Mój dziadek był jubilerem w przedwojennym Lwowie, więc zamiłowanie do kruszców szlachetnych i rzemiosła artystycznego mam w genach. Pierwszy raz dały znać o sobie trzy lata temu. Zaprojektowałam wtedy biżuterię, która była wyrazem mojej fascynacji kulturą Japonii i filozofią zen. Minimalistyczne w formie bransoletki, wisiory i pierścionki trafiły na aukcję charytatywną. Kolekcję biżuterii, którą ostatnio stworzyłam w duecie z projektantką Anną Orską, nazwałam Vocalise, co oznacza w muzyce śpiewanie bez tekstu, pełną wolność, improwizację. Tak też moja kolekcja biżuterii zostawia całkowitą swobodę wariacji na bazie jej elementów. Łańcuszki można łączyć z bransoletkami i nosić na sto sposobów. Gdy je projektowałam, miałam w sercu estetykę art déco. Spotyka się w niej wszystko, co jest mi drogie: prostota, uniwersalizm i zachwyt sztuką etniczną. Elegancki czarny onyks oprawiony w białe srebro wydawał się idealny. Ale zamarzył mi się jeszcze drobny element wywrotowy – taki rockandrollowy zapalnik, mocny akcent. Stąd zielony kamień. Zielone oczko. To witalność, życiodajna moc, kolor dżungli w Rio de Janeiro, którą dane mi było odkryć w swoich koncertowych podróżach. Pragnęłam, aby ten akcent kolorystyczny skupiał sobie światło, aby dodał energii tym, którzy będą go nosić.