ucieka, przytrzymajmy go i nakierujmy w swoją stronę, skupiając wzrok na jego twarzy.
■ Unikajmy gróźb, straszenia drugim z rodziców (np. „jeśli mnie nie posłuchasz, powiem tacie”, „gdy przyjdzie tata, to ci pokaże”).
■ Wydawajmy tylko jedno polecenie w jednym czasie.