Drogi Marcinie,
Może Ty wiesz, gdzie można spotkać fajnego faceta? Niektóre moje koleżanki jakoś znalazły całkiem sensownych narzeczonych, a nawet mężów, więc wiadomo, że oni gdzieś są. Ale gdzie?!
Milena, 27 lat

Odpowiada MARCIN PROKOP, dziennikarz prasowy i telewizyjny (prowadzi m.in. „dzień dobry tvn”), facet o żelaznym poczuciu humoru, znawca życia i męskiej psychiki, dyżurny felietonista Glamour.

Gdybym był złośliwy, napisałbym, że wszyscy fajni faceci są już od dawna pozajmowani, więc jeśli chce się takiego złowić, trzeba pilnie śledzić „rynek wtórny” wśród koleżanek. A nuż jakiś wagonik się odczepi i wpadnie wprost pod koła twojej lokomotywy miłości... Szanse na zaistnienie takich okoliczności są jednak mizerne. Zwłaszcza że w pozycji „przyczajony tygrys, ukryty smok” pozostaje więcej samotnych kobiet i kiedy na straganie życia pojawia się smakowity męski kąsek, walka staje się bezpardonowa.

Dlatego trzeba szukać innych możliwości. Rozglądając się za nimi, najpierw należy zdiagnozować, jakich miejsc unikać. Prawie na pewno nie znajdziesz fajnego faceta, takiego „na dłużej”, w klubie, dyskotece, knajpie czy jak tam teraz takie miejsca się nazywają. Do takich przybytków ciągną głównie myśliwi o szemranych intencjach, polujący na damskie biustonosze, którzy są wytrenowani w sprawianiu dobrego wrażenia.

Nie wierzysz? Obejrzyj serial „Usta usta”. Toż to czystej wody instruktaż, jak rwać laski na pęczki bez zobowiązań. Wystarczy opanować sztukę „obiecam ci wszystko, o czym marzysz i powiem ci to, co chcesz usłyszeć”. Kawiarniane deklaracje nic nie kosztują.

Lepszym pomysłem wydaje się zastawienie pułapki na mężczyznę w centrum handlowym. Po pierwsze, możesz obserwować niepodejrzewający niczego obiekt w codziennej wersji, a nie wypicowany na wieczorne wyjście (myślałaś, że faceci tego nie robią?). Po drugie, masz szansę ocenić, czy gość ma coś na kształt gustu oraz poznać jego zainteresowania, podpatrując, do jakich sklepów wchodzi. Jeśli głównie do drogerii, z których wytacza się z naręczem pieluch i wacików dla żony, to raczej pozamiatane. Po trzecie, jeśli twój obiekt spędza sporo czasu na przeglądaniu męskich ciuchów, to albo jest gejem, który właśnie wybiera prezent dla partnera, albo jest facetem dbającym o siebie i swój wizerunek, co dobrze wróży. Szkopuł w tym, że – jak w „Forreście Gumpie” – nigdy nie wiesz, na którą z tych dwóch czekoladek trafisz.

Niezłym łowiskiem do zarzucenia sieci na faceta jest też Facebook zwany przez niektórych twarzoksiążką, gdzie obowiązuje względna otwartość. Większość użytkowników solennie wypełnia pola z cyklu „zainteresowania”, „oczekiwania”, „lubię/nie lubię” oraz maniakalnie wkleja swoje zdjęcia. Dodatkowym plusem jest możliwość zapoznania się z gronem internetowych przyjaciół interesującej nas postaci oraz podglądanie, z kim, o czym i w jaki sposób najczęściej konwersuje. Kiedy już właściwy obiekt zostanie wytypowany, wystarczy jednym kliknięciem wysłać mu zaproszenie do grona znajomych... A jakby się sytuacja nie kleiła, zawsze można się równie łatwo „odprzyjaźnić”.

Niepoprawnej romantyczce pozostaje jeszcze jedna metoda znana od pokoleń. Nic nie robić. Czekać spokojnie na księcia na białym rumaku. Jeśli rację ma Reni Jusis, to „kiedyś cię znajdzie”. Obyś tylko do tego czasu nie pokryła się pajęczyną.
Powodzenia.